Kobieta, czyli ciało

Kobieta, czyli ciało

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ostatni tydzień posłowie i media poświęcili ciałom. W szczególności ciałom kobiet. I nie chodzi tylko o zwyczajowe seksistowsko-chamskie wypowiedzi członków SLD. Chodzi o coś więcej, chodzi o uprzedmiotowienie kobiet.

Ciało mężczyzn jest przezroczyste, nieistotne. Nieistotne jest też, jak mężczyźni wyglądają, w co się ubierają, jak się noszą, jakie mają oczy, rzęsy, uda. Zainteresowanie męskim ciałem pojawia się ewentualnie po śmierci, zwłaszcza w sytuacji wyjątkowej, na przykład takiej, z jaką mamy do czynienia po katastrofie smoleńskiej. Wtedy ciało budzi nadzwyczajne zainteresowanie, choć przecież w katolickim kraju ludzie powinni się zajmować głównie duszą, która jest wieczna, a nie ciałem, które staje się prochem pozbawionym cech indywidualnych.

Tymczasem zainteresowanie ciałem kobiet jest jak najbardziej zwyczajne, codzienne i – można powiedzieć – finalne: znacząca część mężczyzn, interesując się kobietami, interesuje się albo ich ciałem, albo w ogóle się nimi nie interesuje.

W parlamencie widoczne są obecnie dwa modele tego zainteresowania. Jeden oparty jest na religijnej ideologii, drugi zaś na męskim pożądaniu (obydwa są równie emocjonalne). Zwolennicy pierwszego modelu objawili się – robią to zresztą systematycznie – podczas debaty aborcyjnej. Prawicowi posłowie otwartym tekstem redukowali kobiety do roli inkubatora i z zaciętością walczyli o prawo do ich brzucha. Bo kobieta to przede wszystkim brzuch, rozumiany jako inkubator dla „świętego życia”. Posłowie widzą go jako boży, cielesny instrument, nad którym kobiety nie powinny mieć żadnej władzy. Wbrew pozorom polityczne zainteresowanie ciałem jako inkubatorem nie ma nic wspólnego z zainteresowaniem dziećmi. Dzieci są ważne tylko wtedy, gdy nie mają ciała i są w brzuchu kobiet. Gdy dzieci wyjdą poza brzuch, posłowie przestają się interesować zarówno nimi, jak i kobietami. Bo kobieta jako matka nie ma przecież ciała.

Zwolennicy drugiego modelu objawili się bardzo wyraźnie w momencie, gdy Joanna Mucha została ministrą sportu. Jednak w ostatnim tygodniu aktywność posłów i mediów wokół pani ministry nabrała intensywności i przypominała rytualne poszukiwania kozła ofiarnego lub histeryczne zabiegi wokół „mrocznego obiektu pożądania”. Bo „zarzuty” wobec Joanny Muchy są związane przede wszystkim z jej kobiecością. Posłowie redukują ją do ciała, a ich irytacja rośnie tym bardziej, im bardziej Joanna Mucha odrzuca tę rolę i chce być bezcielesnym urzędnikiem państwowym.

Zarzuca się jej głównie brak kompetencji. Owszem, jeśli kompetencje zdefiniuje się jako coś, co mają wyłącznie mężczyźni, Mucha z pewnością nie będzie ich miała. Również jeśli pracowitość zdefiniuje się jako sprawne poruszanie się w ramach męskich układów działaczy sportowych, to Musze można zarzucić brak pracowitości. Jest spoza układów, spoza środowiska kolesiów od piłki i szmalu. Nie pije też alkoholu, a alkohol to niezły wyznacznik męskich kompetencji w sporcie.

Mucha drażni i podnieca niektórych posłów urodą. A kobiecy obiekt seksualny, jeśli jest niedostępny, staje się mroczny; trzeba go usunąć z pola widzenia, ukarać, zdeprecjonować, zniszczyć.

Bardzo jest bowiem interesujące, dlaczego żaden z posłów nie przeżywa tylu emocji i takiego podniecenia, obserwując minister Szumilas, która jest chyba najmniej kompetentnym ministrem w rządzie Tuska i najbardziej zachowawczym i nieudolnym ministrem edukacji w III RP. Ale nic dziwnego: Szumilas nie wchodzi na teren męskiej władzy (edukacja to mało ważna domena kobiet) ani nie stanowi „mrocznego obiektu pożądania”. A Mucha tak. Trwa więc walka samców o zdeprecjonowanie kobiety, która nie dość, że wyszła ze swojej cielesnej, przedmiotowej roli, to jeszcze wkroczyła w ich święty męski rewir. Jestem więc przekonana, że chorobliwe ataki na Muchę bardziej nadają się do analizy patriarchalnego charakteru naszej władzy i kultury czy też jako materiał dla psychoanalityka niż do dyskusji o kompetencjach. Może w parlamencie, tak jak kiedyś w wojsku, trzeba podawać niektórym brom?
Więcej możesz przeczytać w 44/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.