Przyszli lekarze na pomoc światu

Przyszli lekarze na pomoc światu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Założyciele Fundacji SASA (fot. Radosław Świątkowski) 
Przyszli lekarze chcą docierać z podstawowym sprzętem medycznym do krajów Trzeciego Świata. Liczą też na nowe doświadczenie, którego nie zdobyliby w polskich szpitalach. Dlatego właśnie powstała fundacja SASA.

Wszystko zaczęło się w 2014 roku. Gabriela Stępińska, dzisiaj prezes Fundacji SASA, przebywała w USA. Postanowiła sama zbierać pieniądze na wolontariat w Tanzanii. Wyjazd doszedł do skutku. Wtedy po raz pierwszy zetknęła się ze szpitalami, w których brakuje podstawowego sprzętu medycznego. Po powrocie do Polski chciała wysłać paczkę do Afryki. Do Stępińskiej dołączyło jeszcze dwóch studentów - Marcin Krajmas i Mateusz Pinkiewicz. Tak zaczęła powstawać organizacja, która jako Fundacja SASA funkcjonuje od marca 2015 roku.

Pierwsza paczka

- Chcemy uzmysłowić ludziom, że w krajach Trzeciego Świata brakuje dosłownie wszystkiego. Poza tym, dla nas to cenne doświadczenie – mówił Mateusz Pinkiewicz, jeden z założycieli Fundacji SASA. – Myśleliśmy, że to się nie uda. Szybko przekonaliśmy się jednak, że ludzie chcą pomagać – dodał. Pierwszą paczkę udało im się wysłać 8 maja. Znalazły się w niej m.in. stetoskopy i rękawiczki ochronne. Wszystkie te rzeczy zorganizowano dzięki pomocy innych studentów. W jaki sposób dostarczono przesyłkę? – Koleżanka, która jechała w ramach wolontariatu do Tanzanii, dostała dodatkowy bagaż – tłumaczył Pinkiewicz.

Projekt dopiero się rozwija

Obecnie z fundacją współpracuje 50 osób na zasadzie wolontariatu. We wrześniu wysłana zostanie kolejna paczka, ale to nie wszystko. Trzech studentów uda się do Tanzanii na trzytygodniowe praktyki. Skąd biorą na to środki? Organizują zbiórki na różnych wydarzeniach. Pomocny jest także crowdfunding, czyli finansowanie społecznościowe różnych projektów. A koszty nie są małe. Wysłanie jednej paczki to wydatek około 5 tysięcy złotych. Z kolei wysłanie jednego studenta na praktyki kosztuje 8 tysięcy złotych. – Rozmawialiśmy z przedstawicielami różnych firm na temat współpracy, ale nic z tego nie wyszło. Ciężko się negocjuje z korporacjami. Więcej udało nam się zebrać w jednym z liceów, niż mogli nam zaoferować ludzie biznesu – dodał Pinkiewicz.

SASA, czyli teraz

Oprócz szpitala w Moshi w Tanzanii, fundacja zamierza pomagać także w innych krajach. Poza tym, zaproszono ją na oficjalne spotkanie Polsko-Tanzańskiej Grupy Parlamentarnej z przedstawicielami rządu Tanzanii. Organizacja jest również w kontakcie z Wojskowym Instytutem Medycznym.

„Sasa” w języku suahili znaczy „teraz”. Założyciele fundacji nie tracą czasu. Oprócz szpitala w Moshi w Tanzanii, fundacja zamierza pomagać także w innych krajach. Chce, by jak najszybciej ruszył program praktyk dla studentów. Tam mogliby zdobywać bezcenną wiedzę na temat tropikalnych chorób, z którymi nie zetknęliby się w polskich szpitalach. – Uczelnia tak naprawdę nie potrafi wykorzystać naszego potencjału po zajęciach. My jednak mamy chęć do działania. Wiemy, że to co robimy, ma sens – zakończył Pinkiewicz.

Łukasz Grzegorczyk

Galeria:
Fundacja SASA