Prezydent dotarł na szczyt

Prezydent dotarł na szczyt

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. A. Jagielak/Wprost 
Po południu prezydent Lech Kaczyński przybył do Brukseli na szczyt Rady Europejskiej. Lech Kaczyński przyleciał do stolicy Belgii wyczarterowanym samolotem. O godzinie 16.00 wszedł do budynku, w którym ma się odbywać szczyt. Delegacja rządowa przybyła tam wcześniej

We wtorek po południu do Brukseli przyleciał rządowym samolotem premier Donald Tusk. W polskiej delegacji są również ministrowie spraw zagranicznych Radosław Sikorski i finansów Jacek Rostowski.

Poniedziałkowe spotkanie prezydenta z premierem nie rozstrzygnęło sporu obu kancelarii - kto ma reprezentować nasz kraj na brukselskim szczycie.

We wtorek Kancelaria Prezydenta otrzymała pismo od szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego informujące, że Lech Kaczyński nie będzie mógł skorzystać z samolotu rządowego, bo ten pozostaje do dyspozycji premiera i delegacji rządowej przebywającej już w Brukseli.

Według Kancelarii Prezydenta, Kancelaria Premiera odmówiła także użyczenia prezydentowi dwóch samolotów JAK-40, by mógł polecieć na szczyt UE.

Przed południem premier Donald Tusk powiedział dziennikarzom w Brukseli, że prezydent leci do Brukseli, ale nie na szczyt UE. Szef rządu pytany, czy któryś z ministrów towarzyszących mu w Brukseli ustąpi prezydentowi miejsca na sali obrad podczas posiedzenia Rady Europejskiej, odparł: "skład delegacji jest znany"

Na posiedzeniach Rady Europejskiej krajowi członkowskiemu przysługują przy stole obrad dwa miejsca. Na wtorkowej konferencji prasowej w Międzyzdrojach prezydent pytany, czy będzie siedzieć obok premiera, odpowiedział, że w Brukseli jest tak, "że członkowie delegacji poszczególnych krajów siedzą obok siebie i dlatego nie ma wątpliwości, że będziemy siedzieć obok siebie". Dodał, że to, iż (na szczyt) przyjeżdżają prezydent i premier jakiegoś kraju, jest rzeczą normalną i w tym nie ma nic dziwnego".

Nie wiadomo, kto w imieniu Polski będzie zabierał głos na posiedzeniu Rady. Decyzja w tej sprawie należy do przewodniczącego delegacji.

Przed kilkoma dniami rząd przyjął uchwałę, iż szefem delegacji jest premier. Jednak gdy na brukselskim szczycie pojawi się prezydent, to on - jako najwyższy rangą przedstawiciel państwa - staję się szefem delegacji.

Według szefa Kancelarii Prezydenta Piotra Kownackiego, w sprawach dotyczących sytuacji na rynkach finansowych głos będzie zabierał przede wszystkim premier i/lub minister finansów; w sprawach dotyczących Traktatu Lizbońskiego - prezydent i/lub minister spraw zagranicznych; w kwestiach energetycznych i klimatycznych - premier i minister finansów, w sprawach polityki zagranicznej - prezydent i/lub minister spraw zagranicznych.

Wiceszef BBN Witold Waszczykowski powiedział we wtorek rano w Polsat News, że na spotkaniu w Brukseli prezydent będzie chciał podzielić się z innymi przywódcami swoją wiedzą na temat sytuacji na Kaukazie.

Według przedstawicieli rządu, sprawa ta będzie jedynie tematem spotkania szefów dyplomacji UE.

Jednym z tematów szczytu jest pakiet klimatyczno-energetyczny. Przedstawiciele rządu przekonują, że prezydent nie ma formalnych kompetencji do podejmowania decyzji w tej kwestii.

Pakiet ma pozwolić UE na redukcję emisji CO2 o 20 proc. do 2020 r. w porównaniu z rokiem 1990. Polska i siedem innych wschodnioeuropejskich państw UE wskazują, że planowane przez Unię ograniczenia emisji dwutlenku węgla spowodują wzrost cen energii i negatywnie wpłyną na wzrost gospodarczy.

W poniedziałek premier powiedział, że - gdyby przyjąć kształt pakietu klimatycznego, na który zgodził się prezydent L. Kaczyński w 2007 roku - "naraziłoby to Polskę na wielomiliardowe starty w przyszłości i podwyżkę cen energii elektrycznej do 90 proc."

Według L. Kaczyńskiego zarzut ten jest "absolutnie nieprawdziwy".

W poniedziałek min. Kownacki nie wykluczył, że z Brukseli prezydent i premier mogliby wrócić wspólnie.

Prezydent Lech Kaczyński powiedział dziennikarzom w samolocie lecącym do Brukseli, że wierzy, iż wejdzie na obrady szczytu Unii Europejskiej, choć - jak zaznaczył -  wie, że ekipa rządowa robi w tym momencie wszystko, aby było inaczej.

"Wierzę, iż wejdę, choć wiem, że w tej chwili ekipa rządowa stara się zrobić wszystko, aby było inaczej. I to jest bardzo złe z punktu widzenia państwa" - powiedział L.Kaczyński pytany przez dziennikarzy w samolocie o swoją akredytację na szczyt.

Dziennikarze dopytywali, czy wierzy, iż wejdzie na szczyt. "Zobaczymy, bo z tego co wiem, pan premier działa w sposób wysoce niekonwencjonalny, tak bym to określił" - zaznaczył L.Kaczyński. "To mnie i śmieszy, i żenuje" - dodał. Zaznaczył też, że jest w bardzo dobrym humorze i nie da się sprowokować.

Prezydent ma zamiar podczas obrad Rady Europejskiej siedzieć obok premiera Donalda Tuska.

"Mam nadzieję, że tak, bo tam nie ma innych miejsc dla premierów i prezydentów, są obok siebie" - mówił.

Dopytywany, czy w takim razie zabraknie miejsca dla któregoś z ministrów, odparł: "Tak i tak się bardzo często zdarza, bo tam ministrowie spraw zagranicznych nie odgrywają istotniejszej roli".

"Tak tam po prostu jest, tam rolę odgrywają szefowie, tam jest to bardzo silne zhierarchizowanie, no niestety, co zrobić" - dodał.

L.Kaczyński przyznał, że obawia się kompromitacji Polski na arenie międzynarodowej. "Ale powstaje pytanie, kto za to ponosi odpowiedzialność, na pewno nie ja, nawet w jednym procencie" - podkreślił.

W dokumentach przesłanych na szczyt nie wymieniono prezydenta jako członka polskiej delegacji.

Lech Kaczyński spodziewa się, że podczas pobytu w Brukseli dojdzie do jego krótkiego spotkania z prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym.

Prezydent Lech Kaczyński powiedział dziennikarzom w samolocie podczas podróży do Brukseli, że nie będzie miał problemu z podaniem ręki premierowi Donaldowi Tuskowi.

"To dla mnie akuratnie nie jest problem. Musiałem podawać rękę panu Kiszczakowi w pewnych okolicznościach, więc dlaczego mam nie podać Donaldowi Tuskowi" - powiedział prezydent pytany przez dziennikarzy, czy poda rękę szefowi rządu.

Premier już od wtorku przebywa w Brukseli, gdzie w środę po południu rozpocznie się szczyt UE.

To, że rząd odmówił użyczenia mu rządowego samolotu na przelot do Brukseli, L.Kaczyński skomentował słowami: "Niech to sami państwo ocenią. Mnie to po trosze śmieszy, ale wolałbym, żeby Polską rządzili ludzie z innym typem zachowań, myślę, że Polska na to zasłużyła".

Pytany, co powie premierowi w Brukseli i czy padnie słowo "wojna", zaznaczył, że "nie chce używać tego rodzaju określenia".

"Wiem, że jest pewien styl zachowań, który w tym świecie, w którym się wychowałem trzeba by określić jako bardzo nieprawidłowe, nie chciałbym używać słowa +grubiańskie+, ale myślę, że w świecie Donalda Tuska to nie jest zrozumiałe" - dodał Lech Kaczyński.

ab, pap, keb