Jak funkcjonują polscy zakupoholicy?

Jak funkcjonują polscy zakupoholicy?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Amatorzy niedzielnych zakupów muszą zmienić plany (fot. sxc.hu)Źródło:FreeImages.com
Zakupoholicy nie mają dylematu „mieć czy być”. Dla nich często mieć to być. Szczęście trwa krótko. Potem przychodzą problemy i wyrzuty sumienia. I tak w kółko.

Monika, nauczycielka z jednej z krakowskich szkół, gdy w sklepie wypatrzyła sobie jakąś rzecz, na którą akurat nie było jej stać, zaczynała się denerwować. To było takie niekontrolowane zdenerwowanie – kompletnie nie potrafiła nad nim zapanować. Najpierw była więc szybka decyzja o pożyczce od którejś z koleżanek, a potem równie szybki powrót do sklepu. – Przy okazji oprócz tej wypatrzonej wcześniej rzeczy musiałam oczywiście kupić jeszcze kilka innych. Przy kasie czułam jakąś dziwną... Euforię? Ulgę? Nie wiem… W każdym razie to było fajne uczucie. Tyle że szybko mijało – opowiada Monika.

JAK ŻYĆ BEZ KUPOWANIA

– Zakupoholizm często się lekceważy. No bo komu mogą zaszkodzić zakupy? Ale mogą, i to nieźle, mieszając w życiu i psychice – mówi dr Beata Hoffmann z Pracowni Psychospołecznych Problemów Uzależnień w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim. Szacuje się, że problem niekontrolowanych zakupów może dotyczyć ok. 200 tys. Polaków, głównie kobiet. Liczba takich osób zdaniem Hoffmann będzie rosnąć. Nie tylko ze względu na kwitnący zakupowy biznes, ale także dlatego, że dobra materialne we współczesnym świecie zaczynają się wysuwać na pierwszy plan. Zakupoholizm zalicza się do uzależnień behawioralnych, czyli takich, których nie powoduje żadna substancja. Człowiek uzależnia się od własnych zachowań. Podobnie jest w przypadku nałogowego korzystania z internetu albo z siłowni w celu zwiększenia masy mięśniowej (tę ostatnią przypadłość określa się jako bigoreksja).

Zdiagnozowanie problemu i poradzenie sobie z nim bywa trudne. – Nie tylko sama osoba zainteresowana, ale też jej otoczenie może mieć kłopot z wychwyceniem, że coś zaczyna być nie tak. Kupowanie raczej nie wywołuje krytyki, jest wręcz społecznie akceptowane. Co innego przecież, gdy ktoś często chodzi do sklepu, a co innego, gdy zaczyna na przykład regularnie sięgać po kieliszek. Z kolei gdy już przychodzi do rozpoczęcia terapii, to tak jak w przypadku każdego uzależnienia warunkiem powinna być pełna abstynencja. Ale jak zrezygnować z zakupów, które są elementem naszej codzienności? – tłumaczy Hoffmann.

W Stanach Zjednoczonych badania na temat zakupoholizmu przeprowadzono już pod koniec lat 90. Wykazały one, że nawet około sześciu procent Amerykanów robi zakupy w sposób kompulsywny. Zazwyczaj są to osoby o niższej samoocenie, poszukujące akceptacji u innych, mające większą skłonność do fantazjowania, uciekające przed stresem i poszukujące ciągle nowych doznań.

Dla Marty centrum handlowe na osiedlu było ucieczką przed codzienną rutyną. Stało się ulubionym miejscem spacerów z córką. A gdy po urlopie macierzyńskim wróciła do pracy, obowiązkowym przystankiem w drodze do domu. Wracała objuczona siatkami pełnymi rzekomo niezbędnych przedmiotów, których w miarę upływu czasu było coraz więcej. Co się stało, że zaczęła się zastanawiać nad sobą? – Jak zwykle oglądałam kolejne rzeczy w sklepie, wyciszyłam telefon, żeby mi nikt nie przeszkadzał. Wiedziałam, że tego dnia muszę szybciej wrócić do domu, żeby zmienić opiekunkę do dziecka, która chciała akurat wcześniej wyjść. Nie zrobiłam tego. Zapomniałam. W sumie żadna tragedia, ale jednak.

Kiedy powinien się odezwać dzwonek alarmowy? Kiedy zwykłe zakupy, a nawet niegroźne przecież z pozoru poprawianie sobie nimi humoru, przeradzają się w coś, nad czym tracimy kontrolę? Psychologowie nie mają wątpliwości: problem jest wtedy, kiedy to, co powinno się odbywać sporadycznie, staje się notoryczne. Gdy zaczynamy odczuwać nieustanną potrzebę kupowania, także rzeczy, których wcale nie potrzebujemy. I nawet jeśli szybko zaczynamy myśleć racjonalnie i żałować dokonania zakupu, to towarzysząca temu euforia jest na tyle kusząca, że nieustannie się do takich działań wraca. A gdy jakiś zakup okazuje się niemożliwy, odczuwa się złość, rozżalenie i często nie można zapanować nad tymi emocjami. Zakupy stają się jedyną odpowiedzią na problemy. Także te spowodowane właśnie przez zakupy i wydane pieniądze. Błędne koło, pułapka, z której trudno się uwolnić. Co ciekawe, wielu zakupoholików nigdy nie używa nabytych przedmiotów, czasem nawet ich nie rozpakowuje. Zaczyna też ukrywać swoje sklepowe zdobycze przed rodziną. Zdarza się, że takie osoby zakładają sobie w tajemnicy dodatkowe konta bankowe.

– Stało się tak, że pożyczki od koleżanek nie wystarczyły. A potem? Dwie windykacje i wydane oszczędności. Nie jakieś gigantyczne, ale jednak oszczędności – wylicza Monika. – Długo myślałam, że dam radę, bo co to jest te kolejne 300 zł w tę czy w tamtą. To były takie dwa światy, jeden bajkowy, gdzie byłam księżniczką, kolory, światła, i drugi szary, codzienny. Głupota, wiem – dodaje. Marta przyznaje, że zdarzało jej się zwracać do sklepu zakupione rzeczy. – Kolejnym razem patrzono już na mnie krzywo. Te spojrzenia mówiły: „O, to znowu ona”. Wstydziłam się – opowiada.

GALERIE, AUKCJE, LUMPEKSY

Zakupoholizm nie zawsze wiąże się z wydawaniem dużych pieniędzy w drogich sklepach. Można także wpaść w nałóg odwiedzania lumpeksów. Kolejne zakupy za parę złotych tłumaczymy sobie oszczędzaniem i czujemy się szlachetnie, działając dla dobra rodzinnego budżetu. Ale jak się okazuje, także i tu można wpaść w niekontrolowaną spiralę, zakupowy rollercoaster, bez którego trudno nam żyć. Ewelina kupowaniem tanich ciuchów i drobiazgów zaraziła się od koleżanek. – A potem to już nakręcałyśmy się wspólnie do granic możliwości. Która jaką trafiła okazję i za ile. Zaczęłam kupować wszystko, nawet jakieś pojedyncze obrzydliwe filiżanki, figurki porcelanowe, które tam wydawały mi się najcudowniejsze na świecie, a na dodatek przecież takie tanie! Potem chowałam te rzeczy przed mężem, bo wstydziłam się, że w ogóle coś takiego kupiłam. Ale wieczorem zasypiałam z przyjemnym uczuciem, że jutro znów „tam” pójdę – opowiada. Dodaje, że mąż początkowo nawet się cieszył, że ona tak oszczędza, zwłaszcza że dawniej lubiła finansowo poszaleć. – Dopóki nie namierzył na strychu tego mojego ukrytego arsenału – dodaje.

Jak tłumaczy Beata Hoffmann, wraz ze wzrostem liczby zakupoholików pojawiają się nowe odmiany tego uzależnienia. Są fani wyprzedaży, przedmiotów luksusowych, galerii handlowych, ale też sklepów „wszystko za dwa złote”, które można teraz spotkać na każdej ulicy. Są osoby robiące niekontrolowane zakupy na aukcjach internetowych, ale i takie, które preferują window shopping, czyli czerpią satysfakcję z samego oglądania sklepowych wystaw. Są wreszcie kolekcjonerzy drogich technologicznych gadżetów. To głównie panowie, którzy jednak stanowią w gronie zakupoholików zdecydowaną mniejszość. Proporcja wynosi 10 do 90 na rzecz kobiet. Tak przynajmniej pokazują badania. Chociaż nie jest oczywiście wykluczone, że mężczyźni rzadziej się przyznają do takiego problemu. Rzadziej też proszą o pomoc.

Psychoterapeutka Ewa Woydyłło ocenia, że gdy ludzie chcą sobie na przykład poprawić nastrój, to teoretycznie lepiej, żeby sobie czasem coś kupowali, niż wieczorami sięgali po butelkę z alkoholem. – Bo od zakupów jeszcze nikt nie umarł, a od alkoholu owszem. Natomiast oczywiście kupowanie także nie może na dłuższą metę być sposobem na to, żebyśmy się czuli lepiej – mówi Woydyłło. Ale, jak podkreśla, w zakupach może chodzić nie tylko o poprawianie nastroju i przykrywanie kłopotów. – To problem współczesnego świata. Poczucie wiecznego niezaspokojenia, chęć ciągłego bycia doskonalszym i wzbudzania zazdrości. Tego od nas wymaga otoczenie i jest pełna społeczna akceptacja dla takiego stanu rzeczy. Na taką skalę dzieje się to pierwszy raz w historii ludzkości i to jest chore – ocenia.

Beata Hoffmann podkreśla, że możemy już nawet mówić o swoistej pladze konsumpcji. – Zwiększa się ilość dostępnych dóbr materialnych, trzeba nabywać więcej i więcej, bo rzeczy są synonimem dobrobytu. A bez tego dobrobytu, jak nawet sądzą już niektórzy, trudno w dzisiejszych czasach pozyskać przyjaciół. A jak inaczej zdobywać dobra materialne, jeśli nie przez kupowanie? Ta czynność stała się nie tylko akceptowana, ale wręcz wymagana – tłumaczy.

Woydyłło zaobserwowała, że do plagi zakupoholizmu przyczyniać się może atmosfera w pracy. – W dużych korporacjach powstała pewna niepisana konwencja. Niezmiernie ważny stał się wygląd, taki uniform, który nieoczekiwanie zrobił się bardzo kosztowny. Szczególnie wymaga się tego od kobiet i to one głównie trafiają w tę niewolę blichtru. Kupując ciągle nowe rzeczy, często nie robią tego dla przyjemności i poprawy nastroju, ale żeby dopasować się do narzuconego kanonu – mówi.

ŻABKA NA ŚMIETNIKU

Monika i Marta skorzystały z pomocy psychologa. Marta, która uświadomiła sobie problem, gdy zawiodła opiekunkę, dziś z niedowierzaniem wspomina, że nie mogła kontrolować czegoś tak prozaicznego jak zakupy. Psychologowie podkreślają, że moment, w którym człowiek zda sobie sprawę, iż coś jest nie tak, to pierwszy dobry krok. Potem ważna jest praca nad wyeliminowaniem przyczyn określonych zachowań. Monika nie nosi już w portfelu kart kredytowych, przed zaplanowanymi zakupami robi listę rzeczy, których potrzebuje. Zawsze stara się mieć przy sobie odliczoną, przybliżoną kwotę. Ewelina twierdzi, że poradziła sobie sama. Część arsenału zgromadzonego na strychu przekazała fundacji, która opiekuje się osobami i rodzinami potrzebującymi pomocy. Część zostawiła sobie. Niektóre zdobycze trafiły na śmietnik, w tym m.in. zielona porcelanowa żabka cała w złote kropki. I filiżanki.

Tekst ukazał się w numerze 23 /2014 tygodnika "Wprost".

Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest  także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.

Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore  GooglePlay