Samochód jako inwestycja
Artykuł sponsorowany

Samochód jako inwestycja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Niektóre samochody są jak wino – z wiekiem szlachetnieją i zyskują na wartości. Większość pojazdów jednak nie ma przed sobą zbyt kolorowej przyszłości – zje je rdza, a one zamienią się w surowiec do produkcji żyletek. Warto więc wiedzieć, jak zarobić na kupnie i odsprzedaży samochodu.
Jeśli wartość kolekcjonerską a zarazem inwestycyjną przestawiają stare komiksy, autografy lub wysokogatunkowe alkohole, dlaczego by nie traktować w tych samych kategoriach samochodów? Zdaniem analityków z amerykańskiej agencji Knight Frank young- i oldtimery mogą być całkiem dobrą lokatą kapitału. Okazuje się bowiem, że na przestrzeni ostatnich lat wartość dobrze zachowanych klasyków (przede wszystkim w USA, ale per analogiam również w Polsce) systematycznie rośnie – średnio nawet o 28 proc. w skali roku. Samochody z lat 50., 60. i 70. XX wieku mają w sobie czar minionych dekad. Nostalgia jest w cenie.
 
Ten czy nie ten?
 
Oczywiście nie każde auto, które lata świetności miało trzy lub cztery dekady temu, przedstawia wartość inwestycyjną. Cenione są samochody, których produkcja nie osiągnęła masowego poziomu, mają niewielki przebieg, a do tego ich stan techniczny jest więcej niż zadowalający, co nie jest łatwe do osiągnięcia, zważywszy na fakt, że liczba oryginalnych części i elementów wyposażenia maleje z każdym rokiem. Ford mustang fastback eleanor GT500 z roku 1968 ma dziś wartość rzędu 212 tys. złotych (jest do kupienia w Polsce), a zadbany buick le sabre z 1971 roku – 45 tys. złotych. Starszego o dwa lata cadillaca deville, zadbanego, w dobrym stanie technicznym, można natomiast kupić na aukcji internetowej w jednym z polskich serwisów aukcyjnych za 55 tys. zł. Są to kwoty, które przewyższają wartość aut nowych, prosto z salonu, ale pozbawionych aury „legendarnego klasyka”. I co ciekawe, nawet stare syreny i fiaty 126p mogą zyskać status pojazdu-lokaty. Oczywiście pod warunkiem, że ich stan techniczny będzie absolutnie perfekcyjny – dość powiedzieć, że model 105 szalenie niegdyś popularnej Syreny potrafi osiągnąć wycenę rzędu 25 tys. zł.
 
Zyski, ale najpierw wydatki
 
Kupując klasyka, trzeba jednak pamiętać, że old- lub youngtimer „inwestycyjny” to nie tylko jednorazowy wydatek na zakup. To również koszty na jego utrzymanie, by nie tracił on na wartości. Jak szacują eksperci z portalu Oldtimery.com, trzeba liczyć się z tym, że miesięcznie mogą to być kwoty rzędu 500-1000 zł – na drobne naprawy (tylko oryginalnymi technikami i z użyciem oryginalnych części) i garażowanie w odpowiednich warunkach. Lokowanie w klasyczne auta jest więc przedsięwzięciem dla osób gotowych na ponoszenie stałych kosztów (które w ostatecznym rozrachunku, po odsprzedaży, powinny się zwrócić). Do tego dochodzi również kwestia składki na ubezpieczenie OC posiadaczy pojazdów mechanicznych. Samochód, nawet nie używany i klasyfikowany jako zabytkowy, musi je w myśl przepisów prawa posiadać (stałe lub tzw. czasowe, gdy auto ma potwierdzony status pojazdu zabytkowego). „Jeżeli pojazd przez większą część roku jest nieużywany, z reguły wystarczy wykupienie obowiązkowego ubezpieczenie OC. Należy jednak pamiętać, że ubezpieczenie OC nie zapewnia ochrony w przypadku kradzieży auta lub tzw. szkód parkingowych, dlatego dla zabezpieczenia swojej inwestycji warto rozważyć zakup również ubezpieczenia autocasco lub przynajmniej tzw. minicasco, zapewniającego ochronę od najbardziej dotkliwych ryzyk, jak utrata pojazdu w wyniku pożaru lub kradzieży.” – radzi Monika Siwiec, Specjalista ds. Ubezpieczeń AXA DIRECT.