"Zastrzelili Gruszczyńskiego, bo chciał strzelać"

"Zastrzelili Gruszczyńskiego, bo chciał strzelać"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zastrzelony przez policję na warszawskiej Pradze poszukiwany od czterech dni 25-letni Michał Gruszczyński, podejrzewany o zabójstwo dwóch braci w Wołominie, miał broń maszynową i trotyl. Gdy chciał ich użyć, policja odpowiedziała ogniem - oświadczył minister SWiA Janusz Kaczmarek.
Świadkowie akcji mówią o kilkunastu strzałach.

Gruszczyński zginął na stacji benzynowej, znajdującej się pomiędzy blokami mieszkalnymi niedaleko Ronda Wiatraczna. Rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Sokołowski powiedział, że ten rejon był obserwowany przez funkcjonariuszy stołecznych i z CBŚ, ponieważ było to jedno z miejsc, w którym mógł ukrywać się poszukiwany.

"Prowadzący obserwacje policjanci w pewnym momencie zauważyli ubranego na czarno, w kapturze, mężczyznę. Jeden z nich podszedł bliżej i rozpoznał Gruszczyńskiego" - relacjonował Sokołowski. Jak dodał, policjanci byli po cywilnemu, krzyknęli do mężczyzny - "stój, policja", ten jednak zaczął uciekać. Gdy zabiegli mu drogę, mężczyzna wyciągnął pistolet maszynowy "Skorpion". Wtedy policjanci zaczęli strzelać.

W sklepie na stacji było wówczas kilka osób - klienci i obsługa. "Płaciłem rachunek, usłyszałem kilkanaście strzałów. Potem do środka wpadł policjant i krzyknął: padnij. Później dowiedzieliśmy się, że na zewnątrz został zastrzelony mężczyzna, który zamordował braci w Wołominie" - relacjonował dziennikarzom jeden ze świadków. "Słyszałam strzały, widziałam upadającego mężczyznę" - mówiła jedna z mieszkających niedaleko kobiet.

Ponieważ policjanci mieli informacje, że Gruszczyński mógł mieć przy sobie ładunki wybuchowe, na miejsce sprowadzono policyjnych pirotechników, a cały teren w ciągu kilkunastu minut otoczyli funkcjonariusze. Przyjechały także wozy strażackie - z powodu bliskości stacji benzynowej istniało bowiem zagrożenie dla życia mieszkańców. Przy ciele mężczyzny znaleziono 200 gramów trotylu z zapalnikiem.

Od razu pojawiły się też tłumy gapiów. "Dobrze, że go zastrzelili. Zabił dwie osoby, pewnie zabijałby kolejne. To była kwestia czasu" - mówili niektórzy. "Słyszałam tylko strzały. Ale tutaj są szkoły, kręci się sporo ludzi, dobrze, że nikomu postronnemu nic się nie stało" - mówili inni.

Teraz na miejscu trwają oględziny - jak powiedział Sokołowski - mogą one potrwać jeszcze kilka godzin. Funkcjonariusze sprawdzają, dlaczego mężczyzna znalazł się w tym miejscu, gdzie się ukrywał i czy ktoś mu w tym pomagał. "Tego, że ktoś mu pomagał, nie możemy wykluczyć" - dodał.

Policjantów, którzy strzelali, czeka prokuratorskie postępowanie. "Zgodnie z obowiązującymi przepisami, w chwili gdy doszło przez funkcjonariusza do użycia broni, prowadzone jest takie postępowanie" - wyjaśnił Sokołowski. Obowiązujące regulacje pozwalają policjantom na użycie broni bez ostrzeżenia (stój, bo strzelam - PAP) w sytuacji "nagłego zagrożenia życia i zdrowia".

Szef policji Konrad Kornatowski powiedział dziennikarzom, że "oględziny miejsca zdarzenia wskazują jednoznacznie, iż Gruszczyński po wyjęciu pistoletu maszynowego przeładował i odbezpieczył broń. "Czyli był zdeterminowany i chciał zrobić jatkę" - dodał.

Tymczasem szef MSWiA przyznał, że gdyby nie zaniedbania policji, mogłoby nie dojść do zabójstwa drugiego z braci w Wołominie. Zaznaczył, że jest to tylko przypuszczenie.

Kornatowski ujawnił zaś, że wydał polecenie zawieszenia w czynnościach zastępcę wydziału do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw KSP, który "nie dopełnił obowiązków co do ochrony rodziny ofiar Gruszczyńskiego".

Mariusz Cz. - brat zamordowanych w Wołominie mężczyzn - powiedział, że po zastrzeleniu Michała Gruszczyńskiego, podejrzewanego o zabójstwo jego braci, czuje ulgę i rozgoryczenie.

Podkreślił, że jest rozczarowany i rozgoryczony tym, że został zawieszony w obowiązkach zastępca wydziału dw. z terrorem i zabójstw. "To był jedyny człowiek, który od początku bardzo mocno mi pomagał i mnie wspierał. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by zmieniono tę decyzję" - powiedział.

"Miałem nadzieję, że Gruszczyński zostanie zatrzymany i odpowie przed sądem za to, co zrobił" - powiedział. Dodał, że nadal obawia się o bezpieczeństwo swoich bliskich i nie zrezygnuje z ochrony, bo Gruszczyński prawdopodobnie miał wspólników.

Policjanci nieoficjalnie także nie kryją zaskoczenia z powodu decyzji o zawieszeniu policjanta. "Był z tą rodziną od początku. Cały czas robił wszystko, aby zatrzymano Gruszczyńskiego" - podkreślają.

Obława na Gruszczyńskiego trwała od soboty, kiedy to - według ustaleń funkcjonariuszy - zastrzelił na wołomińskim cmentarzu drugiego z braci Cz., 29-letniego Roberta. Prokuratura już 7 marca wydała postanowienie o przedstawieniu mu zarzutów zabójstwa - pierwszego z braci - Dariusza Cz. (pod koniec lutego w wołomińskim pubie), usiłowania zabójstwa i nielegalnego posiadania broni. Mariusz Cz. mówił, że zwracano się do policji i prokuratury o ochronę dla nich, ale prośby pozostały niespełnione, za co miał żal.

W tej sprawie w poniedziałek został zatrzymany Jan Z. ps. Cygan, który miał dostarczyć broń Gruszczyńskiemu. W środę prokuratura ma zdecydować, czy wystąpi do sądu o jego areszt. Mężczyźnie postawiono dotąd jedynie zarzut nielegalnego posiadania broni.

ab, pap