Przegrana wschodnioniemieckich metalowców (aktl.)

Przegrana wschodnioniemieckich metalowców (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fiaskiem zakończyły się 16-godzinne nocne rokowania między przedsiębiorcami wschodnioniemieckiej branży metalowej a związkiem IG Metall na temat skrócenia czasu pracy.
Na konferencji prasowej po zerwaniu rozmów obaj główni negocjatorzy obciążyli stronę przeciwną odpowiedzialnością za brak porozumienia.

Szef IG Metall w Berlinie i Brandenburgii, Hasso Duevel poinformował, że związek gotowy był do zaakceptowania "pasma czasu pracy" od 35 do 40 godz. tygodniowo, w zależności od sytuacji konkretnego przedsiębiorstwa. Główny negocjator pracodawców Roland Fischer zarzucił związkowcom brak elastyczności.

Mimo fiaska negocjacji z pracodawcami szef związku IG Metall Zwickel zapowiedział w sobotę w Berlinie, że zaproponuje władzom związku zakończenie w najbliższy poniedziałek trwających od blisko czterech tygodni strajków.

Tym samym związek metalowców po raz pierwszy od 54 lat nie osiągnął wyznaczonego celu, jakim było wprowadzenie w Niemczech wschodnich 35-godzinnego tygodnia pracy dla zatrudnionych w przemyśle metalowym i elektrotechnicznym.

IG Metall domaga się stopniowego skrócenia tygodniowego czasu pracy dla 310 tys. zatrudnionych we wschodnioniemieckim przemyśle metalowym. Otrzymują oni identyczne wynagrodzenie jak ich zachodnioniemieccy koledzy, pracując dłużej od nich o trzy godziny dłużej - 38 godzin tygodniowo. Zasadę stopniowego wyrównywania warunków pracy w obu częściach połączonych Niemiec zawiera podpisany w 1990 r. traktat zjednoczeniowy. Związkowcy zamierzają teraz zabiegać o skrócenie czasu pracy, negocjując z pracodawcami w poszczególnych zakładach branży metalowej. Takie porozumienia osiągnięto dotychczas w dziewięciu przedsiębiorstwach w Saksonii.

Z powodu strajku wschodnioniemieckich metalowców koncerny samochodowe w Niemczech zachodnich BMW i Volkswagen musiały w ubiegłym częściowo przerwać produkcję. Powodem decyzji o zatrzymaniu taśm był brak części i podzespołów dostarczanych ze wschodnioniemieckich fabryk w Chemnitz, Zwickau i Brandenburgu. Ponad 20 tys. pracowników z fabryk w Wolfsburgu, Monachium i Ratyzbonie wysłano na przymusowe urlopy.

Strajk metalowców spotkał się z ostrą krytyką ze strony polityków zarówno z obozu rządowego, jak też opozycji. O szybkie zakończenie protestów apelował kanclerz Gerhard Schroeder. Minister gospodarki Wolfgang Clement nazwał decyzję o strajku błędem.

Gospodarka niemiecka znajduje się od ubiegłego roku na krawędzi recesji, a liczba bezrobotnych utrzymuje się na wysokim poziomie ok. 4,5 mln.

Władze IG Metall stoją na stanowisku, że po 13 latach od  zjednoczenia kraju nadszedł czas na zrównanie warunków pracy w całych Niemczech. Pracodawcy wskazują na utrzymującą się różnicę w wydajności między zakładami pracy na zachodzie i na wschodzie Niemiec.

Wzrost kosztów produkcji w wyniku skrócenia czasu pracy doprowadzi - zdaniem przedsiębiorców - do likwidacji co najmniej 20 tys. miejsc pracy. Przedstawiciele koncernów samochodowych nie  wykluczyli wstrzymania inwestycji na terenie landów wschodnioniemieckich i przeniesienia ich do Europy środkowej i  wschodniej. Obecnie niemal co piąty mieszkaniec byłej NRD nie ma  pracy.

Z opublikowanego sondażu, opublikowanego w piątek przez telewizję ZDF, wynika, że aż 74 proc. Niemców przeciwnych jest strajkom, a  tylko 22 proc. je popiera. Nawet większość związkowców (68 proc.) uznaje strajk za szkodliwy dla gospodarki.

em, pap