Już po rewolucji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kolejnej kolorowej rewolucji nie będzie. Trzy godziny na rewolucję to za mało.
Tyle bowiem Azerowie demonstrowali przeciw fałszerstwom wyborczym. Na tyle pozwoliły im władze. W dodatku cała demonstracja zorganizowana została na Placu Gembali na przedmieściach Baku. Czy w trzy godziny można zrobić rewolucję? Raczej nie. Co gorsza kilka dni wcześniej za kraty wsadzono jej potencjalnych liderów.

Ilham Alijew prawie nic nie ma z ojca, Hajdara Alijewa. Nieskory do polityki, bez charyzmy, niecierpiący publicznych wystąpień jest niemalże jego przeciwieństwem. Łączy ich naturalna zdolność do pomnażania majątku. Przy czym wszelka frazeologia polityczna jest tego instrumentem. Alijew może być demokratą, komunistą, islamistą i kimkolwiek innym, jeśli oznacza to zysk. Jego prezydentura od początku była więc słaba. W pałacu Ilhama Alijewa co rusz dochodziło do spisków. Tuż przed wyborami taki spisek szykowali dawni towarzysze jego ojca. Szykowali, dopóki w Baku nie pojawili się Rosjanie.

W połowie października w azerskiej stolicy - wraz z sekretarzem WNP Władimirem Ruszajło - wylądowali rosyjscy agenci wywiadu zagranicznego. To oni stworzyli grupę, która kilka dni później odkryła knowania. W ten sposób Ilham Alijew wyszedł z opresji, gdyż w porę "zneutralizował" potencjalne zarzewie rewolucji.

Co to oznacza dla regionu? Ano tyle, że rewolucje różana w Gruzji i pomarańczowa na Ukrainie były jedynymi i ostatnimi (wydarzenia w Kirgizji nie były rewolucją). Zapewne potwierdzi się to w grudniu w Kazachstanie. Wtedy będzie wiadomo, że w środkowej Azji pierwsze skrzypce grają teraz Rosja i Chiny.

Grzegorz Sadowski