Kaczmarek czy Miller: który kłamie? (aktl.)

Kaczmarek czy Miller: który kłamie? (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wiesław Kaczmarek przed komisją śledczą ds. Orlenu podtrzymał swoje zeznania, że w Kancelarii Premiera odbyły się w lutym dwa spotkania przed zatrzymaniem przez UOP Andrzeja Modrzejewskiego.
B. premier Leszek Miller zeznając przed komisją 20 listopada br. powiedział, że odbyło się tylko jedno spotkanie - 7 lutego 2002 r.

B. minister skarbu Wiesław Kaczmarek, zeznał, że na spotkaniu 7 lutego 2002 roku w Kancelarii Premiera Leszka Millera nie zapadły żadne decyzje na temat zatrzymania ówczesnego prezesa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego. Dodał jednak, że między zatrzymaniem a spotkaniem u premiera jest "związek przyczynowo- skutkowy".

Kaczmarek przyznał, że czekając na spotkanie z premierem 6 lutego po południu, w saloniku, w którym siedział m.in. z ówczesnym p.o. szefa UOP Zbigniewem Siemiątkowskim, rozmawiano o tym, jak uniemożliwić Modrzejewskiemu "działania zarządcze, czyli m.in. podpisanie kontraktu z J&S".

"Wtedy padła sugestia ze strony kogoś z resortu sprawiedliwości, że jeśli ktoś chciałby podjąć takie działania, to przynajmniej powodem zatrzymania nie powinno być zdarzenie, które wiąże się z  aktualną działalnością prezesa zarządu" - relacjonował.

B. minister podkreślił, że na drugim spotkaniu u premiera - 7 lutego, pojawiła się relacja, że przeciwko Modrzejewskiemu jest prowadzona sprawa dotycząca IX NFI.

"Jeśli koło godz. 17, 7 lutego, dzwoni do mnie Siemiątkowski i  mówi, że prezes Modrzejewski został zatrzymany i słyszę, że jednym z powodów zatrzymania jest sprawa NFI, to mimo, że wyszliśmy ze  spotkania 7 lutego bez ustaleń, związek przyczyno-skutkowy jest dość jednoznaczny" - ocenił. "Chyba następuje dość proste skojarzenie: a jednak go zatrzymano i z tego powodu" - dodał.

Kaczmarek ocenił, że "były dwa standardy" bezpieczeństwa energetycznego państwa w postępowaniu z kontraktami - inny na  dostawy gazu, a inny - na dostawę paliw. Przyznał, że sprawę należy jednolicie uregulować prawnie, tak jak w dostawach gazu.

Świadka pytał o to wiceprzewodniczący komisji, Zbigniew Wassermann (PiS). W odpowiedzi Kaczmarek przywołał kwestie związane z kontraktami na dostawy gazu, gdzie Skarb Państwa może -  w trosce o bezpieczeństwo kraju - wpływać na podejmowane decyzje, podczas gdy w sprawach dostaw ropy w PKN Orlen cała sprawa "sprowadza się do decyzji biznesowej".

W ocenie Kaczmarka, podstawowy błąd popełniono za rządów Jerzego Buzka, gdy PKN Orlen przekształcono z jednoosobowej spółki Skarbu Państwa, w spółkę publiczną, nie zapewniając państwu innego wpływu na podejmowane decyzje, niż tylko poprzez obecność jednego przedstawiciela SP w radzie nadzorczej. Teraz więc - mówił Kaczmarek - nie można uprzywilejowywać jednego z różnych podmiotów spółki publicznej, względem pozostałych.

Kaczmarek powiedział też o tym, jak w grudniu 2001 r. rozmawiał z  ówczesnym premierem Leszkiem Millerem o kandydatach na funkcję prezesa PKN Orlen, ponieważ, jak sam przyznał, nosił się z  zamiarem przeprowadzenia zmian w zarządzie spółki, bo źle oceniał pracę Andrzeja Modrzejewskiego.

W trakcie rozmowy z Millerem, gdy rozmawiano o różnych kandydaturach (Kaczmarek opowiadał się za Januszem Wiśniewskim), premier miał kilkakrotnie proponować Zbigniewa Wróbla. Kaczmarek odpowiadał premierowi, że dzień wcześniej rozmawiał z Wróblem, który nie wyrażał na to zgody, bo pracował w Pepsico, gdzie "było mu dobrze".

"Ale znacie się od dawna: żagle... Poza tym on jest z  Ordynackiej, nie ze Smolnej (przy ul. Ordynackiej była siedziba Zrzeszenia Studentów Polskich, a przy Smolnej - Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej - PAP)" - cytował Millera Kaczmarek. "Żagle i Kuny?" - zagadnął świadka Wassermann. "Proszę sobie ze mnie nie dworować. Chodzi o żeglarstwo" - odparł mu Kaczmarek z uśmiechem.

Kaczmarek opisał w jaki sposób odbywało się uzgadnianie składu rady nadzorczej PKN Orlen przed walnym zgromadzeniem akcjonariuszy tej spółki w czwartek 21 lutego 2002 r.

Kaczmarek powiedział, że 20 lutego 2002 w ministerstwie skarbu odbyło się spotkanie, w którym brali udział, oprócz niego, wiceminister Ireneusz Sitarski, dyrektor departamentu w MSP Grzegorz Mroczkowski oraz szef Nafty Polskiej Maciej Gierej.

Ustaliliśmy - relacjonował Kaczmarek - że skoro Bank of New York nie przekaże zarządowi spółki prawa do wykonywania głosu ze swoich akcji zarządowi, Skarb Państwa ma 54 proc. głosów na walnym zgromadzeniu. "Powiedziałem wtedy, że wygląda na to, że batalia została wygrana. Dodałem też, że aż za dobrze idzie, coś się musi wydarzyć" - mówił. Jak dodał, ok. 17.00 zadzwonił telefon, z  pytaniem czy może przyjechać do Kancelarii Prezydenta.

Jak zeznał, o 18.30 był w Kancelarii Prezydenta, gdzie spotkał się z szefem gabinetu prezydenta Markiem Ungierem, który położył na stole kartkę z dziewięcioma nazwiskami. "Spytałem co to jest za  lista. On mówi: to jest rada nadzorcza, którą powinieneś powołać jutro na nadzwyczajnym walnym zgromadzeniu Orlenu. Ja odpowiedziałem: panie ministrze, to jest niemożliwe" - powiedział Kaczmarek.

Według niego, listę otwierał Jan Kulczyk, jako przewodniczący rady, następnie byli na niej Marek Modecki, Marian Małecki, Marek Gutowski, Ryszard Ławniczak, Krzysztof Ślubowski, Krzysztof Kluzek, Andrzej Kratiuk i Jan Waga. "Sześciu kandydatów jest z  Poznania, jeden jest od Kaczmarka, czyli Kratiuk, a dwóch, czyli Ślubowski i Kluzek wstępnie bez przydziału" - wyliczył. "Powiedziałem, że ta propozycja jest nie do przyjęcia i ja nie  zrealizuję takiego pomysłu, bo będzie skandal" - dodał.

Po spotkaniu z Ungierem Kaczmarek rozmawiał z Aleksandrem Kwaśniewskim. Podczas rozmowy, jak zeznał, padło też pytanie o  walne zgromadzenie Orlenu. "Powiedziałem, że jestem po rozmowie z  Ungierem i jest sugestia, żeby przewodniczącym rady nadzorczej został Jan Kulczyk. Powiedziałem, że z dwóch powodów nie można tego zrobić" - relacjonował b. minister.

Te powody, to konflikt interesów, bo Kulczyk był wtedy szefem Rady Nadzorczej Telekomunikacji Polskiej, która jest właścicielem telefonii komórkowej Idea, podczas gdy Orlen ma udziały w Plusie. Kolejny powód, to ten, że wcześniej Kulczyk był związany z  koncernami paliwowymi, MOL i OMV, które mogły być zainteresowane w  przejęciu PKN Orlen.

Według Kaczmarka, prezydent "powiedział, że mam rację i że tak nie może być". Na pytanie, co ma w takiej sytuacji zrobić prezydent odpowiedział, żeby zadzwonił do premiera - dodał.

Jak mówił, spotkał się z premierem po godz. 20.00. "Premier wyjął taką samą kartkę - ten sam druk maszynowy, ta sama lista nazwisk. Powiedziałem, że widziałem tę kartkę u pana ministra Ungiera i nie zamierzam realizować tego projektu, ponieważ jest to projekt kompromitujący i nie wchodzi w grę" - zeznał.

Kaczmarek poinformował, że po godzinie 24.00 rozmawiał telefonicznie z Ungierem, który powiedział mu, że trwa spotkanie z  udziałem prezydenta i premiera. Jak dodał Kaczmarek, przed trzecią w nocy powiedział Ungierowi, że przyjedzie, aby to wszystko wytłumaczyć. "Na końcu rozmawiałem z premierem, żeby skończyć już ten dialog i przyjechać na 8 rano do Kancelarii Premiera i  dokończyć rozmowę" - zeznał.

Walne zgromadzenie rozpoczynało się o godz. 11.00 w czwartek 21 lutego. Kaczmarek powiedział, że użył podstępu, by spotkać się jeszcze rano z Kulczykiem, z którym odbył rozmowę "na temat praktyk, metod i zasad jego sposobu działania". "Nie była to  rozmowa przyjemna" - mówił b. minister.

"Powiedziałem, że nie ma możliwości, by Kulczyk Holding miał dwóch przedstawicieli w Radzie Nadzorczej" - zaznaczył. Bo, jak podkreślał, Kulczyk Holding na pewno nie przekroczył 10 proc. akcji, więc firmie należy się jedno miejsce w radzie. Kaczmarek jak zaznaczył, powiedział też Kulczykowi, że Warta nie zgłosi do  rady Agenora Gawrzyała, tylko Andrzeja Kratiuka. "Powiedziałem, że  przecież był na tej pierwszej liście, więc macie do niego zaufanie. Po godzinie trudnej rozmowy zgodził się na taki warunek" - dodał.

"Wtedy wziąłem telefon, zadzwoniłem do premiera i poprosiłem żeby Kulczyk sam powiedział premierowi, że to jest uzgodnione. Żeby później nie było znowu dyskutowania i gadania, że było inaczej, niż się umówiliśmy" - zeznał Kaczmarek.

Minister Marek Ungier nie poinformował Wiesława Kaczmarka o prowadzonym postępowaniu służb specjalnych w  sprawie rzekomej łapówki, jaką on i szef Nafty Polskiej Maciej Gierej mieli wziąć od rosyjskiego koncernu Łukoil - wynika z  sobotnich zeznań Kaczmarka. Kaczmarek zeznał, że sam o to pytał Ungiera.

Kaczmarek odpowiadał na pytania wiceprzewodniczącego komisji Romana Giertycha (LPR), który dociekał, czy to szef gabinetu prezydenta Marek Ungier przekazał mu informacje o działaniach służb specjalnych w sprawie rzekomej łapówki, którą on jako minister skarbu państwa i szef Nafty Polskiej Maciej Gierej, mieli wziąć od rosyjskiej firmy Łukoil w zamian za ułatwienie zakupu Rafinerii Gdańskiej.

Giertych pytał o spotkanie Kaczmarka z szefem gabinetu prezydenta Markiem Ungierem i o to, czy podczas tego spotkania Kaczmarkowi przekazano "na zasadzie ostrzeżenia" informacje, że prowadzone jest przez służby specjalne dochodzenie w sprawie rzekomej łapówki od firmy Łukoil.

"Nie, to ja zapytałem pana ministra Ungiera, wobec nasilających się ciągle plotek, że ktoś coś robi i szuka, (...) czy w tej sprawie prowadzone jest jakieś dochodzenie przez jakieś ABW, CBŚ, WSI czy inne coś. I na to pytanie nie otrzymałem żadnej odpowiedzi" - powiedział Kaczmarek.

W oświadczeniu przesłanym w listopadzie PAP Kaczmarek napisał, że  nigdy nie twierdził, że informacje o prowadzonych przeciwko niemu i  Maciejowi Gierejowi działaniach służb specjalnych, związanych z  fałszywym oskarżeniem o korupcję, otrzymał od Marka Ungiera.

W oświadczeniu Kaczmarek podkreślił, że zamieszanie wokół tej sprawy wzięło się stąd, że w niektórych wypowiedziach członków komisji śledczej, a także publikacjach prasowych "mamy do  czynienia z nadinterpretacją i przeinaczeniem" zeznań, które złożył on w Prokuraturze Okręgowej w Katowicach 21 kwietnia 2004 roku.

Prokuratura Okręgowa w Katowicach prowadzi śledztwo, które ma  wyjaśnić, czy szef gabinetu prezydenta RP Marek Ungier ujawnił tajemnicę państwową. Ujawnieniem tajemnicy miałoby być ostrzeżenie Kaczmarka o działaniach podjętych wobec niego przez służby specjalne.

Kaczmarek podtrzymał w sobotę swoje wcześniejsze zeznania przed komisją śledczą ds. PKN Orlen o tym, iż "osobą, która oczekiwała radykalnych rozwiązań, czyli zatrzymania Andrzeja Modrzejewski, aby nie podpisał kontraktu z J&S był premier Leszek Miller".

Podtrzymał też, że w trakcie spotkania u premiera Leszka Millera 6 lub 7 lutego 2002 roku padło stwierdzenie o tym, że trzeba zatrzymać Modrzejewskiego, ówczesnego prezesa PKN Orlen.

Kaczmarek zaprzeczył zeznaniom składanym przez Millera przed komisją, że w trakcie spotkania w Kancelarii Premiera, miał wspominać o rozmowach w Moskwie, które dotyczyły poszukiwania nowych dostawców ropy do Polski. "W czasie, kiedy pełniłem urząd ministra skarbu nie składałem żadnej wizyty w Moskwie. To  konfabulacja i kłamstwo" - oświadczył.

B. minister zaprzeczył również, temu co przed komisją powiedział były szef Agencji Wywiadu Zbigniew Siemiątkowski, że uczestniczył on w wielu, nie dwóch, spotkaniach u premiera wywoływanych przez Kaczmarka, które zawsze dotyczyły rozmów o dostawach ropy.

Według Kaczmarka, nie było innych spotkań na ten temat, niż 6 i 7 lutego 2002 roku. "Być może Siemiątkowskiemu się to zatarło, bo  spotkań na temat sektora naftowego było sporo. Ale jeśli mówimy o  kontraktowaniu to - poza spotkaniem 6-7 lutego - a na pewno po tym terminie, nie przypominam sobie, żebym brał udział w spotkaniu, na  którym byłyby omawiane te zagadnienia" - dodał.

Konstanty Miodowicz (PO) pytał, kto zaaranżował spotkanie kandydatów na członków zarządu PKN Orlen, którzy przed południem 8  lutego 2002 roku zgromadzili się w kawiarni hotelu Polonia, nieopodal warszawskiej siedziby spółki. Byli tam Zbigniew Wróbel, Andrzej Macenowicz, Grzegorz Mroczkowski - wyliczał poseł.

"To jest normalne, że jeśli mamy zamiar zmienić zarząd i  mamy swoich kandydatów to naturalne, że oni muszą się wcześniej spotkać" - odparł Kaczmarek. Dodał, że panowie spotkali się w  hotelu blisko siedziby, żeby byli "pod ręką", bo w siedzibie odbywało się posiedzenie rady nadzorczej. Powiedział, że spotkanie zaaranżował pewnie Mroczkowski.

Kaczmarek zeznał, że "dziś" nie  potrafi powiedzieć czy premier Leszek Miller dotarł na spotkanie, które odbyło się 6 lutego 2002 r. w Kancelarii Premiera. O szczegóły tego spotkania pytał Andrzej Grzesik (Samoobrona).

B. premier Leszek Miller mówił przed komisją 20 listopada, iż  "powtarzanie, że w tym dniu (6 lutego) było jakieś pierwsze spotkanie, jest wynikiem fantazji". "Stwierdzam z całą odpowiedzialnością, że było to, w każdym razie z moim udziałem, niemożliwe" - oświadczył wówczas.

Miller powiedział, że 6 lutego 2002 roku od rana był poza Warszawą - najpierw w Łodzi na spotkaniu z przedsiębiorcami, później, po otrzymaniu informacji o tragicznym wypadku w kopalni Jas-Mos, natychmiast poleciał do Katowic, gdzie zjechał do  kopalni, rozmawiał z ratownikami, górnikami i rodzinami ofiar. Trwało to wiele godzin, towarzyszył mu wojewoda śląski i widziały go setki osób. Wrócił do swojej Kancelarii około 21.00 i nie odbywał już żadnych spotkań, pozostając pod wrażeniem dramatu.

Kaczmarek odpowiadając w sobotę na pytania posłów mówił, że  spotkanie 6 lutego z całą pewnością odbyło się w Kancelarii Premiera. Dodał, że czekający na wejście do gabinetu Leszka Millera goście: czyli on, ówczesna minister sprawiedliwości Barbara Piwnik, ówczesny p.o. szefa UOP Zbigniew Siemiątkowski rozmawiali w saloniku obok sekretariatu.

Jak wyjaśnił, rozmowa dotyczyła spraw związanych z kontraktem PKN Orlen ze spółką J&S i prezesa PKN Andrzeja Modrzejewskiego. Kaczmarek powiedział, że dziś ma wrażenie, że ta rozmowa trwała bardzo długo.

"Być może wersja pana premiera jakoś się składa z tą moją wersją, bo czekaliśmy (Kaczmarek, Piwnik i Siemiątkowski - PAP) aż dotrze (Leszek Miller - PAP) ze Śląska. Dziś nie potrafię powiedzieć czy  premier dotarł, czy na sygnał, że premier wyjeżdża ze Śląska o tej i o tej, i do spotkania nie dojdzie..." - mówił Kaczmarek.

Dodał jednak, że tego samego dnia Miller dzwonił do niego o godz. 20.00 i rozmowa dotyczyła "w dużej mierze" tego o czym rozmawiano w saloniku.

Nie znam danych spółki Petroval, nic o niej nie wiem; o tym, że są prowadzone z nią negocjacje dotyczące dostaw ropy do PKN Orlen dowiedziałem się z notatki ABW z  listopada 2002 roku - powiedział Wiesław Kaczmarek.

Jak poinformował, o tym, iż PKN Orlen zawarł umowy na dostawę ropy dowiedział się z sms-a od prezesa spółki Zbigniewa Wróbla: "Podpisaliśmy dobre kontrakty".

Petroval uzyskał kontrakt na część dostaw ropy do PKN Orlen, obok spółki J&S, która wcześniej była jedynym dostawcą ropy do  koncernu.

Kaczmarek, pytany czy tak wygląda nadzór ministra nad spółką PKN Orlen wyjaśnił, że gdyby wiedział cokolwiek na temat kontraktów, złamałby prawo. Zgodnie z prawem o obrocie papierami wartościowymi, minister jako jeden z udziałowców nie może otrzymywać takich informacji - tłumaczył. To wyłączna kompetencja prezesa i osób odpowiedzialnych za kontrakt. Nie mają one prawa dzielić się tą wiedzą.

Kaczmarek sugerował komisji, że informacje o Petrovalu można uzyskać od drugiej strony kontraktu oraz od członków zespołu Rady Nadzorczej PKN Orlen, który sprawdzał te kontrakty.

Powiedział, że w dyskusjach o zagrożeniu bezpieczeństwa energetycznego przez podpisanie długoletniego kontraktu na dostawy paliwa, nigdy nie przytoczono jakiegoś argumentu potwierdzającego to zagrożenie. "Nie podano, że na przykład bank gwarantujący finansowanie tej spółki nie będzie jej gwarantował, czy że w  poprzedniej działalności biznesowej nie wywiązała się z dostaw, że  paliwo było złej jakości" - zaznaczył.

"Jedynym wyciąganym argumentem było to, że jest jeden dostawca i  że ta sytuacja jest zła. Wykorzystując ten motyw mówiono o  zagrożeniu bezpieczeństwa" - mówił.

ss, pap