Polacy są silni

Polacy są silni

Dodano:   /  Zmieniono: 
Odważni, romantyczni, nie do złamania. Tak nas widzi Lejb Fogelman, mecenas kultury, już nie tylko prawnik. "Polska przechodzi przez fantastyczną transformację, jest coraz lepiej” – przekonuje.
Marta Strzelecka: Pan, polski Żyd, wpływowy prawnik i celebryta wykłada pieniądze w Warszawie na elitarny teatr. Po co?

Lejb Fogelman: Uważam, że trzeba wspierać polską sztukę elitarną. Nie można dopuścić do sytuacji, w której ostatecznie zatrą się granice między kulturą wysoką i masową. Istnienie masowej jest konieczne, ale wysoka też musi istnieć – dla elity, która powinna wzbogacać siebie i innych.

Rola mecenasa to coś nowego w pana wizerunku salonowego lwa.

Nie ma w Polsce żadnych salonów. Dostrzegam może paru nuworyszy, ale to nie są żadne salony. Nie spotkałem nigdy na imprezach pełnych celebrytów żadnej Madame de Montespan. Ja widzę siebie między światem artystycznym i racjonalnym, naukowym. Uważam, że to świetne połączenie. Czechow był lekarzem, T.S. Eliot urzędnikiem bankowym. Bardzo to sobie cenili, tak jak ja cenię zarabianie dużych pieniędzy w kancelarii prawnej i czas, który mogę poświęcić na rozwijanie się w innych dziedzinach, na przykład na pisanie.

Pisze pan eseje o teatrze. Pana zdaniem polski teatr ma się dobrze?

Uważam, że to jedna z największych wartości, jaką Polacy dają światu. Tak jest od dawna. Na pewno jednym z najlepszych ambasadorów polskiego teatru był Grotowski, z którym miałem przyjemność i zaszczyt przyjaźnić się, kiedy robiłem doktorat w Nowym Jorku. Spędziliśmy razem tylko dwa tygodnie, ale bardzo intensywnie, oprowadzałem go po mieście. To było jedno z moich największych przeżyć. Teraz jestem członkiem rady programowej w Nowym Teatrze Warlikowskiego. Ogromna ilość mojej siły idzie w polski teatr.

Dlaczego postanowił pan wyprodukować właśnie „Kopenhagę", dramat o spotkaniu dwóch naukowców – Wernera Heisenberga i Nielsa Bohra – w 1941 r., którzy właśnie wtedy rozmawiali o pracy nad bombą atomową?

Istnieję w świecie jako Żyd. Jestem oczywiście jednocześnie ojcem, bratem, kuzynem, prawnikiem, ale dla mnie samego mój pobyt na tym świecie polega na byciu Żydem. To ważny powód, dla którego czułem, że byłoby dobrze wystawić w Warszawie „Kopenhagę", sztukę o zagadce, która okazała się jedną z najważniejszych spraw, decydujących teraz o losach świata. W wyniku spotkania Heisenberga z żydowskim fizykiem Bohrem powstała bomba, jaka dziś może spowodować zniknięcie ludzkości. Nagle możemy stanąć w obliczu pierwszej wojny nuklearnej. To jest realne zagrożenie.

I dostrzega pan ten fakt tak wyraźnie właśnie dlatego, że jest pan Żydem mieszkającym w Polsce?

Tak, bo wszystko przez to, co wydarzyło się w Polsce. Przecież to zagłada Żydów spowodowała, że ci naukowcy zdecydowali się na tak desperacki moralnie akt, jakim jest stworzenie bomby masowego rażenia, czyli czegoś, co może uczynić największe zło. Ich celem było zwalczenie innego zła – mieli w głowach myśl o obozach koncentracyjnych. Najbardziej przerażające jest to, że przecież – jako doskonali naukowcy – dokładnie wiedzieli, co robią. Bardzo świadomie postanowili wypuścić ze swojej pracowni potwora.

Więcej możesz przeczytać w 21/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.