Czas zakupów

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Polskie firmy wykorzystują światowy kryzys gospodarczy do maksimum – dzięki zagranicznym inwestycjom stają się graczami globalnymi.
Prawnicy włoskiej kancelarii Regoli Merani & Associati nieraz pomagali załatwiać formalności związane z inwestowaniem w polskie firmy, ale po raz pierwszy w swojej działalności pomagają polskiej firmie kupić firmę włoską. Pod koniec września Grupa Boryszew oficjalnie stała się właścicielem włoskich zakładów grupy Maflow, globalnego producenta m.in. gumowych przewodów dla przemysłu motoryzacyjnego, a konkretnie dla niemal wszystkich marek samochodów. W październiku Boryszew sfinalizuje kupno zakładów w Hiszpanii, we Francji, w Brazylii, Japonii, Chinach i Polsce. Cała transakcja będzie kosztować 100 mln zł. Niemal 75 proc. tej sumy trzeba wydać na trzy najbardziej rentowne fabryki, które są w Polsce, ale to włoskie zakłady są kluczowe, bo właśnie tam się projektuje komponenty i opracowuje nowe technologie. Grupa Boryszew chce sfinansować transakcję częściowo z emisji akcji, a częściowo ze środków własnych. – Teraz widać, że polskim przedsiębiorcom opłacało się latami zbierać grosz do grosza. Polskie firmy mają sporo kapitału, którego nie chcą lokować w bankach. Jeżeli tylko nie muszą, to nie biorą kredytów na rozwój, bo banki im nie pomogły w przetrwaniu kryzysu. Zagraniczne zakupy to bardzo dobra lokata kapitału i zarazem awans – uważa Witold Michałek, ekspert Business Centre Club.

Rok temu koncern Maflow miał aż 28-procentowy udział w rynku europejskim i 11-procentowy w rynku światowym, a Roman Karkosik, właściciel Boryszewa, mógł tylko marzyć o kupnie europejskiego lidera. Maflow nie był zresztą na sprzedaż. Jego właściciele podejmowali decyzje kredytowe, które miały wspomóc dynamiczny rozwój firmy na całym świecie. Kryzys na rynku motoryzacyjnym sprawił, że grupa nie była w stanie udźwignąć zobowiązań. A firma, która nie ma problemów z zamówieniami, to na rynku wyjątkowa okazja.

– Nie kupujemy od syndyka długów, tylko działające fabryki wraz z zapasami pozwalającymi na nieprzerwany proces produkcyjny – tłumaczy Michał Kujawski, rzecznik Grupy Boryszew.

Dokąd iść

Roman Karkosik przemyślał zagraniczne zakupy: Japonia, Brazylia i Chiny to rynki, gdzie sprzedaż aut rośnie w tempie dwucyfrowym.

Z danych Ministerstwa Gospodarki wynika, że już teraz rok 2010 zapowiada się rekordowo pod względem zagranicznych inwestycji polskich firm – tylko w I połowie roku wartość transakcji przekroczyła 2,3 mld euro. To więcej niż w całym roku 2009 czy 2008.

Z raportu firmy KPMG wynika, że przełomowym momentem, który zapoczątkował falę ekspansji na rynkach zagranicznych, było wstąpienie Polski do UE w 2004 roku. W ciągu pięciu lat wartość bezpośrednich inwestycji polskich za granicą zwiększyła się ponadsześciokrotnie. Przebadani w 2009 roku przez KPMG polscy przedsiębiorcy najczęściej decydowali się na zagraniczną ekspansję z trzech powodów: spodziewany wzrost przychodów (89 proc. badanych), wyprzedzenie konkurencji w wejściu na zagraniczne rynki (43 proc.) oraz wyższe marże na sprzedaży produktów (39 proc.).

– Polskie firmy zauważyły także konieczność współpracy z firmami międzynarodowymi. Dlatego starają się lokować produkcję tak, by współpraca była najłatwiejsza – mówi Witold Michałek.

O wyborze zagranicznego rynku decyduje też jego wielkość, lokalizacja i obecność na nim kluczowych konkurentów lub kooperantów. Dlatego najczęściej wybieranym kierunkiem ekspansji są najbliżsi sąsiedzi. Aż 88 proc. polskich firm jest w jakiś sposób obecnych na rynku Europy Zachodniej. Najwięcej, bo 75 proc. przedsiębiorstw aktywnych poza Polską zainwestowało w Niemczech. Według GUS eksport z Polski do naszych zachodnich sąsiadów w 2009 roku wyniósł 25,68 mld euro, a do Francji i Włoch – zaledwie (odpowiednio) 6,8 mld euro i 6,7 mld euro. Po Niemczech kolejne miejsca na liście krajów, w których inwestują polskie firmy, zajmują Czechy oraz Ukraina (po 48 proc. firm aktywnych poza Polską). 36 proc. firm działa na rynku francuskim, 33 proc. na rosyjskim, po 32 proc. na słowackim i węgierskim, a po 24 proc. na rynkach białoruskim, litewskim i brytyjskim.

W Azji działa zaledwie co piąta ankietowana firma, ale są takie, które na ten region kładą duży nacisk. Wojciech Inglot, właściciel firmy kosmetycznej Inglot, deklaruje, że w 2011 roku będzie więcej markowych salonów za granicą niż w Polsce. Firma podbiła m.in. Arabię Saudyjską, Kuwejt, Oman, a także Australię i Maltę. Najnowszy kierunek zagranicznej ekspansji to USA.

– Chcemy być pierwszą polską firmą o zasięgu globalnym – otwarcie mówi Katarzyna Drewnowska, rzecznik Asseco. Firma wyda 145 mln dolarów, czyli niemal pół miliarda złotych, na pakiet kontrolny akcji izraelskiej spółki Formula Systems, która jest notowana na amerykańskim rynku NASDAQ oraz na giełdzie w Tel Awiwie. Izrael jest po USA drugim najbardziej innowacyjnym rynkiem w branży IT na świecie. Kupno udziałów w spółce Formula Systems to dla Asseco nie tylko możliwość zaistnienia na izraelskim rynku, ale także otwarcie drzwi na rynek amerykański. Bonusem tej transakcji będzie również obecność na rynku kanadyjskim, japońskim i indyjskim. Izraelska firma działa także na rynku europejskim: w Niemczech, we Francji, na Węgrzech, w Holandii i Wielkiej Brytanii. Nawet bez tej inwestycji Asseco plasuje się w Europie na piątym miejscu pod względem przychodów ze sprzedaży własnego oprogramowania (w rankingu Truffle 100 z 2009 roku. Przez kryzysowy ubiegły rok Asseco przeszła bez większych problemów.

– Nie jesteśmy pośrednikiem, produkujemy własne rozwiązania, dlatego kryzys nas nie zniszczył – tłumaczy Katarzyna Drewnowska. Zagraniczne inwestycje zawsze były częścią strategii Asseco. Do tej pory firma wydała na nie ponad 2 mld zł.

Do Azji, Afryki i Ameryki

Z raportu firmy KPMG wynika, że ponad połowa polskich przedsiębiorstw współpracuje z zagranicznymi firmami. Filie handlowe za granicą ma co czwarta badana firma, ale tylko co piąta ma zagraniczne zakłady. Do tego grona dołączyły Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych. Dwa lata temu toruńska firma założyła w południowych Indiach (Dindigul w stanie Tamil Nadu) spółkę Bella Premier Happy Hygiene Care, która produkuje artykuły higieny kobiecej oraz szyje i składa kompresy z gazy. Dlaczego właśnie Indie? W odpowiedzi prezes TZMO Jarosław Józefowicz podawał w mediach tylko dwie liczby: „1 miliard" i „38 milionów”. To odpowiednio liczba mieszkańców Indii i Polski. Najważniejszą jednak polską inwestycją w Indiach od 2009 roku jest fabryka firmy Can-Pack. Firma ta wybudowała w Aurangabadzie nowoczesną fabrykę puszek do napojów za 200 mln dolarów.

Roczna sprzedaż ma wynosić około 100 mln dolarów. Indie to przyszłościowy rynek. Raport UNCTAD, World Investment Prospects Survey 2009-2011, umieścił Indie na trzecim miejscu pod względem atrakcyjności inwestycyjnej. Analitycy prognozują, że w ciągu najbliższych dwóch lat kraj ten utrzyma się w czołówce pięciu najbardziej atrakcyjnych miejsc do inwestowania. Wielkość wewnętrznego rynku indyjskiego jest tak duża, że niemal wszystko można tu wytwarzać lokalnie w opłacalnej ekonomicznie skali, dostęp do rynku indyjskiego nie jest jednak łatwy. Zagraniczni inwestorzy narzekają na uciążliwe i długotrwałe procedury graniczne i korupcję, mechanizmy ochronne rynku, obowiązek specjalnego etykietowania towarów. Pod względem wielkości PKB grupa państw określona przez analityków banku Goldman Sachs jako BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny) do 2040 r. dogoni dotychczasowych liderów, czyli grupę G6 (USA, Japonia, Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Włochy).

– Polscy przedsiębiorcy coraz bardziej interesują się inwestycjami w Brazylii, ale to nie jest takie proste – mówi Wojciech Baczyński, wicekonsul w Brazylii. Dużym problemem jest skomplikowany system podatkowy i celny oraz biurokracja. – Brazylia jest ogromnym rynkiem i żeby na nim zaistnieć, trzeba wyłożyć dużo pieniędzy. Polaków jeszcze na to nie stać – dodaje wicekonsul.

Polskie inwestycje w tym kraju zamykają się kwotą 600 tys. dolarów i dotyczą rynku kosmetyków, hotelarskiego oraz medycznego.

Spośród krajów BRIC relatywnie niewielkim zainteresowaniem cieszą się Chiny – według KPMG jedynie 9 proc. największych polskich przedsiębiorstw produkcyjnych jest obecnych na rynku chińskim, a jedynie 6 proc. deklaruje zamiar rozpoczęcia eksportu do tego kraju w perspektywie trzech lat. Inwestycje bezpośrednie w perspektywie trzech lat zamierza tam przeprowadzić tylko 4 proc. firm. Wśród krajów BRIC największe polskie przedsiębiorstwa produkcyjne są obecne głównie w Rosji. W kwietniu tego roku wspomniana już Can-Pack otworzyła fabrykę puszek w Wołokołamsku. Firma ta już buduje podobną linię produkcyjną w Casablance (Maroko), która zacznie działać w przyszłym roku. Tym samym oficjalnie rozpoczęła ekspansję na rynek afrykański.

Jak trudne są takie inwestycje – oraz to, że często się nie udają – doskonale wiedzą władze spółki KGHM.

– Jesteśmy jedyną firmą górniczą, która ma tylko jedno złoże rudy miedzi, więc musimy szukać kolejnych za granicą. Dla nas to wybór między „być" albo „nie być” – tłumaczy Dariusz Wyborski, rzecznik KGHM. Poszukiwania nowego złoża zaowocowały założeniem w 1996 roku spółki w Kongu. Dziś ta spółka jest w likwidacji. Lakoniczny komunikat biura prasowego informuje, że to na skutek coraz bardziej restrykcyjnej polityki rządu kongijskiego, wzrastającego ryzyka oraz problemów formalnoprawnych. KGHM utopiło w Afryce najprawdopodobniej około 20 mln dolarów. Dużo bardziej obiecująco zapowiada się tegoroczna inwestycja firmy w Kanadzie. Za 37 mln dolarów KGHM kupiło 51 proc. udziałów w spółce Abacus Mining & Exploration, z którą będzie eksploatować kanadyjskie złoże od 2013 roku.

Producenta insuliny, spółkę Bioton, długi (215 mln zł na koniec 2009 roku) zmusiły do sprzedaży swojego zakładu w Rosji. Podobny los może spotkać także włoskie spółki Biotonu oraz firmę w Izraelu.

Z badania KPMG wynika na szczęście, że to jednak sytuacje wyjątkowe. Większość polskich inwestycji za granicą przynosi zyski, a 41 proc. przebadanych przedsiębiorców deklarowało, że są one w całości reinwestowane w Polsce.