Na turecko-syryjskiej granicy zapachniało wojną. Prędzej czy później ona wybuchnie, bo promowana przez Zachód doktryna nicnierobienia w sprawie Syrii jest równie niebezpieczna jak interwencja zbrojna.
Wciąż nie wiadomo, kto otworzył ogień w stronę Turcji. Pociski spadły rano w środę 3 października na centrum miasta Akcakale, kilka kilometrów od granicy z Syrią. Na miejscu zginęły dwie kobiety i troje dzieci. Trzy osoby wciąż walczą o życie w szpitalu. Damaszek od początku twierdził, że za atakiem nie stoją siły rządowe, ale jednocześnie solennie przepraszał. Jednak jeszcze tego samego dnia tureckie haubice odpowiedziały ogniem, ostrzeliwując bazę armii syryjskiej po drugiej stronie granicy.
Późnym wieczorem w środę Turcja zwołała nadzwyczajne posiedzenie ambasadorów przy siedzibie NATO w Brukseli. Powołując się na artykuł 4. traktatu północnoatlantyckiego, zażądała konsultacji w obliczu zagrożenia swojej suwerenności. Tego samego wieczoru szef tureckiego MSZ Ahmed Davutoğlu spotkał się z sekretarzem generalnym ONZ Ban Ki-moonem. Davutoğlu powiedział później dziennikarzom, że to był najpoważniejszy incydent graniczny od początku konfliktu w Syrii, oraz że Turcja nie pozostawi tego bez odpowiedzi.
Odpowiedź, czyli czwartkowa rezolucja tureckiego parlamentu, zezwalająca premierowi Turcji na użycie armii poza granicami kraju, nie jest jeszcze wypowiedzeniem wojny. Recep Tayyip Erdoğan już pięć lat temu dostał takie uprawnienia od posłów. Teraz zostały one tylko przedłużone o kolejny rok. Ale w czwartkowy wieczór w wielu syryjskich domach zapewne toczyły się znane skądinąd dywagacje: wejdą, nie wejdą. Tym razem raczej nie wejdą, bo trzymając się sowieckiego porównania - dla Turcji Syria szybciej stałaby się Afganistanem, a nie Węgrami czy Czechosłowacją. Ale wkrótce okoliczności mogą nie pozostawić Turkom wyboru.
Więcej o sytuacji na pograniczu syryjsko-tureckim będzie można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", które od niedzielnego południa (12.00) będzie dostępne w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika będzie też dostępne na Facebooku.
Późnym wieczorem w środę Turcja zwołała nadzwyczajne posiedzenie ambasadorów przy siedzibie NATO w Brukseli. Powołując się na artykuł 4. traktatu północnoatlantyckiego, zażądała konsultacji w obliczu zagrożenia swojej suwerenności. Tego samego wieczoru szef tureckiego MSZ Ahmed Davutoğlu spotkał się z sekretarzem generalnym ONZ Ban Ki-moonem. Davutoğlu powiedział później dziennikarzom, że to był najpoważniejszy incydent graniczny od początku konfliktu w Syrii, oraz że Turcja nie pozostawi tego bez odpowiedzi.
Odpowiedź, czyli czwartkowa rezolucja tureckiego parlamentu, zezwalająca premierowi Turcji na użycie armii poza granicami kraju, nie jest jeszcze wypowiedzeniem wojny. Recep Tayyip Erdoğan już pięć lat temu dostał takie uprawnienia od posłów. Teraz zostały one tylko przedłużone o kolejny rok. Ale w czwartkowy wieczór w wielu syryjskich domach zapewne toczyły się znane skądinąd dywagacje: wejdą, nie wejdą. Tym razem raczej nie wejdą, bo trzymając się sowieckiego porównania - dla Turcji Syria szybciej stałaby się Afganistanem, a nie Węgrami czy Czechosłowacją. Ale wkrótce okoliczności mogą nie pozostawić Turkom wyboru.
Więcej o sytuacji na pograniczu syryjsko-tureckim będzie można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", które od niedzielnego południa (12.00) będzie dostępne w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika będzie też dostępne na Facebooku.