Kołodziejczak odpowiada na zarzuty. Wyjaśnia sprawę dyplomu

Kołodziejczak odpowiada na zarzuty. Wyjaśnia sprawę dyplomu

Michał Kołodziejczyk z AgroUnii
Michał Kołodziejczyk z AgroUnii Źródło: Newspix.pl / TEDI
Wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak stanowczo zaprzeczył, że zapłacił za otrzymanie dyplomu na uczelni Collegium Humanum. Lider Agrounii utrzymuje, że padł ofiarą manipulacji, a cała sprawa ma, jego zdaniem, znamiona prowokacji politycznej.

Z ustaleń dziennikarskich wynika, że 15 stycznia 2024 roku Kołodziejczak miał podpisać umowę z Collegium Humanum, a już trzy tygodnie później, 7 lutego, oficjalnie figurował na liście studentów uczelni. Pojawiają się też informacje o wpłatach – najpierw 5 000 zł tytułem czesnego, potem łącznie 14 000 zł. Osobną kwotę – ok. 4 000 zł – miał otrzymać Bernard K., pośrednik i rekruter, znany z powiązań z innymi uczelniami zamieszanymi w aferę.

Jednym z najbardziej kompromitujących elementów całej historii jest rzekomy sfałszowany dokument ukończenia sześciu semestrów studiów na śląskiej uczelni, który miał być podstawą do uzyskania licencjatu. Podpis i pieczęć miały należeć do osoby, która od dawna nie pełniła funkcji rektora. Zeznania świadków wskazują, że oceny do indeksu miały być wpisane „z głowy”, bez rzeczywistego procesu edukacyjnego.

Linia obrony: „Nie zapłaciłem, zostałem wprowadzony w błąd”

Kołodziejczak w wywiadach twierdzi, że nie kupował żadnego dyplomu. Zapewnia, że to on padł ofiarą – zarówno presji społecznej, jak i manipulacji ze strony osób, które przedstawiły mu możliwość tzw. indywidualnego toku nauczania.

W rozmowie na antenie Polsat News odniósł się do zarzutów o nielegalne uzyskanie dyplomu w Collegium Humanum. Podkreślił, że nie płacił nikomu za załatwienie dyplomu, a całą sprawę określił jako prowokację polityczną, która ma na celu wyeliminowanie go z życia publicznego.

– Nie kupowałem żadnego dyplomu. Nic takiego nie miało miejsca – zapewnił Kołodziejczak. Jak wyjaśnił, podjął decyzję o rozpoczęciu studiów w drugiej połowie 2023 roku, po namowach znajomych, rodziny i kolegów z Sejmu. Rozmawiał wówczas z dwiema prywatnymi uczelniami w Warszawie – jak zaznaczył, chodziło o Kolegium Civitas i Uczelnię Łazarskiego, a nie Collegium Humanum. Zapisał się nawet na jedną z nich, ale terminy zajęć były nie do pogodzenia z obowiązkami zawodowymi.

Kołodziejczak przyznał, że spotkał się z osobą, która przedstawiła mu propozycję indywidualnego toku nauczania, dostosowanego do jego działalności zawodowej. – Przyszedł do mnie człowiek, doktor habilitowany, przedstawił konkretne możliwości – wyglądało to wiarygodnie. Nie miałem powodu sprawdzać jego tożsamości. Wiarygodność dało mu państwo – mówił.

„Nie wiem, skąd wzięli mój adres”

W rozmowie z Polsat News wiceminister przyznał, że ktoś zadzwonił do niego z ofertą, powołując się na jego „terminal” i dorobek zawodowy.

– Nie wiem, skąd ta osoba miała moje dane. To wyglądało profesjonalnie. Pokazałem mu świadectwo maturalne, dokumenty. Co się z nimi działo później – nie wiem – tłumaczył.

Pytany o opłaty, podkreślił: – Nikomu nie dałem pieniędzy za miejsce na uczelni. Jeżeli jakiekolwiek środki miały być wpłacane, to wyłącznie na cele administracyjne uczelni.

„Czuję się oszukany, nie wykorzystałem tego dyplomu”

Kołodziejczak stanowczo stwierdził, że nie wykorzystał żadnego dyplomu, a jego intencją nie było uzyskanie tytułu w sposób skrócony czy nielegalny.

– Zdałem egzamin z administracji samorządowej, przygotowałem się do niego, ale nigdy nie miałem zamiaru używać tego dyplomu do żadnych celów zawodowych – powiedział.
– Dopiero teraz zaczynam zdawać sobie sprawę, że mogłem zostać oszukany. Ale nie mam wiedzy, czy ktoś posłużył się moimi dokumentami do fałszerstwa. O uczelni na Śląsku słyszę pierwszy raz – dodał. Jak twierdzi, chce tę sprawę wyjaśnić z prokuraturą i rozważa samodzielne zgłoszenie się do śledczych.

„Nie zrezygnuję, prowadzę ważne projekty”

W odpowiedzi na pytanie, czy poda się do dymisji, Kołodziejczak jednoznacznie stwierdził:

– Nie mam takiego zamiaru.

Jako powód wskazał kluczowe projekty, które prowadzi w resorcie rolnictwa, w tym rozmowy z Ukrainą o budowie portu oraz spotkania z przedstawicielami marketów w sprawie zwiększenia udziału polskich produktów w sklepach. – To działania, których nikt wcześniej w tym rządzie nie podjął – zaznaczył.

„Jeśli trzeba, porozmawiam z prokuraturą”

Zapytany, czy zrzeknie się immunitetu, jeśli prokuratura złoży taki wniosek, odpowiedział:

– Będę to analizował z prawnikami.

Dziennikarz dopytywał, czy jeśli nie ma nic do ukrycia, nie powinien powiedzieć „tak” wprost. Kołodziejczak odparł, że całą sprawę traktuje jako element szerszej prowokacji politycznej. – Nie pozwolę, by wyrugowano mnie z polityki. Nie poddam się. Ustoję tę sprawę – zapewnił.

W rozmowie pojawił się również wątek rzekomego licencjatu obronionego w Wołominie i prób kontynuowania studiów w Pedagogium w Warszawie. Wiceminister przyznał, że zajęcia odbywały się w formie zdalnej, a egzaminy również miały taki charakter. Jednak o wielu nazwach uczelni, które pojawiły się w mediach, mówił, że słyszy je po raz pierwszy.

– Ja nie kontaktowałem się z tymi ludźmi. To oni się ze mną kontaktowali, wiedząc, że szukam możliwości podjęcia nauki – wyjaśnił.

Kołodziejczak jak Lepper?

Kołodziejczak porównał swoją sytuację do losu Andrzeja Leppera.

– Nie chcę się porównywać, ale wiemy, ile z tego błota, które wylano na Lepera, miało cokolwiek wspólnego z prawdą. Ja też mam wrażenie, że dziś ktoś próbuje mnie w podobny sposób zniszczyć – stwierdził.

Mimo emocjonalnych deklaracji podkreślił, że nadal wierzy w państwo i instytucje. – Wierzę w zasady. Jestem państwowcem. Wierzę w to, że państwo polskie, które ma ponad tysiąc lat historii, coś znaczy – zakończył.

Czytaj też:
Wiceminister chce wyższych kar za marnotrawienie jedzenia
Czytaj też:
Michał Kołodziejczak zdobył się na nietypowy gest. „Coś takiego zdarzyło się pierwszy raz”