Tolerancji można się nauczyć

Tolerancji można się nauczyć

Dodano:   /  Zmieniono: 
Siedzę w knajpie, obok grupa młodych kibiców, chyba studentów (niedaleko jest Uniwersytet Medyczny). Dziewczyny i chłopcy zażarcie dyskutują o  Rosjanach, którzy planują marsz ulicami Warszawy w dniu swojego narodowego święta (12.06). „Jak oni mogą! Co to za pomysł? Skandal!" (nie muszę dodawać, że język tej rozmowy jest zupełnie inny, słowo na  „k” pojawia się częściej niż co chwila, mimo że młodzi ludzie obłożeni są uczonymi książkami). Zastanawiam się, czy to „tylko” tradycyjna nienawiść do Rosjan, czy przejawy bardziej trwałej tożsamości plemiennej. Czy gdyby Amerykanie lub Francuzi zgłosili w lipcu chęć uczczenia swojego narodowego święta, to również spotkaliby się z  nienawiścią? Kibice studenci narzekają też na „miękkie” polskie władze. Pewno lepiej byłoby tych Rosjan od razu „do kibitek i na Syberię”. Jak oni nas, tak my ich!

Ta mowa niechęci, nietolerancji, nienawiści do innych charakteryzuje w Polsce nie tylko kiboli, nie tylko marginalne grupy społeczne. Jest ona powszechna i ma wielu mistrzów: polityków, biskupów, dziennikarzy (pisał o tym Jacek Żakowski, „Polityka" 5.06). Edukacja szkolna nie zapewnia zrozumienia dla faktu, że wszyscy jesteśmy ludźmi i  że poza prawami obywatelskimi są też prawa człowieka, na których te  pierwsze są oparte. Edukacja katechetyczna nie zapewnia nawet minimalnego przyrostu miłości bliźniego, zaś „znak pokoju” nie wykracza poza chwilowy moment w czasie niedzielnej mszy, a jego zasięg ogranicza się do kilku sąsiadów z kościelnych ław.

Pal jednak sześć prawa człowieka czy chrześcijańską zasadę miłości bliźniego. To pierwsze jest abstrakcyjne, a to drugie związane z bożą łaską, która jakimś zrządzeniem losu omija nasz ultrakatolicki kraj. Ale  mamy przecież tak użyteczną rzecz jak idea tolerancji. To idea łatwa w  obsłudze, a jej stosowanie nie wymaga od nas ani wiedzy, ani religijnej wiary, ani nawet empatii.

Tolerancja nie jest bowiem osobistą cnotą, ale zasadą życia publicznego; można ją przyswoić i stosować, tak jak przyswaja się i stosuje zasady dobrego wychowania. Europejczycy mniej więcej od XIV w. zaczęli kultywować pewne normy obyczajowe związane z tak zwanym ucywilizowaniem. Przestali pluć przy stole, wiatry puszczali na osobności, zaczęli używać chusteczek do nosa zamiast rękawa i mówić „dzień dobry" nawet osobom, których nienawidzą. Procesy ucywilizowania trwały kilkaset lat i  doprowadziły do pomyślnych rezultatów w sferze publicznej. Bo to, co  ludzie robią w sferze prywatnej, to ich sprawa. We własnym domu mogą wycierać nos w rękaw, puszczać wiatry, rzucać przekleństwa w kierunku wrogów goszczących w programach telewizyjnych. Ba! Mogą znacznie więcej: wieszać swastyki, malować graffiti z antysemickimi hasłami, zapraszać przyjaciół, którzy tak jak oni nienawidzą Cyganów, papistów lub lewaków i nie wpuszczać do domu znienawidzonych gejów, feministek czy  zwolenników Cejrowskiego. Tego, co można robić w domu, nie można robić w  sferze publicznej. Pewne zachowania zakazane są tam prawem, inne – tym, co Erazm z Rotterdamu nazywał zewnętrzną ogładą. Należy do nich tolerancja. Nie trzeba być więc tolerancyjnym, by tolerancję praktykować.

Bertrand Russell podkreślał, że tolerancja jest konieczna tam, gdzie ludzie się nienawidzą, a nie tam, gdzie są otwarci, ciekawi inności, empatyczni lub przepełnieni chrześcijańską miłością bliźniego. Do  tolerancji nie trzeba być przekonanym, tak jak nie trzeba mieć moralnych motywacji do korzystania z chusteczki do nosa. Tolerancja, tak jak formy grzecznościowe, nie świadczy o poziomie moralnej wrażliwości, lecz o  poziomie ucywilizowania. W każdym razie w naszym kręgu kulturowym. I tak jak w domu uczy się młodych ludzi myć ręce i mówić „dzień dobry" (nie tylko tym, których lubimy), tak w szkole powinno się uczyć tolerancji. Robi się to wszędzie w Europie, co daje przynajmniej taki efekt, że  ksenofobiczni Polacy czują się w niej dobrze (np. w Anglii). W Polsce przeciwnie – obcokrajowcy (zwłaszcza z nielubianych przez Polaków okolic świata) czuć się dobrze nie mogą, bo choć są wśród chrześcijan, to  ciągle jeszcze nie są tolerowani.

Przy okazji święta różnych plemion, jakim są mistrzostwa kopania w  piłkę, warto może pamiętać, że toczą się one w postplemiennej Europie, której miarą ucywilizowania nie jest siła narodowych tożsamości czy  poziom religijnej wiary, ale właśnie tolerancja.

Więcej możesz przeczytać w 24/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.