Błogosławione dziury

Błogosławione dziury

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jadąc przez Polskę, aż po nieistniejącą już czeską granicę, słyszę wszędzie, jak naród kpi z dachu narodowego stadionu, który przestraszył się deszczu. Wszystko jak zwykle kończy się nieźle, czyli remisem, kiedy spodziewano się klęski. Więc teraz za to wzdychanie: mogło być przecież lepiej. W podróży zbyt wiele miejsc, aby je zamknąć w słowach. Ale wszędzie poczucie istotnej zmiany. Na chwilę w Czechach. Śmieszy nas ich język, jakby udziecinniony, a ich bawi polskie szeleszczenie słowami. Po czeskiej stronie podobnie, ale jakoś inaczej. Tam czas płynnie wolniej, gdy u nas gęsto, wartko i dynamicznie, wiele remontów. Wcześniej Miłosław blisko Poznania, tylko 3,5 tys. mieszkańców, jak wszystkie miasteczka skupiony wokół rynku. Stary kościół – to zawsze wielka ozdoba i miejsce żywego ducha. Drugi, ten mały, poewangelicki, już nie służy Bogu, przeznaczony na kulturalne wydarzenia, przytulny i skupiony w sobie. Jakby stulecia modlitwy zamieszkały w ścianach.

Czytanie wierszy z ołtarza przypomina mi, że poezja to jakaś forma modlitwy. Koncert Krystyny Prońko w półmrokach i blaskach starej świątyni. Ona w krótkiej spódniczce, śpiewane teksy wolne od cenzury, słuchają ich w radosnym skupieniu nawet siostry zakonne. Konserwatyzm polskiego Kościoła niekonsekwentny i pełen dziur. Błogosławione niech będą te dziury. W jednej z nich miejscowy proboszcz debatuje po francusku z ambasadorem Szwajcarii, trwa smaczne przyjęcie w małym hoteliku na rynku, gdzie mieszkam.

Miasteczko oferuje: sztuki walki, jogę, gabinet kosmetyczny, solarium. Fabryczka odzieżowa znikła, ale rozwija się warzenie świetnego piwa o wielu smakach. Brak pracy jak wszędzie, więc ucieczka młodych. Ale gimnazjum pełne dzieci, też z okolicznych wsi. Szkoła w dawnym pałacu Kościelskich (Dlatego tu obchody przyznania tej literackiej nagrody. Przed laty odbierałem ją jeszcze w Genewie). Prowadzę warsztaty z uczniami. Ujednolicają się już i wygładzają buzie dzieci w mieście i na wsi. Czy będą mieć takie same szanse? Kto posiada internet? Prawie wszyscy. Czy to wystarczy? Burmistrz zapominał się pochwalić, że w jego miasteczku jest nowa, piękna szkoła podstawowa, a przy niej i hala sportowa. Zażądałem widzenia. Hala jak wielki pojazd kosmiczny z innej cywilizacji, choćby konstrukcja posadzki to nowość ze Stanów, by nie było pogłosu. I już działa w miasteczku kanalizacja za 25 mln zł (nie mam w Warszawie i wątpię, czy dożyję). Z powodu tej kanalizacji burmistrz nie śpi po nocach. U nas zawsze dramat z rozliczeniem inwestycji. Znają ten ból samorządowcy, inwestorzy, jak Polska długa i szeroka. Szczególnie gdy są pieniądze Unii plus wkład własny, ożywia się sieć przepisów koniecznych – kto daje środki, sprawdza, jak ich użyto – ale też absurdalnych i ze sobą sprzecznych. Opowiada mi o tym starosta z Wrześni. Nowy typ urzędnika i samorządowca, ludzie, którzy już znają Europę, kulturalni, inteligentni. Tym bardziej do rozpaczy i złości doprowadzają ich absurdy, sprzeczne przepisy, plątanina praw, mordercza drobiazgowość przerażonych urzędników. I wszędzie widzę to samo zdumienie: jak Warszawa nie rozumie prowincji, a politycy uparcie trzymają się za szlacheckie czuby, szczepieni w morderczym pojedynku.

To samo mówi w Bielsku Janusz Szymura, właściciel sportowego klubu Rekord, biznesmen znany też z tego, że sporą część dochodów przeznacza na cele społeczne. Po latach pracy w biznesie jednego już tylko jest pewien: można czegoś dokonać tylko z ludźmi, którzy realnie widzą rzeczywistość. Stąd trwoga przed sektą smoleńską, oni żyją w fikcji. Najpierw wiele udawali, potem nawet nie zauważyli, kiedy w fikcję uwierzyli. I toną teraz we własnej utopii. Szkołę sportową, którą ufundował swoim marzeniom i miastu, widziałem kilka miesięcy temu w postaci szkieletu. A już stoi na małym wzgórzu, ukończona. Dobra architektura, w środku niezwykle śmiały design. Media, które tak dzielnie stoją na straży demokracji – zobaczymy, czy jej upilnują – oszalały nam od pogoni za sensacją. Jak nudno pokazać niezwykłą szkołę, więc nikt ze stolicy nie przybył, ani jedna centralna kamera. Wieczór, przez panoramiczne okna widzę małe i duże boiska na kilka poziomach, są tu wzgórza. Krzyczą w blasku świateł dywany zielonej murawy, gra kilka piłkarskich drużyn dzieci. Cała przestrzeń aż faluje od pozytywnej energii i radości życia.
Więcej możesz przeczytać w 43/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.