Taśmy prawdy pogrążą ministra? "Kryję d**ę Sawickiemu"

Taśmy prawdy pogrążą ministra? "Kryję d**ę Sawickiemu"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marek Sawicki (fot. Wprost)Źródło:Wprost
„Puls Biznesu” ujawnił treść rozmowy między Władysławem Łukasikiem ( byłym szefem Agencji Rynku Rolnego a Władysławem Serafinem (szefem kółek rolniczych). Zapis rozmowy budzi wielkie emocje i prawdopodobnie zakończy się śledztwem prokuratorskim. Tym bardziej, że w tej rozmowie wymieniany jest m.in. minister rolnictwa Marek Sawicki.
„Wprost” pisał o istnieniu tych taśm już 6 lipca: Taśmą w ministerstwo

Władysław Łukasik
w rozmowie z Władysławem Serafinem rozmawia m.in. o aferze w Białymstoku.

Afera w Białymstoku

To tam prokuratura skierowała akt oskarżenia przeciwko dwóm byłym szefom ARR— Władysławowi Ł. i Bogdanowi Ludwikowi T. Zarzut? Przekroczenie uprawnień. Prokurator zarzuca im, że 2008 roku wydawali polecenia zatrudniania bądź zwalniania konkretnych osób Andrzejowi S., ówczesnemu szefowi białostockiego oddziału ARR. Miało to się odbywać wbrew ustawie o ARR i organizacji rynków rolnych. W sprawie zeznawał minister rolnictwa Marek Sawicki, który Zaprzeczył kilkakrotnie, aby naciskał na oskarżonych prezesów ARR w celu zatrudnienia w agencji konkretnych osób. Prokurator wypytywał w szczególności o działacza PSL, który przed laty był uczniem Sawickiego w Sokołowie Podlaskim i mieszkał w sąsiedniej miejscowości.

- Dobra, ale co kopnęło Marka (Sawickiego – red.), że cię jednego dnia hyc? Ta sprawa w Białymstoku? – pyta Serafin Łukasika.
- W tajemnicy, w tajemnicy… Nie, słuchaj w Białymstoku to ja mu kryję, kurde dupę po prostu. Ja tam pół milimetra nie zawiniłem – wyjawia mu Łukasik.
- No to o co chodzi, że cię tam wymieniają Władysław Ł.? – dopytuje Serafin.
- To ja wiem, wymieniają, ale to wiesz, on dobrze wie, że ja tam pół milimetra tam nie zawiniłem i wszystko jest dobrze. Sądzę, że dwie rzeczy, aczkolwiek zrobił to w ukryciu, wielkim ukryciu robił, bo nikt nie wiedział, w tajemnicy: Śmietanko i Szczykutowicz – wyjaśnia Łukasik.

W rozmowie chodzi o Andrzeja Śmietanko, dyrektora generalnego Elewarru, który dawniej sprawował ministerialne funkcje we władzach agencji rolniczych. W latach 1993-95 był ministrem rolnictwa w rządzie Waldemara Pawlaka. W 1998 r. trafił do kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, gdzie objął stanowisko podesekretarza stanu. Łukasik wspomina także o Anicie Szczykutowicz, dyrektorze departamentu promocji i komunikacji ministerstwa rolnictwa kierowanego przez Marka Sawickiego.

Ellewar...

Ellewar to spółka istniejąca od 1992 r. Należy do ARR. Zajmuje się handlem zbożem, zarządza elewatorami i magazynami zbożowymi o pojemności 644 tys. ton. Ze skonsolidowanego sprawozdania finansowego za 2010 r. wynika, że Elewarr zanotował blisko 203 mln zł przychodów, a zysk wyniósł 4 mln zł. W roku wcześniejszym przychody wyniosły ponad 235 mln zł, a zysk ponad 5,6 mln zł.

- A powiedz mi, skąd się bierze wpływ Andrzeja? Co to k...a jest? – pyta Serafin podczas rozmowy.
- No to jest... – urywa Łukasik.
 -… zagadka? – dopytuje dalej Serafin.
 - Może nie zagadka, ale po prostu… oni są tam zaprzyjaźnieni towarzysko, myślę, że biznesowo i w każdym innym obszarze. Także razem imprezują i w różny sposób to raz. On traktuje ten Elewarr jako swoją spółkę – wyjaśnia Łukasik
.- Ale on jest tam tylko wiceprezesem – oburza się Serafin.
- Bo im tak wygodniej – wyjaśnia Łukasik.
- A faktycznie on kręci tym mecenasem? Tak?

Bronisław Tomaszewski - prawnik i Prezes Elewarru i członek rady nadzorczej spółki córki — Zamojskich Zakładów Zbożowych

Mecenas to jest słup. Był taki artykuł, to ci mogę przynieść, a może go mam z sobą. Także mecenas to jest słup. Ja nie chciałem się na to zgodzić, wymusili to na mnie z ministrem, że on ustępuje z prezesa. Bo ja wolę, żeby on był prezesem, a nie słup. A w ten sposób to słup wszystko mu firmuje. A to, co Andrzejek lubi, za nic on sam nie odpowiada. Wiesz, on sobie może wnioskować… On zawnioskował o wynagrodzenie 50 tysięcy złotych miesięcznie. Ja mu tego nie mogłem podpisać, ale ten słup mu podpisał. Miesięcznie... – wyjaśnia Łukasik
- Ja p......ę … - oburza się Serafin, ale Łukasik opowiada dalej:
 - Jak ja się dowiedziałem to spowodowałem, że do 30 [tysięcy zł — red.] mu tam obniżył. Ale wiesz, ale wiesz, ale to było już wiesz... kontrola NIK-u. Wszystko wiesz kurde jest jakaś odpowiedzialność. Ale nie tylko to sobie wpisał. On sobie wpisał, na przykład, że nie 1 proc. udziału w zysku, tylko 3 proc. będzie miał. Albo teraz to on uważa, że 10 proc. powinien mieć. W ogóle, że te pieniądze — tam jest 90 milionów na koncie — że to w ogóle wszystko jest jego. I on to, powiedzmy, w sposób bardzo taki różny to eksploatuje. Ale ja już tam całkowicie na przeszkodzie nie stałem tego. Tylko po prostu, jak chciałem na przykład jesienią….

Układ Balazsa

Serafin i Łukasik rozmawiają także o Arturze Balazsie, byłym prezesie Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, pośle czterech kadencji, ministrze rolnictwa w rządzie Jerzego Buzka. Komentując artykuł prasowy, działacze nie mają wątpliwości, że ludzie Balazsa mają coraz większe wpływy.

- Dobra, a zobacz ten artykuł. Dostałem dzisiaj. Układ Balazsa. No, czytelny układ Balazsa, nie? – mówi Serafin.
- Gdzieś słyszałem o tym artykule, tak. Powiem ci więcej zaraz. (…) Mnie odsunęły te dwie osoby, ale Sawicki, one mają duży wpływ na Sawickiego. Ta Szczykutowicz też. Zaraz ci powiem więcej. I teraz pełni obowiązki, nie dali ... zastępcy Zwolakowi, co jest prawnikiem, co jest z ruchem ludowym związany, co jest z ZMW i uczciwy facet i ten tylko Łuszczewskiemu, co ma tylko średnie wykształcenie, co po prostu, ale to o to chodzi, co jest od Balazsa i z SKL-u. I on jest taki, jak tutaj piszą: Mielniczuk, Kabaciński… - opowiada Łukasik.

Mówi o Andrzeju Łukaszewskim, prezesie ARR i członku rady nadzorczej TDM Arrtrans (spółki córki Elewarru), który w lata 1997-2000 pełnił funkcję wiceministra rolnictwa. Posiada wykształcenie średnie, jest absolwentem Technikum Ogrodniczego w Sochaczewie. Wspomniany „Mielniczuk” to Mirosław Mielniczuk, działacz SKL, były prezes ARiMR, były wiceminister pracy. Redakcja „Pulsu Biznesu” nie ustalił, kim jest wspomniany „Kabaciński. Prawdopodobnie chodzi o Jerzego Kabacińskiego, p.o. dyrektora Biura Koordynacji ARR.

- Ta cała banda… - komentuje Serafin.
- To wszyscy ci teraz awansowali… - zaznacza Łukasik.
- Wojtyła… (nie udało się ustalić, o kogo chodzi – red.)
- Ci rządzą, to tak...
Niwelowski, Szile, Zagórski, Poślednik, Krzysiek Oksiuta. Ludzie Balazsa – wymienia Serafin ludzi, których zalicza do układu Balazsa. Redakcji „PB” nie udało się ustalić, kim są Niwelowski, Szile i Poślednik (zachowano pisownię fonetyczną). Wspomniany Oksiuta to Krzysztof Oksiuta, działacz SKL, poseł dwóch kadencji. „Zagórski” to Marek Zagórski, były poseł i były wiceminister rolnictwa, obecnie prezes Fundacji Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej i prezes Stronnictwa Konserwatywno-Liberalneg.

- Więc oni wszyscy traktują to jako swój folwark teraz. Czy tam Mielniczuk taki, to teraz gabinet mu szykują – mówi Łukasik.
- W ministerstwie? – pyta Serafin.
- Nie, u mnie w agencji [Agencji Rynku Rolnego — red.] – wyjaśnia działacz.

„Partolił robotę”, więc został dyrektorem?

- Taki Wójciak, co ja go musiałem odsunąć, bo tyle napartolił, to teraz awansował na dyrektora. Czyli on całą bandę, od razu pierwszego dnia… Chociaż formalnie według ustawy, to żebyś wiedział, to nie jest całkiem legalne p.o. [pełniącym obowiązki, chodzi o Łuszczewskiego — red.]. Dlatego, że w ustawie nie przewidziano czegoś takiego jak p.o. i premier właściwie powinien najpierw ogłosić konkurs, a potem dopiero zrobić, albo zmienić przepis. Ale tam pal sześć. Zrobili, jak zrobili – ocenia Łukasik w rozmowie.

ARR bez prezesa – kulisy odwołania Łukasika

Łukasik nie wierzy, że prezes ARR zostanie szybko wybrany . - To będzie trwać dłużej, oni się nie będą śpieszyć z konkursem. Dlatego, że wygodnie jest dla Śmietanki, wygodnie jest dla tej całej bandy, tej grupy, żeby oni rządzili. On mnie to ostatniego dnia roku wręczył praktycznie. Ostatniego roboczego – opowiada  Łukasik. Chodzi o konkurs, który miał wyłonić następcę Łukasika na stanowisko prezesa ARR. Od siedmiu miesięcy obowiązki prezesa pełni wiceprezes Andrzej Łuszczewski.

- Uniemożliwił ci nawet nagrodę roczną – wspomina Serafin.
-  Ale to w ogóle pal sześć nagrodę roczną. Za pierwszy rok jakąś tam niewielką dostałem. Potem to nie. Teraz też ja nie będę go na wiesz… czy on… bo teraz wiesz odprawa jest taka, że to teraz on decyduje. On czy tam prezes. Dobra nie chcę, w cholerę… Zachował się jak cham. Ja bym mu w lipcu, bo w lipcu, ale w listopadzie podszedłem i mówię, że tam współpracownicy różnie mówią o przemeblowaniu, przewietrzeniu. Jak ma tutaj minister jakiś inny pomysł… - odpowiada Łukasik.
- Do Marka tak mówiłeś?
- Ja tak powiedziałem. Jego pracownicy tak pieprzyli…
- Dobrze, ale byłeś z Markiem na „pan”, czy per „ty”? – dopytuje Serafin.
- Ja byłem na „ty” byłem. Jak przy innych to mówiłem na „pan”, a jak bezpośrednio to mówiłem na „ty”. Mówiłem, że jak coś, to ja mogę złożyć rezygnację, bo ja jestem ambitny, ja chcę dobrze robić, ale nie chcę się upierać, że mam być. On mówi: nie słuchaj plotek, pracuj, jak coś, to będziemy rozmawiać. Na tej zasadzie to dobra, ja plotek nie słucham. Wychodziło mi wszystkie rzeczy... Między świętami zaproszenie, zaproszenie, przyjął ostatniego dnia praktycznie starego roku [2011 r. — red.], roboczego dnia, zaproszenie, że mam być u ministra. Ale Łuszczewski niby też ma, ale pytam, czy jedziemy razem. Nie, nie. On pojedzie wcześniej – relacjonuje Łukasik.
- Wiedział?
Wiedział dużo wcześniej, bo przed świętami na przykład ja przygotowałem podział nagród rocznych i ja nie mam tajemnic, więc zastępcy coś, ja tutaj, jakaś pula niewielka, nie taka mała zaoszczędzona jest, że propozycje pracowników takie, dla dyrektorów, to tutaj bym skonsultował z wami. No to tu w zasadzie nie mają uwag, Łuszczewski, ale po świętach byśmy to zrobili. No dobra, jak nie ma w zasadzie do tego propozycji, ale byśmy to zrobili po świętach, to niech będzie. Po świętach to właściwie tego dnia, to nie, to jutro to zrobimy, a on wiedział to wszystko, nie. Jutro z rana? Nie, po południu. Ponieważ ja nie miałem takiego interesu, żeby to forsować, bo przecież sam mogłem to podpisać bez, nie potrzebuję tam tego. No, a w południe dał mi to odwołanie, no to on skorygował i wszystkich balazsowców wiesz, wsiuu, w górę od razu awanse. Tego samego dnia praktycznie przemeblowanie totalne – wspomina Łukasik i ocenia:

Wiceprezesi zmieniają się tam po kolei, dyrektorzy... Robią tam dla Kabacińskiego — to jest albo pijaczyna, albo chory, po prostu taki w ogóle nie istniejący, też ze średnim wykształceniem — gabinet dla niego. On będzie dyrektorem gabinetu. Mielniczuk, kolejny. To tam dyrektorzy, wiceprezesi mogą się przenieść dalej, bez sensu”.

Łukasik twierdzi, że sam jest niewinny
-  Do mnie nie ma żadnych zarzutów. Nie może być. Jeśli byś usłyszał, proszę cię, jeśli byś gdzieś słyszał, że jest zarzut, daj szansę, żebym był odpowiedzialny ja – mówi Serafinowi.
- Yhm… Włodek, zastanawiam się, co legło u podstaw w takim razie decyzji Marka? Czy tylko Sawicki... tylko ten…- zastanawia się Serafin.
- Nie legła, to ja ci powiem. Nie legła, co więcej…
- Rywalizacja o pieniądze? – dopytuje Serafin
- Nie…

Ustawa kominowa i wyjazdy do Honolulu

Podczas rozmowy Łukasik wspomina o sytuacji w Elewarrze. Twierdzi, że nie przestrzegano tam ustawy kominowej. – (…) latem pojawiają się takie sygnały. Najpierw w przypadku Elewarru, jak po ten ciągle cisną, chociaż miał duże wynagrodzenie, żeby zwiększyć. Ja nie bardzo chciałem i dobrze, bo by mnie ten NIK, czy coś innego, by mnie utopili. Tak to wszystkie decyzje dotyczące zarządu były przede mną. Albo po mnie, albo przede mną. Ja najwyżej nie zmieniłem, ale sam nie kombinowałem. On wymyślił, że on odejdzie z tego prezesa, bo tu go ustawa kominowa hamuje. Chociaż też ją tam całkiem nie przestrzegano w tym wypadku, bo on miał dziewięć średnich w sumie, dziewięć średnich plus udziały w zysku — uważał, że to jest mało — i nieograniczoną ilość kosztów, jakie sobie chcesz. Od Honolulu po wszystkie wyjazdy, cały świat, co chcesz. Nie wiadomo, co wszystko. Nieograniczona liczba - opowiada Serafinowi.

Jak rozliczyć tak duże koszty? - Jak coś, to refakturujesz jako usługi prawnicze, czy coś, bo tam są podpięte, wiesz, kilka firm, jeszcze jest Zamość podległe i te w Łodzi Atlas, czy dowolna ilość. Ale dobra, to tam ja taki upierdliwy nie byłem. Wymyślił, że on sobie wynagrodzenie praktycznie podwoi. I to było w tajemnicy przede mną. Więc jak ja usłyszałem, to dosyć szybko to wymusiłem jednak skorygowanie do i chyba tylko za grudzień poprzedniego roku – wyjaśnia Łukasik.
-  Ile Tomaszewski ma? Jak on ma 50 [tys. zł — red.]? – dopytuje Serafin.
- Tomaszewski ma mniej. On ma 50 [tys. zł — red.]. Natomiast Tomaszewski ma mniej, bo ustawa kominowa. Po drugie…
- Czyli zastępcy mogą mieć więcej niż szef? Bo nie mają… to zastępców komin nie obejmuje? – dziwi się Serafin.
- Tak, tak. On nie jest w zarządzie teraz, bo on się zrobił dyrektorem generalnym, czyli on nie ma limitu, czyli jemu teraz wynagrodzenie nie ja wyznaczam tylko Tomaszewski. A Tomaszewski wyznacza mu każde, jakie chce. Rozumiesz? Ale ci tylko dopowiem. No to był jeden, to jakoś przebolał, no jakoś zapomniał, ale nie był zadowolony, bo do końca procent z zysku sobie zmienił z 1 na 3 – wyjaśnia Łukasik.

Spółka w Mołdawii

- To potem wyszła sprawa, wymyślili latem, tego poprzedniego roku [2011 r. — red.] w Mołdawii spółkę. Będzie Mołdawię tworzył i tam trzy czy ileś milionów trzeba wytransferować – wyjaśnia Łukasik. - (...) On wymyślił tą spółkę, żeby tworzyć. Elewarr będzie tworzył. Ja mu tu, tu składasz koncepcję prywatyzacji Elewarru, tu kombinacje struktur… Na spółkę za granicą trzeba mieć jakieś przemyślane działania, jakieś dokumenty, co będziemy robić, jaki będzie zysk. Po co mam tworzyć spółkę? No bo będziemy zboże kupować. Kurde, kupno zboża za państwowe pieniądze spółka wyposażona po to, żeby zboże sprowadzać do kraju? Nie bardzo to pasuje. Zróbmy jakiś taki sensowniejszy… - opowiada Łukasik.
-  I zrobił spółkę czy nie? – dopytuje Serafin.
-  Czekaj. Spółka wymagała zgody walnego, czyli mojej zgody wtedy. I ja mówię wtedy, że …
- Bo ty byłeś walnym jako prezes agencji.
- Tak, jednoosobowo do Elewarru. Więc ja mówię zgodę nie za bardzo na to. To trzeba byłoby mieć to dobrze przemyślane, uzasadnione. On wymyślił, skoro w takim razie ja się nie spieszę z tą zgodą, on nawet nie chciał jakiejś koncepcji tego działania. Zaraz ci powiem, dlaczego nie chciał dać. To on wymyślił, że będzie to robił Arrtrans w Łodzi, spółka wnuczka, czyli Arrtrans w Łodzi podległa jemu spółka, utworzy, przerzuci tam trzy miliony do tego, do Mołdawii i tam utworzy spółkę. No… wtedy zgoda walnego ode mnie nie jest potrzebna, ale tam się dopatrzył prawnik ode mnie, że jednak mimo wszystko, mimo wszystko jest potrzebna zgoda, w statucie by trzeba zmienić coś. No to zmiana statutu znowu by do mnie trafiła, a poza tym ja zamieniłem dwa zdania z Łuszczewskim, który jest w tej radzie, aż siedem osób jest, aż siedem osób jest w tej radzie… - opowiada Łukasik.
- Elewarru?
- Arrtransu w Łodzi.
- Arrtransu.
- Który ma zresztą tylko dwunastu pracowników – dodaje Łukasik.
-  Ile w tej radzie mają dietę?
- Trzy tysiące albo i więcej, bo w tej chwili to nawet już nie wiem jeśli chodzi o Arrtrans. I po prostu wziął ten, wziął też w tajemnicy, ja się po tym dowiedziałem. Rada nadzorcza Elewarru, czyli Łuszczewski, Groszek i tam jeszcze Śmietanko, Szczykutowicz, o i tam jeszcze znajomi od niego są. Sąsiad do tej rady, on takich pobrał w tajemnicy pojechali do Mołdawii, tam była rada nadzorcza. Utworzyli przedstawicielstwo. No przedstawicielstwo mogli otworzyć. Pracownika zatrudnili tak jakiegoś tam. Natomiast, natomiast nie, samego kapitału nie wytransferowali. Ja zresztą rozmawiałem z tą prezes z Łodzi i mówiłem, że powinna mieć jakieś dokumenty trochę lepsze na… bo wiesz wysłać za granicę kilka milionów to ja się nie spieszę. Więc powiedziałem, że ja takiej zgody dla Elewarru nie daję. Ona jak chce niech sobie działa. Nie utworzyli tej spółki. Potem, za miesiąc się wygadał Śmietanko, jaki interes popsułem. On chciał te kilka milionów, żeby ta spółka w Mołdawii powstała i natychmiast przeniosła do innej spółki jako wkład 20 procent w spółce, gdzie byłby Polski Cukier, Pol-Mot i jeszcze ktoś i Elewarr miałby…

Biurowiec w Warszawie

Łukasik wspomina, że prezes i dyrektor generalny Pol-Mot Holding Andrzej Zarajczyk chciał budować budować w Śródmieściu.- Wymyślił gwałtownie, że będzie budował biurowiec w Śródmieściu Warszawa. Tysiąc metrów za dziesięć milionów. I może żeby ten, to jeszcze jakiś silos wybuduje tam w zachodniej Polsce… - mówi Łukasik.
- Elewarr, po co biurowiec? – dziwi się Serafin.
- Masz… strategia rozwoju spółki Elewarr, grudzień 2011 i na stronie, zobacz, budowa…
- Zakup własnej siedziby spółki.
- I tu masz gdzieś kwota dziesięć milionów złotych, tu gdzieś…
-  Jest, jest tutaj. Wyniesie 10 milionów złotych.
- I jemu jest potrzebna góra 300 metrów, to jest niepotrzebne. 700 będzie miał przychód i rozumiesz i jest pomysł i tu jest, ale ważna rzecz, że on od razu na tą budowę tej siedziby i na budowę własnej siedziby plus… ja ci powiem… - urywa Łukasik.
- Daj se to pstryknę…
-  To jest dużo... ja ci dam tą całą stronę…
- To daj tę stronę…
- Tylko nie mów, że to ode mnie – prosi Łukasik.
- Nie, nie, nie. No co ty?
(…)

Kto wybuduje dom?

- I rozumiesz sama siedziba to nic, bo on by jeszcze do jakiś mały elewator, gdzieś tam, taki wiesz, do 15 tysięcy ton na zachodzie Polski wybudował, ale wszystko musi być jeden generalny wykonawca, który wszystko zrobi. Czytaj, on to nie powiedział wyraźnie, ale sądzę, że to chodziło o Pol-Mot albo którąś spółkę Pol-Motu, bo Pol-Mot ma wiesz wielką strukturę. O, patrz, mam, mam… Pol-Mot, strukturę Pol-Motu, to jest taka. Więc widzisz, więc… - mówi Łukasik. - Więc sprawa jest taka, że on sam w tej chwili buduje dom. On buduje, ten Kluza jego sąsiad buduje, wiceprezes ARiMR koło siebie budują domy. Tam trzy domy, taki Gołąb — bardzo ważna osoba w tym układzie — też buduje dom nad Zalewem Zegrzyńskim i wiesz jest potrzebny generalny wykonawca – ciągnie Łukasik.
- I te domy im buduje spółka Zarajczyka pewnie? – zastanawia się Serafin.
- No, nie wiem, bo ja tam nie byłem przy tym, ale…
- Jak ona się nazywa? Pol-Mot Development Serbia, Chorwacja [niezrozumiałe]
- Oni mają różne… i tutaj na Mołdawię też go chcieli wziąć. Czyli rozumiesz wytransferować tam i potem, rozumiesz, wnoszą dalej i potem już możemy, możemy się bujać. To ci przykładowo podaję jakie pomysły były, co i mnie średnio pasowały, ale jak nigdy nie mówiłem… on jak przyszedł to uzgodnienie z ministrem, ten, tylko mówię tylko, żeby tak były zrobione dokumenty, żebym nie musiał chodzić, tłumaczyć się, jak za ten pieprzony Białystok, bo ja tam pół milimetra nie zawiniłem. To, kurde, żebyś wiedział, to pociotek tego, pociotek ministra tam był, nie mój… - tłumaczy Łukasik.

Pociotek ministra

- Marka? – dopytuje Serafin.
- Tak…
- Ten zwolniony?
-  Ten zwolniony, czy tam zatrudniony, czy teraz zwolniony w każdym razie to ja tam… to… tam jest idealnie. Ja się dziwię, że minister to zrobił, bo normalnie biorąc to jakbym miał naturę bardziej złośliwą to wysadzić w… po prostu…- urywa Łukasik.
- No, no, no... – dopowiada Serafin.
- Rozumiesz, bo ja tam pół milimetra złego nie zrobiłem. To jego pieprzony pociotek. To nie ja z nim tyle razy rozmawiałem tylko… Jak on w ciągu dwóch miesięcy sto razy z ministrem na telefon, na komórkowy, domowy, tu służbowy, stacjonarny…- opowiada Łukasik.

Prywatyzacja Elewarru?

Zdaniem Łukasika, Elewarr ma zostać sprywatyzowany. - Śmietanko ma w tym udział jeden, drugi… bo on uważa, że cały, że cała ta spółka... On chce się tam okopać i uwłaszczyć. Tam w tej chwili jest około 80 milionów na koncie. Spółka jest warta, nie wiem, około 150-160 milionów, spółka ta Elewarr, nie... – mówi Serafinowi.
- To ma być prywatyzowana? – dopytuje Serafin.
On de facto tak to chce prywatyzować, żeby to było jego, żeby to było nieodwołalne i wiecznie jego. Czyli każda ich koncepcja jest dobra, w którym to się staje jego – odpowiada Łukasik.
- Na jakiej zasadzie, a skąd on weźmie miliony, żeby to kupić? – dziwi się Serafin.
Ale to tak chce prywatyzować, żeby to było jego, żeby to nie kupować, żeby legalizować. W tej chwili on to uważa, że to jest jego i tak to traktuje. Czyli jak coś to usługa faktura na mnie, na usługi prawne, na coś, jest parę firm. Piszą i wszystkie koszty są dozwolone. A i tak non stop wraca, nie wiem z San Francisco, jedzie do Meksyku, z Meksyku będzie… wszystko jest na koszt Elewarru. Jedzie z żoną, jedzie z synem, jedzie z córką… - wyjaśnia Łukasik.
- Żartujesz?
- Nie, nie żartuję to…
- K...a…
- Nie żartuję…
-  I się nie boi kontroli? – dziwi się Serafin.
- No, ale jakiej? No, skąd?
- No, NIK-u, no, nie wiem, kogokolwiek. CBA?
NIK Za bardzo, wiesz. NIK za bardzo się tego nie wnika. NIK tam patrzy, czy nie przekroczył ustawy kominowej. CBA itd. i ci inni, oni się tam takimi rzeczami tam na razie… [niezrozumiałe]. To jest totalnie bezkarne, to ci mówię. Ja to trochę próbowałem hamować… to masz pierwszy sygnał... – wyjaśnia Łukasik.
- Włos mi dęba staje na głowie, Władek.
- Teraz ich najbliższy wyjazd to będzie chyba z San Diego przez Kanał Panamski do Miami dwa tygodnie, czy trzy.
- Sam, czy z kimś lata?
- Różnie, w różnych konfiguracjach. Czasami... Często był w składzie delegacji ministra, ale to nie znaczy, że uczestniczył w jakiś punktach programowych, to znaczy, że tylko był w składzie. A na punkcie mógł trzeźwieć, mógł coś robić, mógł coś innego, tak że to tak różnie mogło być. Natomiast wszystko idzie po prostu bez najmniejszego umiaru. Ja nie jestem zazdrosny, niech tam mu będzie jak chce. Natomiast mówię ci, że to była jedna z przyczyn. Druga to jest Szczykutowicz i dobrze ci znajomi, grupa typu Sikora i Zagórski – opowiada Łukasik.

Pieniądze z funduszy europejskich

Na co idą pieniądze z funduszy europejskich przeznaczonych na promocję i rozwój wsi? Łukasik opowiada o tym Serafinowi.
- Oni wymyślili sobie, że te pieniądze, co ma Zagórski w tym w Europejskim, tym, tym funduszu...
- Wsi...
- To jest mało, według kontroli NIK, mieli 86 milionów w sumie jeszcze niedawno. Oni… (?) głównie sobie sami ich używają, eee, eee, możesz tą pierwszą stronę sobie, pierwszą stronę, z tego skserować. – mówi Łukasik.
- No, no...
-  To było sprzed paru... sprzed kilku lat, ale to jest wszystko aktualne. Oni sobie te pieniądze głównie używają, używają. Oni sobie wymyślili, że to jest jeszcze mało i trzeba się już podpierać z funduszu promocji i złożył, ponieważ ten nie mógłby sam złożyć, złożył Sikora jako taki wiesz jako słup...
-  ...wynajęty przez nich...
- A to to to ci pokażę, zobacz, to żebyś wiedział. Minister wypowiadał się łącznie z wypowiedzią gdzie indziej, że on nie ingerował. A zobacz, oryginał nie kopia... „Proszę o rozważenie możliwości...”, a ja mam kilku takich...
-  O Jezu [niezrozumiałe]
- Ale ja mam kilka takich adnotacji, ja je trzymam dla siebie, ale po prostu nie godzę, żeby mi to... [niezrozumiałe] Rozumiesz... tego typu... tego typu rzeczy, rozumiesz.

Promocja polskiej kuchni?

Sikora jako federacja składa na sześć milionów z funduszy promocji pod hasłem: „Na kuchnię polską w czasie Euro”. Idzie to, Szczykutowicz to firmuje, ministerstwo ten, no... ale podpisać wniosek mam ja, wypłatę znaczy się, podpisać wypłatę i potwierdzić, że jest to zgodne z ustawą, prawidłowe i legalne, tak jak wiesz, wymóg przy finansach publicznych. No bo... hee... ja spojrzałem na to i mówię, że to, co oni złożyli, to co najpierw te hasłach gadali i teraz to co chcą do wypłaty, to jest kompletnie co innego. Więc albo niech to wróci na te komisje zarządzające, albo niech chociaż poprawią, czy wyjaśnią cokolwiek, żeby to nawiązywało do tego, bo oni, ja to wziąłem kopię, mam tą kopię, bo oni sobie wymyślili... na komisjach mówili tak: oni dokładają, czyli ten Zagórski dokłada tyle samo co najmniej, czyli cena dwa razy tyle, ale co najmniej tyle samo, czyli na przykład tu bierze trzy miliony z funduszy, to trzy bierze... – opowiada Łukasik.
- ...swoich... – dopowiada Serafin.
- ...dalej co najmniej swoich albo więcej, w którym dziale zlecone przez niego to było z działających, istniejących funduszy. Tak te bzdury opowiadał, nie wiadomo co. Tamtych większość przyjęła. Większość pod naciskiem czy to Szczykutowicz chodzi i tak dalej. Jak przyszło co do czego, to oni się wycofali, że to, co oni robią, to kiedy i gdzie, to nie wiadomo, kiedy i gdzie i co nie wiadomo. Na razie to oni chcą, żebym nie trzy, tylko cztery miliony, cztery dwieście, to ja wypłacił. Na te działania to oni sobie pozmieniali, mam wypłacić na oprogramowanie do... na... zaraz ci poszukam, na co... na urządzenia mobilne, na druk informatora o hotelach. A jak zapytałem już, a jaki klucz wybierania tych hoteli... i druk jakiegoś przewodnika gastronomicznego, czyli po restauracjach. Na takie pieniądze to ja mówię tak: przewodnik po hotelach za Boga się...
-  ...pieniądze pod... o Jezu...
-  ...z funduszu promocji, no i to... i... no to... i ja powiedziałem, że na to to musimy, trzeba to cokolwiek poprawić to, to wyszło wielki szum. To ci pokażę. Natomiast stosują rożne triki. Wiesz... Teraz ta Szczykutowicz jedzie z Różańskim do San Francisco na targi, w ramach targów, ale to ja... mnie zaprosił na, zapraszał kiedyś, na... do Chin i zobacz, co odpisałem...
-  mhm... Różański też zaczął kręcić.
-  Kręci, słuchaj, ale tu chodzi o większe pieniądze, ja mu trochę przyhamowałem, więc, więc zobacz, ja mu uprzejmie dziękuję, że ten, że ja nie jadę, ja mu mówię, że ja, by osobę inną wskazał to chętnie tylko nie...

Puls Biznesu: to nie była prowokacja

„Puls Biznesu” nie ujawnił, od kogo otrzymał materiał. „Nie byliśmy inicjatorami powstania tego materiału, nie jest on efektem dziennikarstwa śledczego ani prowokacji dziennikarskiej. Nie dociekamy również przyczyn, dla których rozmowa ta została utrwalona” – napisali w oficjalnym oświadczeniu redaktor naczelny „Pulsu Biznesu” Tomasz Siemieniec oraz  prezes Bonnier Business (Polska) Patricia Deyna.

 „Art. 1 prawa prasowego nakłada na prasę w demokratycznym państwie prawa podstawowe zadanie, jakim jest urzeczywistnianie prawa obywateli do rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej. Zasada ta, obecna na co dzień w działaniach „Pulsu Biznesu”, ujawniła swój szczególny wymiar i płynący z niej obowiązek, gdy w posiadaniu redakcji znalazł się publikowany dzisiaj materiał” – zaznaczyli.

Temat będzie rozszerzany o kolejne zapisy nagrań.

Źródło: Puls Biznesu