Niezatapialna Angela

Niezatapialna Angela

Dodano:   /  Zmieniono: 
Angela Merkel ( FOT.ABACA/NEWSPIX.PL ) Źródło:Newspix.pl
Niemiecka kanclerz ma za sobą najtrudniejszy rok w karierze. Pogłoski o jej rychłym odejściu są jednak mocno przesadzone, a mogących jej zagrozić konkurentów nie widać.

Oszustwa Volkswagena, łapówki za organizację mistrzostw świata w piłce nożnej w 2006 r., czy samobójczy lot pilota Lufthansy uczyniły spustoszenie w wizerunku dobrze zorganizowanego po II wojnie państwa niemieckiego, w którym dominują takie podstawowe wartości, jak rzetelność czy uczciwość. Nie to jednak interesuje Niemców w chwili, gdy co dnia granice kraju przekracza kilka tysięcy uchodźców, wchodząc do i tak już przeładowanej łodzi. Co o tym sądzą obywatele, widać najlepiej po zawieszeniu przez media komentarzy na forach czytelniczych. Nawał treści rasistowskich oraz islamofobicznych dobrze ilustruje skalę społecznego kryzysu.

Mutti Angela

Niezależnie od piętrzących się kłopotów większość obywateli nadal uważa, że jest tylko jedna osoba, której można zaufać w tych trudnych czasach. To oczywiście Angela Merkel. Tak uważa 60 proc. uczestników badań renomowanego instytutu badań społecznych Allensbach. Wynika z tego jasno, że w sytuacji, gdy partia pani kanclerz CDU wraz z siostrzaną bawarską CSU mają prawie 40 proc. poparcia, Angela Merkel cieszy się także zaufaniem zwolenników innych partii.

Na taką opinię Niemców „Mutti” (czyli mateczka) zapracowała sobie po dziesięciu latach rządów, choć nigdy wcześniej nie znajdowała się w ogniu tak ostrej krytyki jak wówczas, gdy współobywatele zarzucili jej błędną politykę w sprawie uchodźców. W powszechnej opinii to ona jest odpowiedzialna za otwarcie granic Niemiec dla imigrantów. Mało komu trafiają już do przekonania argumenty, że z tego właśnie powodu Niemcy mają odczuwać dumę, gdyż ratują honor całej Europy. Nie mówiąc już o własnym, na którym znaleźć można by jeszcze mocno już wyblakłe brunatne plamy.

Tygodnik „Spiegel” tłumaczy, że polityka Merkel zmierzająca do dalszej „humanizacji Europy” poprzez udzielenie pomocy „zdesperowanym i uciemiężonym tego świata” jest i tak skazana na porażkę, gdyż państwa naszego kontynentu dalekie są od okazania wielkoduszności na wzór Niemiec. Powinna to wiedzieć od dawna sama Merkel i dlatego ponosi winę za obecną katastrofę – punktują niemieccy publicyści. Nie tyle za to, że otworzyła granice, ile za to, że gdy przerosło to możliwości Niemiec, zwróciła się do Europy z wołaniem o pomoc. I okazało się, że jest jedyną szefową rządu na kontynencie wierzącą we własne słowa: „Wir schaffen das” (damy radę). W rezultacie cała idea nowej humanizacji Europy – o ile kiedykolwiek w ogóle istniała – legła nie tylko w gruzach, ale także wyzwoliła nowe pokłady resentymentów i wrogości wobec przybyszów z obcych kultur.

Porażka? Jaka porażka?

Merkel do żadnej porażki się nie przyznaje. Nadal twierdzi, że Niemcy uporają się z największym wyzwaniem okresu, który upłynął od upadku muru berlińskiego. Berlin nadal liczy na Turcję i montuje koalicję państw, które miałyby przyjmować kontyngenty czy kwoty imigrantów. – Lawinę wywołał nieostrożny narciarz – przypomina Wolfgang Schäuble, minister finansów. Lawina to oczywiście uchodźcy, a narciarzem jest Angela Merkel. Taka postawa jednego z najbliższych jej współpracowników w rządzie i do tego z własnej partii jest niemal równoznaczna z wypowiedzeniem politycznej wojny. Pani kanclerz rękawicy jednak nie podejmuje. Nie teraz. Jak słychać w CDU, bunt przeciwko Merkel przyjmie postać otwartej rebelii w chwili, gdy notowania partii spadną poniżej 30 proc. Obecnie ocierają się o 35 proc. – czy to oznacza, że szefowa niemieckiego rządu może nie dotrwać do końca swej obecnej, trzeciej kadencji? Takie wnioski byłyby dziś przedwczesne.

Stanęła na czele rządu pod koniec 2005 r., w chwili, gdy o Niemczech światowe media mówiły jeszcze jako o „chorym człowieku Europy” albo o „czerwonej latarni europejskiej gospodarki”. W czasie, gdy zasiadła w swym gabinecie, zaczęło się to już nieco poprawiać dzięki przełomowym reformom rządu Gerharda Schrödera. Jej socjaldemokratyczny poprzednik zmuszony został do demontażu nadmiernie rozbudowanego państwa dobrobytu. Po kolejnej dekadzie Niemcy są krajem kwitnącej gospodarki i doceniają, że Merkel oddaje sprawiedliwość swemu poprzednikowi. Jest osobą skromną, uprzejmą, otwartą i na pewno nie wyniosłą – chociaż stanowczą. I co najważniejsze, trzymającą swoje emocje na wodzy. Przez lata, już jako przewodnicząca CDU, czyniła wiele, aby nie zwracać na siebie uwagi. Wszystko zmieniła afera z czarnymi kasami, czyli nielegalnym finansowaniem CDU przez Kohla. W jej wyniku wycięta została grupa potencjalnych następców na stanowisku szefa partii po klęsce wyborczej w 1998 r.

Partyjni wyjadacze sięgnęli wtedy po Angelę Merkel. Był rok 2000. Miała być listkiem figowym do czasu, aż afera wyblaknie. Chadecy ze starej gwardii planowali później odzyskanie partii. Skandal trwał jednak długo. Nowa przewodnicząca umiejętnie wykorzystała ten czas, aby się ich pozbyć. Po kolei tracili stanowiska w partii lub sami rezygnowali, widząc, co się dzieje. Uchodząca za wzorzec spokoju i opanowania kobieta ma na swoim koncie sporo odważnych rozstrzygnięć, np. najbardziej zaskakującą decyzję rezygnacji z energetyki atomowej ogłoszoną po katastrofie w Fukushimie. Jak policzono, w ciągu dziesięciu lat rząd Merkel podjął 20 decyzji o kluczowym dla przeszłości kraju znaczeniu, począwszy od programu wspierania odnawialnych źródeł energii, poprzez podniesienie, a potem obniżenie do 63 lat wieku emerytalnego pod warunkiem przepracowania 45 lat, wprowadzenie płacy minimalnej czy ograniczenie wzrostu czynszów mieszkaniowych aż po pakiet pomocowy dla Grecji. Piętnaście z tych decyzji zdecydowana większośćobywateli uznaje do dzisiaj za słuszne. Są oczywiście przeciwni pomocy dla Grecji czy otwarciu granic dla uchodźców, ale pełny dotychczasowy bilans kanclerz Merkel uznawany jest za bardzo dobry.

Kto rzuci wyzwanie?

Opozycja ma w tej sytuacji ograniczone pole do krytyki rządu. Tym bardziej że tradycyjna konkurencja w postaci socjaldemokratów z SPD jest obecnie partnerem w koalicyjnym rządzie Merkel. Równocześnie Zieloni czy postkomunistyczna lewica Die Linke w wielu kwestiach – jak choćby w sprawie uchodźców – prezentują w istocie poglądy podobne do tych, które deklaruje obóz rządzący.

Paradoksalnie sprzeciw wobec polityki pani kanclerz dojrzewa w jej własnym ugrupowaniu oraz w CSU, gdyż to Bawaria musi radzić sobie z tysiącami uchodźców dziennie. – Kto występuje przeciwko Merkel, tego dni w polityce są już policzone – ocenia politolog Karl-Rudolf Korte. Przypomina, że nie powiodły się do tej pory żadne próby rebelii w partii pani kanclerz. Dzisiaj Angela Merkel może tracić poparcie części wyborców, ale jej pozycja w samej partii jest mocniejsza niż kiedykolwiek do tej pory. Po prostu dlatego, że nie widać nikogo, nawet poza horyzontem, kto mógłby wejść w jej buty. Prawda jest bowiem dla niemiec- kich chadeków dość okrutna: to Merkel, a nie cała CDU wygrywa wybory do Bundestagu.

Tekst pojawił się w 52/2015 numerze tygodnika "Wprost”. "Wprost" można zakupić także  w wersji do słuchania oraz na  AppleStore GooglePlay.