Radosław Markowski: Prezydent się spóźnił

Radosław Markowski: Prezydent się spóźnił

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Prof. Radosław Markowski - Polska Akademia Nauk, Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej
Czy orędzie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego można uznać za element kampanii wyborczej?

Raczej tak. Świadczy o tym przede wszystkim czas. Dziwi, że Prezydent wygłosił orędzie właśnie teraz. Powinien był to zrobić 3-4 miesiące temu, a nie dwa tygodnie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Po drugie, Lech Kaczyński pokazał, że jest Prezydentem politycznym i nic nie wskazuje na to, że będzie Prezydentem wszystkich Polaków. Nie chcę uchodzić za entuzjastę Platformy, ale argumenty rządu bardziej mnie przekonują. Prezydenckie porównanie polskiej gospodarki do sytuacji innych państw europejskich i przedstawienie jej jako szczególnie zagrożonej kryzysem jest nietrafione. Polska sytuacja jest względnie bezsprzecznie lepsza niż innych krajów. Tym ten rząd dobrze się broni przed atakami opozycji. Obrał swoją strategię, inną niż większość państw europejskich, i konsekwentnie ją realizuje. Na razie racja jest po jego stronie.

W swoim orędziu Prezydent wspomniał, że mówi w imieniu Polek i Polaków. Czy wyborcy mogą identyfikować się z pytaniami i tezami zawartymi w wypowiedzi Prezydenta?

Polska i Polacy są bardzo różni, wielu wcale nie odczuwa kryzysu, inni słabo, a inni dotkliwie lecz to, co robi Prezydent, to niepotrzebne, demobilizujące straszenie. Co takie straszenie może dać pracownikowi zatrudnionemu w wielkim zakładzie przemysłowym? Prezydent swoim wystąpieniem mu nie pomorze. Jest to znana z lat 2005-2007 maniera PiS-u, który wykorzystuje obawy ludzi zagubionych i niezbyt wyrobionych politycznie do zyskiwania poparcia.

Czy spór między Prezydentem a premierem zdominował kampanię wyborczą?

Na razie na szczęście nie zdominował. W eurokampanii dominują kwestie narodowe ponad europejskimi – tak jest w każdym z Państw Członkowskich UE. Ale w Polsce, niestety, nie ma nawet debaty w kwestiach narodowych, są to po prostu niewybredne ataki osobiste. Poza tym, Eurodeputowany ma się troszczyć o dobro całej Unii, a nie tylko swojego kraju. Obecnie jesteśmy od tego szczególnie daleko. Nie ma czegoś takiego jak europejski demos. Liczą się interesy poszczególnych państw. Większość jest kompletnie zdezorientowana co do roli Parlamentu Europejskiego. Niech świadczy o tym fakt, że zapewne zostaną do PE wybrane osoby nie posługujące się żadnym obcym językiem. Nie wyobrażam sobie, jak można pełnić funkcję posła PE, nie będąc w stanie komunikować się z innymi. To między innymi dlatego – jak należy mniemać – posłowie PiS nie zgodzili się na debaty. Nic zatem dziwnego, że frekwencja będzie niska. Wkrótce może nastąpić poważna delegitymizacja systemu europejskiego.


Jak Pan ocenia przebieg i poziom dotychczasowej kampanii?

Poziom kampanii jest bardzo niski. Jakość większości haseł i spotów także. Szczególnie mierny był spot SLD z Pięknym Maryjanem. Oczywiście, jedne spoty są lepsze, inne – gorsze. Całkiem udany jest spot PO – rzeczywiście, w Parlamencie Europejskim tylko dwie frakcje mają coś do powiedzenia i dobry wynik wyborczy Platformy może przynieść Polakom wiele korzyści, zwłaszcza w kontekście wyboru Jerzego Buzka na przewodniczącego Parlamentu.


Czy spór między dwiema największymi partiami może przyczynić się do ujawnienia trzeciej siły politycznej?

Wybory do Parlamentu Europejskiego można zaliczyć do tzw. 'wyborów drugiej kategorii'. Nie są one dla elit i wyborców tak ważne jak wybory krajowe, bo one nie decydują o tym, kto ma prawdziwą władzę. Dlatego wyborcy pozwalają sobie na tzw. sincere voting, głosowanie sercem, a nie taktyczne i oddają głos na partie swej pierwszej preferencji, te często małe niszowe partie. Stąd mogą na nich zyskać zwłaszcza mniejsze partie czy partie opozycyjne. Z drugiej strony, wyborcy korzystaja z tej okazji i wyrażają swoje niezadowolenie wobec polityki i działalności rządzących i pokazują im żółtą kartkę. Ale trudno sobie wyobrazić, by w aktualnej sytuacji partyjnej Polski pojawiła się jakaś realna trzecia siła. Raczej należy sobie zadawać pytanie, czy któraś z małych partii przekroczy próg wyborczy i czy oraz ile zyskają partie opozycyjne.