Strzały, helikoptery, wilczur i uciekający leśniczy. Mieszkają przy granicy z Białorusią, opowiedzieli nam, co się dzieje

Strzały, helikoptery, wilczur i uciekający leśniczy. Mieszkają przy granicy z Białorusią, opowiedzieli nam, co się dzieje

Wieś niedaleko granicy polsko-białoruskiej
Wieś niedaleko granicy polsko-białoruskiej Źródło:WPROST.pl / Piotr Barejka
Wiesławie trudno zliczyć, ile wojskowych ciężarówek przejeżdża obok jej domu. Ostatnio jest ich coraz więcej. – Kiedyś koguty piały, teraz helikoptery warczą – mówią mieszkańcy pogranicza. Jedni o migrantach nie chcą już słyszeć, drudzy liczą straty, a trzeci uważają, że mur to tylko propaganda.

Robert* widzi mur za każdym razem, gdy wychodzi z domu. Strażnicy graniczni i żołnierze co chwilę mkną szutrową drogą przed jego bramą. Wzbijają tumany kurzu, więc trudno okno otworzyć. Do granicy z Białorusią mają stąd około stu metrów, a pole Roberta kończy się przy samym murze. Żeby nawrócić ciągnikiem, musi informować strażników, że wjedzie bliżej niż na 15 metrów.

– Można podejść, ale jak będziesz za blisko, to co najmniej pięćset łupną. Któregoś dnia brałem kukurydzę dla cielaków, ale nie zdążyłem nawrócić. Od razu mnie okrążyli – ostrzega Robert. – Jeśli jakaś akcja jest, to bardzo szybko tu jeżdżą, w dzień i w nocy. Nieraz strzały było słychać, helikoptery latają – kontynuuje.

– Dużo migrantów idzie, mur przecinają i tędy idą – rzuca okiem na pobliskie pola i las. – Codziennie przechodzą. Rozmawiamy czasem, jak idą przez pole. Poza tym pustka jest. Turystów mniej, bo wiadomo, że są tacy, co się obawiają.

Niedawno Robert był przy murze, gdy usłyszał, jak ktoś woła po rosyjsku. Pomiędzy przęsłami zobaczył twarz. – Ty Polak? – pytał mężczyzna po drugiej stronie. – Chciał, żeby pić mu dać, coś jeść. Ale ja mówię, że nie mogę dać, bo kamera jest, nie wolno po prostu. Jak już jest z tej strony, to nie ma problemu. Co mu się będzie żałować wody albo chleba? – wzdycha Robert.

– Szkoda mi ich, bo każdy jeden to człowiek, każdy chce lepszego życia. Ale podejrzewam, że biedni już nie idą. Jeden mówił, że bilet do Mińska kosztował go prawie 10 tysięcy dolarów. Masz pan pojęcie, ile to jest? – prycha. – Naszym żołnierzom też współczuję, ale jak jest wojsko, to u nas nie ma strachu. Na pewno dobrze, że zagrodzili granicę. Siatkę przy pastwisku migranci nam cięli, jak nie było muru, chodzili wzdłuż i poprzek cały czas – zaznacza.

Po podwórku Roberta biega kilka psów. Stoi też kojec, z którego bramę obserwuje owczarek niemiecki. – Musowo trzeba było kilka rzeczy zrobić – wyjaśnia. – Specjalnie wilczura kupiłem. Migranci psów się boją, a jak gdzieś wychodzę na podwórko, to przecież domu nie zamykam. Później wstawiłem na noc mocne światło, działa na fotokomórkę. Jeżeli ktoś nocą idzie, to całe podwórko oświetla. W każdej chwili coś może się stać. Słychać przecież, jak strzelają – rozkłada ręce Robert.

Cały artykuł dostępny jest w 37/2023 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.