Chytry traci dwa razy

Chytry traci dwa razy

Dodano:   /  Zmieniono: 
W południowych stanach USA władze w ogóle zrezygnowały z zakupów pługów odśnieżnych, gromadzenia soli i piasku do posypywania chodników. Gdy spadnie śnieg - zamykane są szkoły, firmy funkcjonują na pół gwizdka, z domu wychodzą tylko ci, co muszą. To wynik przeprowadzonej na zimno kalkulacji: utrzymywanie służb zimowych kosztuje więcej niż koszt przestoju gospodarki przez trzy dni w roku - bo tyle w tych stanach trwa zima.
W Polsce przeprowadzenie podobnej kalkulacji dałoby wynik odwrotny: na służbach zimowych nie warto oszczędzać, warto pomyśleć o tym, by nie tylko podmioty zależne od państwa, ale i firmy prywatne w razie konieczności mogły stanąć do walki z żywiołem. W końcu śnieżyce, które dotknęły nasz kraj w ostatnich dniach nie są w tej części Europy zjawiskiem nadzwyczajnym. Tylko małą część Polski dotknęły naprawdę katastrofalne opady, w większości rejonów nie musiało dojść do zamykania dróg lokalnych na wiele dni, do zablokowania krajowych dróg i linii kolejowych.
W Skandynawii i krajach alpejskich koszty akcji odśnieżania planuje się na poziomie średniej z kilkudziesięciu lat. W Polsce - z kilku ostatnich, w których aura była łaskawa. Budżety centralny i samorządowe były napięte, bardziej niż pługi potrzebne były "oszczędności". Nie mamy nowoczesnego sprzętu, prywatni właściciele ciężkich maszyn, które można by wykorzystać odśnieżania (traktory, koparki) nie włączają się do akcji odśnieżania, bo nie podpisały odpowiednich umów, itp.
Zakopane drogi i tak trzeba będzie odkopać, szlaki kolejowe odśnieżyć. Kosztować to może ok. 5 mld złotych, 3 proc. rocznych wydatków państwa. Zapłacimy jednak podwójnie - do kosztów odśnieżania trzeba będzie dodać straty powstałe wskutek spóźnień pracowników, zakłócenia dostaw itp.
Tych dodatkowych kosztów moglibyśmy uniknąć, gdybyśmy nie próbowali oszczędzać na zimie. Podjęcie takiego ryzyka opłaca się na Florydzie, ale nie w Polsce.
Bartłomiej Leśniewski