Teksty roku: Tajna kasa partii Tuska

Teksty roku: Tajna kasa partii Tuska

Dodano:   /  Zmieniono: 
Donald Tusk (fot. Aleksander Majdanski / Newspix.pl )Źródło:Newspix.pl
Partia, której przewodził Donald Tusk, była w latach 90. finansowana przez niemieckich chadeków – ujawnia Paweł Piskorski, niegdyś najbliższy współpracownik obecnego premiera.
(Tekst pochodzi z nr 18/2014)

Do księgarń trafił właśnie wywiad rzeka, który przeprowadziłem z Pawłem Piskorskim, przez 15 lat najbardziej zaufanym towarzyszem obecnego szefa rządu. W „Między nami liberałami” Piskorski zdradza kulisy działalności Platformy, ale też Kongresu Liberalno- -Demokratycznego, czyli poprzednika PO. Zdradza, że na początku lat 90. świeżo założony i kierowany przez Tuska Kongres był finansowany przez chadeków z niemieckiego CDU. Sam Piskorski pełnił wtedy funkcję sekretarza generalnego Kongresu Liberalno-Demokratycznego. W książce zadaję pytanie: „Po latach, w 2000 r., w Niemczech wybuchła afera z tajnymi kontami CDU, którymi rządził kanclerz Helmut Kohl. CDU na samym początku lat 90. miało bardzo dobre relacje z KLD. Czy niemieccy chadecy wspomagali wtedy finansowo Kongres?”.

Piskorski odpowiada: „Dla mnie jest oczywiste, że CDU wspierało finansowo KLD, ale to były kwestie omawiane między Kohlem a Bieleckim [Janem Krzysztofem, wtedy premierem i jednym z liderów KLD – red.]. Ja przy tych spotkaniach w cztery oczy nie byłem obecny. Kohl odmówił publicznych wyjaśnień w sprawach związanych z historią kont i zrezygnował z polityki”. Piskorski dopytywany o szczegóły odrzekł: „Jedyne, co mogę w tej sprawie powiedzieć, to że należy o tę kwestię pytać Bieleckiego”.

PREMIER NIE ODPOWIADA

Tak zrobiliśmy. Bielecki jest dziś przewodniczącym Rady Gospodarczej przy premierze i jedną z ostatnich osób z czołówki KLD, które do dziś blisko współpracują z Tuskiem. Bieleckiemu wysłaliśmy pięć konkretnych pytań o pomoc finansową, którą CDU miało zasilać KLD. Zapytaliśmy m.in., czy potwierdza fakt odbywania rozmów z Kohlem na temat niemieckiego wsparcia finansowego i czy pieniądze poszły na budowanie partyjnych struktur KLD. W imieniu byłego premiera odpowiedziała nam urzędniczka z kancelarii premiera. Zaprzeczyła temu, żeby KLD brał od Niemców pieniądze, a na pytanie, czy pieniądze zostały zwrócone, odpowiedziała: „Nie dotyczy”. Podobne pytania 16 kwietnia zadaliśmy Donaldowi Tuskowi, który w omawianym okresie był szefem KLD. Odpowiedzi nie dostaliśmy. O szczegółach pożyczki sprzed 23 lat zgodził się nam jednak opowiedzieć jeden z polityków ówczesnej czołówki KLD. Poprosił o zachowanie anonimowości. Jego opowieść brzmi następująco: „CDU, które było wtedy przy władzy w Niemczech, szukało w krajach postkomunistycznych partnerów do współpracy. Unia Demokratyczna, w której byli Kuroń czy Geremek, wydawała im się zbyt lewicowa, prezydent Wałęsa z kolei nieobliczalny. Podobnie oceniali braci Kaczyńskich, którzy wtedy zaczęli budować Porozumienie Centrum. Postkomuniści oczywiście nie wchodzili w grę. Odpowiedni wydawał się Kongres. CDU bezzwrotnie darowało KLD kilkaset tysięcy marek. To były pieniądze w gotówce, które działacze KLD wymieniali w kantorach na złotówki w Warszawie. Pieniądze poszły na budowanie partii w 1991 r.”.

BANKNOTY W REKLAMÓWKACH

W książce „Między nami liberałami” Piskorski szczegółowo opisuje kulisy finansowe KLD, którym Tusk kierował na początku lat 90. Głównym sponsorem partii kierowanej przez obecnego premiera był wtedy biznesmen Wiktor Kubiak, którego Piskorski poznał dzięki Tuskowi. Piskorski opowiada: „On [Kubiak – red.] był na początku głównym zapleczem finansowym dla KLD. Dzięki niemu na początku naszej działalności nie mamy żadnych problemów z pieniędzmi. Dla mnie – kogoś, kto przyszedł z biednego Niezależnego Zrzeszenia Studentów – to jest nagle inny świat. Chcemy mieć biuro w Lublinie? Proszę bardzo. Chcemy mieć w Krakowie? Nie ma problemu. I nagle ta nasza struktura w ciągu kilku miesięcy rośnie niesłychanie, przystępują do nas zastępy nowych ludzi”. Kubiak wynajął biuro dla KLD w centrum Warszawy, w hotelu Marriott, który był na początku lat 90. synonimem luksusu. „Kubiak miał gigantyczne pieniądze. Transfer tych pieniędzy polegał na tym, że dostarczał stosy banknotów w jakichś poszarpanych reklamówkach. Sceny jak z filmu” – opowiada Piskorski o kulisach finansowania partii. Dlaczego biznesmen (zmarł w zeszłym roku) wspierał KLD? Piskorski opisuje, że Kubiak czuł się liberałem, ale oczywiście chciał mieć również dobre relacje z partią władzy, którą był wtedy Kongres. Sponsor KLD był jednocześnie doradcą Janusza Lewandowskiego, jednego z liderów Kongresu, który w latach 1990-1993 pełnił funkcję ministra odpowiedzialnego za prywatyzację. Jak funkcjonowała współpraca? – Klasycznym przykładem jest Polkolor Piaseczno, który w tym czasie był sprzedawany Thompsonowi. Doradcą prywatyzacyjnym był tu Kubiak, a Lewandowski jako minister podejmował decyzję – mówi Piskorski. Zdradza jednocześnie, że o „poważnych sprawach” środowisko gdańskie decydowało we własnym gronie. Do „grona gdańskiego” liberałów należy zaliczyć Tuska, Bieleckiego, Lewandowskiego, Krzysztofa Kiliana czy Jacka Merkla. Piskorski opisuje: „Mimo że ja byłem jedną z kluczowych postaci w KLD, to nikt nigdy spoza Gdańska nie został dopuszczony np. do Fundacji Liberałów, która została stworzona w Gdańsku i była fundamentem finansowym gdańskiego środowiska. Bo zawsze to było tylko środowisko gdańskie – niezależnie od tego, kto jaką funkcję statutową sprawował. Ponieważ byłem sekretarzem generalnym partii, to dostawałem pieniądze, które miałem wydać na stworzenie struktur regionalnych i dotowanie kampanii wyborczej. Jednak o kulisach środowisko gdańskie ze mną nie rozmawiało. Trzeba by zapytać Donalda, który oczywiście nic i nigdy na ten temat nie powie. Albo Janusza Lewandowskiego, który jeszcze bardziej będzie w tej sprawie milczał”. Piskorski mówi także, że Tusk na początku lat 90. dostał pożyczkę mieszkaniową od Wiktora Kubiaka. – Tak mówił Wiktor, ale nie potrafię tego zweryfikować – czytamy w „Między nami liberałami”. Kubiak, jak opisuje Piskorski, opuścił potem Polskę z obawy przed grożącym mu aresztowaniem w związku z jakąś aferą. – Wolał czas spędzać w Londynie, będąc menedżerem Edyty Górniak i Anity Lipnickiej – odpowiada Piskorski.

MILIONY DOLARÓW W 1993 R.

W książce opisane są też detale związane z kampaniami wyborczymi i rolą w nich Tuska. Piskorski tak wspomina zachowanie obecnego premiera w kampanii do Sejmu w 1991 r.: „Zaczęły się pojawiać różnego rodzaju problemy z Donaldem. Potrafił zapaść się pod ziemię tak, że w kluczowych momentach był nieosiągalny. To jest czas, w którym Donald przechodził dużą ewolucję. Ma nowy dom, nagle zaczyna jeździć bardzo dobrymi samochodami, które pożyczał od różnych biznesmenów – naszych zwolenników. […] Gdy zaczęło się mówić, że samochody są od Stajszczaków czy Rzeźniczaka, to mi te nazwiska nic nie mówiły. Potem okazywało się, że Donald musi je szybko oddawać, bo zaczynają się jakieś kłopoty. […] Gdy nasz członek, nawet członek władz, Andrzej Gocman z Krakowa, pożyczał samochód Donaldowi, to równolegle starał się o prywatyzację na swoją rzecz Krakchemii przez Janusza Lewandowskiego”. Ciekawie brzmi opowieść Piskorskiego o kampanii parlamentarnej 1993 r. Polityk opowiada, że Kongres, który był wtedy niewielką partią, dysponował gigantycznymi funduszami liczonymi w milionach dolarów. Skąd aż takie pieniądze? „Wspomniałem, że o pewnych rzeczach środowisko gdańskie mówiło jedynie w swoim gronie” – mówi Piskorski.

Pada pytanie, czy były to pieniądze związane z decyzjami podejmowanymi w czasie, gdy KLD współrządził w kraju. „Nie wiem tego, nie byłem dopuszczany do takich spraw” – odpowiada Piskorski, ale chwilę wcześniej mówi o związanej z tym sprawie. W latach 1992-1993 Kongres był w rządzie, którym kierowała Hanna Suchocka. Kluczową postacią ekipy pani premier był Jan Rokita, wpływowy szef jej administracji. Ministrowie z KLD, odpowiedzialny za prywatyzację Lewandowski oraz szef resortu łączności Krzysztof Kilian, żyli w przekonaniu, że Rokita zlecił służbom specjalnym ich inwigilowanie. Co mogło się stać powodem, dla którego Rokita miał sprawdzać Kiliana? Piskorski odpowiada: „Podejrzenia krążyły wokół rynku telekomunikacyjnego. Lata 1992-1993 były jednymi z kluczowych dla tej branży. Były rozdzielane częstotliwości, wchodzili nowi operatorzy. Jak wiemy, później powstawały z tego jedne z największych przedsiębiorstw. Kilian podejmował wtedy kluczowe decyzje o tym, jak ten rynek będzie zorganizowany. – Ale on się z wami [politykami KLD – red.] w tej sprawie naradzał? – Ze mną nie. Już wspominałem, że pewien zakres spraw był omawiany tylko w środowisku gdańskim. Nie wiem, czy akurat ta sprawa. Czy brałem udział w rozmowach w stylu: »Słuchajcie, jest przetarg na częstotliwości GSM. Dobrze byłoby, gdyby to ta a ta firma wystartowała«, to muszę powiedzieć »Nie«. Bo w takich naradach udziału nie brałem”.

ŁAMANIE LUDZI

Piskorski opisuje też lata 1993-1997, gdy w wyniku wyborczej porażki liberałowie pod wodzą Tuska byli poza parlamentem. „To jest okres, w którym on sobie wymyślił, że będzie wydawał albumy o Gdańsku. Po pierwsze, to było tak wymyślone, żeby Donald mógł sobie dorobić życiorysową rubryczkę: wydawca książek, twórca, autor. Po drugie, chodziło też o to, żeby zarobić. Wydawcą była Fundacja Liberałów, a umówione to było tak, że albumy kupuje m.in. prezydent Gdańska Paweł Adamowicz – np. na prezenty. Donald w tamtym okresie, z tego, co wiem, był po prostu pracownikiem Fundacji Liberałów. Ta fundacja dysponowała funduszami i, najoględniej mówiąc, Donald głodem nie przymierał”.

Książka jest także opowieścią o funkcjonowaniu środowiska liberałów w ramach Unii Wolności, o kulisach powołania Platformy Obywatelskiej, o rozkwicie tej partii, wreszcie o tym, jak Tusk pozbywał się wewnętrznych konkurentów, takich jak Andrzej Olechowski, Jan Rokita czy właśnie Piskorski, który został wypchnięty z PO w 2006 r. O tym epizodzie sam zainteresowany opowiada tak: „Jedynym podnoszącym postulat, żeby sprawę głosować tajnie, ponieważ jest personalna, był Grzesiek Dolniak, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Jedyny miał odwagę. Donald odparł, że w tej sprawie nie będzie żadnego głosowania, ponieważ musi być jednomyślna decyzja partii. I zapytał, czy jest ktoś przeciwko wyrzuceniu Pawła. Nikt się nie postawił. I potem zaczęło się to, co Donald najbardziej lubi, czyli łamanie ludzi. Zarządził: »To ty, Bronek – to do Komorowskiego – zawiadomisz Pawła o decyzji«. »Ty, Pawle – to do Grasia – pójdziesz zająć papiery; musimy wszystko przejąć, bo Paweł był sekretarzem i ma nasze papiery«. »A ty, Ewa – to do Kopacz – zacznij rozmawiać z ludźmi i pacyfikować«. Ewa już wcześniej została zapytana przez Donalda, czy jak mnie wyrzucą, to ona pójdzie ze mną z PO, czy zostanie z nim, Donaldem. »Zostanę z tobą, Donaldzie« – zdecydowała bohatersko Ewa. […]. Potem do mojego biura przyszedł Graś. Był zmieszany. On posłem był m.in. dzięki mojej interwencji, był moim zastępcą i generalnie się lubiliśmy. Mówi: »Przyszedłem zająć papiery«. Ja byłem zniesmaczony, rozżalony, potraktowany jak gówniarz przez dawnych przyjaciół. Więc mu powiedziałem, żeby wyp… ał z biura. I Graś wyp…ił. Byłem gotów osobiście go wyrzucić”.

Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania w najbliższą niedzielę od godziny 20.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania . 

Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay