Silni, zwarci, do niczego

Silni, zwarci, do niczego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak możemy pomóc naszym sojusznikom? Jak użyć kilkusettysięczne wojsko polskie w interesie RP, w walce z terroryzmem?
Jesteśmy członkiem NATO i powinniśmy być gotowi, aby wziąć udział we wspólnych akcjach paktu. Nie jesteśmy. Polska armia nadal najlepiej przystosowana jest do udziału w zmasowanym uderzeniu lądowym. Tak jak niegdyś, gdy mieliśmy atakować cele położone gdzieś nad Renem i ewentualnie wysadzać desant na wybrzeżu duńskim. Nadal naszym głównym atutem są regimenty pancerne i zmechanizowane. Nieprzydatne w walce z terrorystami. Nadal nie mamy (poza kilkoma wyjątkami) mobilnych, dobrze wyszkolonych jednostek zdolnych choćby do wsparcia lepiej przygotowanych sojuszników. Nawet nasz potencjalny atut, czyli jednostka mobilnej kawalerii powietrznej nadal najlepiej prezentuje się w telewizyjnym serialu quasidokumentalnym (i w reklamie kleju). Z takim trudem wyrwane z państwowej kasy pieniądze wydawane są nazbyt często nieefektywnie. Świat mówi o tym, że zmienia się sposób prowadzenia wojen, że wrogiem staję się "niewidzialni" terroryści, że zwycięża się techniką i profesjonalizmem, nie liczbą powołanych pod broń rekrutów.
Mocodawcy naszej armii nie chcą tego usłyszeć. Wolą wydawać pieniądze na kartofle dla dziesiątek tysięcy nieprzygotowanych do jakiejkolwiek akcji poborowych, oszczędzając na pensjach dla profesjonalistów w mundurach, na zakupie nowych rodzajów broni. W końcu - jak w reklamie w/w kleju - "najważniejsza jest zaprawa!"
By wesprzeć sojuszników: mamy kilkudziesięciu oficerów wywiadu i ich kontakty. I kilka jednostek, razem, może 3-4 tys. zdolnych do użycia na współczesnym polu walki żołnierzy.
I wolę, by jak to ujmuje minister obrony, solidarność z zaatakowanym sojusznikiem wyrażać "rozważnie".

Mirosław Cielemęcki