Polska szansą Japonii

Polska szansą Japonii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mizuho, największy bank świata, przygotowuje inwestycje w Polsce.
Co robią przedstawiciele największej grupy kapitałowej świata w Namysłowie? - Dobre interesy - mówi Franciszek Baszczok, prezes tamtejszego Kompleksu Agroenergetycznego. Mizuho Information & Research Institute Inc., think tank japońskiego banku szczycącego się aktywami o wartości 1,25 bln USD, szuka w Polsce miejsc pod inwestycje, dzięki którym Japonia będzie w stanie wypełnić międzynarodowe zobowiązania redukcji emisji gazów cieplarnianych. Kompleks Agroenergetyczny, czyli ciepł ownia na biomasę, będzie najprawdopodobniej pierwszą z takich instalacji. Powstanie w miejscu, gdzie jeszcze niedawno planowano budowę dużo groźniejszej dla środowiska ciepł owni na miał węglowy. Dzięki wsparciu Japończyków instalacja będzie zasilana rzepakiem, a oszczędności w emisji dwutlenku węgla (nie trafi on do atmosfery nad Namysłowem) przybysze z Kraju Kwitnącej Wiśni będą mogli wykorzystać u siebie. - Lada dzień mamy uzyskać pozwolenie na budowę - ujawnia Baszczok. Całe przedsięwzięcie to realizacja mechanizmu wspólnych wdrożeń - jednej z trzech procedur zapisanych w protokole z Kioto, które mają doprowadzić do zmniejszenia emisji gazów odpowiedzialnych za ocieplanie się klimatu.

Duże redukcje tanim kosztem
Dlaczego Japończycy chcą inwestować akurat w Polsce? Najlepiej potrafi to wytłumaczyć Yoshiho Umeda, przed laty słynny japoński łącznik "Solidarności", dziś lobbysta i doradca, a przy okazji koordynator działalności Mizuho w Polsce. Jego skromny dom na warszawskim Żoliborzu zupełnie nie przypomina siedziby przedstawiciela gigantycznej światowej korporacji. Ale Umeda wie, co robi. Choć do Polski przyjechał po raz pierwszy w latach 60., wciąż potrafi wykorzystać swój egzotyczny wizerunek do oczarowania rozmówców. - Jeszcze kilka tygodni temu o inwestycjach w Polsce Mizuho mówiło dość ostrożnie - przyznaje Umeda. - Ale teraz nie ma już na co czekać.
Skąd to przyspieszenie? Kilka dni temu Rosja oficjalnie notyfikowała w biurze ONZ przyjęcie protokołu z Kioto. Rozpoczęło się ostateczne odliczanie. Jeśli dziś jest czwartek 25 listopada, to do wejścia w życie umowy zostały tylko 83 dni.
Protokół z Kioto zobowiązał kraje, które go ratyfikowały, do redukcji w tzw. okresie rozliczeniowym (lata 2008-2012) emisji gazów cieplarnianych średnio o 6 proc. w stosunku do roku 1990 (w wypadku Polski - 1988 r.). Dla Japonii oznaczałoby to konieczność zmniejszenia w tym czasie emisji dwutlenku węgla aż o miliard ton. Problem tkwi w tym, że już dziś Kraj Kwitnącej Wiśni dysponuje najsprawniejszym na świecie systemem wytwarzania i poszanowania energii, więc kolejne proekologiczne inwestycje byłyby niezwykle kosztowne - zredukowanie emisji CO2 o jedną tonę kosztowałoby średnio 400 dolarów. Takie rozwiązanie nie wchodziło więc w grę. Dużo taniej byłoby dokupić prawa do emisji na wolnym rynku w ramach mechanizmu handlu emisjami (startuje w 2008 r., cena tony CO2 szacowana jest dziś na 5-10 euro). Japończycy postanowili jednak poszukać jeszcze innego sposobu - chcą wykorzystać mechanizm wspólnych wdrożeń. Zamiast inwestować u siebie, wymieniając nowoczesne na supernowoczesne, taniej zredukują emisję w takim kraju jak Polska (dla atmosfery miejsce redukcji nie ma znaczenia). Nie dość, że starych, węglowych instalacji jest u nas pod dostatkiem, to i biomasy, która ów węgiel ma zastąpić, nie brakuje. - Dla rządu Japonii takie rozwiązanie było oczywiste - mówi Umeda. - Dlatego władze w Tokio porozumiały się z Polską na szczeblu rządowym i postanowiły finansować studia wykonalności potencjalnych inwestycji. Chcemy znaleźć najlepsze warunki.
Rząd Japonii zlecił to zadanie spółce Fuji Research Institute Corporation, która 1 października tego roku weszła w skład Mizuho Information & Research Institute Inc.
Namysłów jest pierwszą inwestycją w Polsce, której udało się uzyskać grant rządu japońskiego (wart ok. 1 mln zł) na prace dokumentacyjne. Dzięki zbudowaniu ciepł owni na biomasę, a nie tańszej - na węgiel - emisja CO2 ma być mniejsza o 100 tys. ton rocznie. Będzie to możliwe dzięki technologii opracowanej przez polskiego partnera Mizuho - katowicką spółkę Enod. - To jeden z najlepszych pomysłów wykorzystania biomasy na świecie - chwali Umeda.
Ale Namysłów to dopiero początek długiej listy japońskich projektów. Biznesmeni z Dalekiego Wschodu zainteresowali się również przestawieniem na biomasę ciepł owni należącej do nieczynnej już cukrowni w Rejowcu. Japończycy chcą też utylizować metan z pokładów katowickiej kopalni Staszic - dzięki temu zamierzają zredukować emisję CO2 o milion ton rocznie. - Mizuho przygotowuje dwa najważniejsze dokumenty niezbędne do uruchomienia mechanizmu - tzw. projektowy (PDD) oraz studium wykonalności. Po Staszicu w grę wejść może Kompania Węglowa i inne obiekty w Katowickim Holdingu Węglowym - mówi Umeda. Japończycy intensywnie lobbują w tej sprawie. Pomaga im m.in. senator SdPl Jerzy Suchański. W Senacie przedstawia oświadczenie inspirowane przez Mizuho, a Umeda dostaje nagrody jako publicysta miesięcznika wydawanego pod patronatem Parlamentarnego Zespołu ds. Energetyki. Suchański jest jego szefem.
Prawdziwie przełomowy może się okazać przyszły rok. - Kluczowe opracowania, które powstały dla Namysłowa, po nieznacznej modyfikacji można wykorzystać do przygotowania kolejnych inwestycji - mówi Umeda. - W przyszłym roku Grupa Mizuho planuje rozpoczęcie pracy nad co najmniej kilkoma przedsięwzięciami. A może i dwudziestoma. W każdej interesuje nas co najmniej 100 tys. ton ograniczonej emisji dwutlenku węgla.
Japoński bank nie będzie jednak bezpośrednio finansował inwestycji. Zadowoli się funkcją pośrednika. Przedstawi gotowe projekty inwestycyjne japońskim firmom, na których spoczywa obowiązek rozliczenia się z emisji gazów cieplarnianych. To one wyłożą pieniądze na kolejne modernizacje podobne do tej w Namysłowie. Mizuho zadowoli się prowizją.

Do tanga trzeba dwojga
Jedynym problemem jest to, że - jak mówi Umeda - do tanga trzeba dwojga, czyli w tym wypadku polskiego rządu. By mechanizm wspólnych wdrożeń mógł zostać rozliczony, projekty inwestycyjne musi zaakceptować Ministerstwo Środowiska. Procedura wymaga, by kraj planujący inwestycję uzyskał najpierw list popierający, a następnie, po wykonaniu m.in. dokumentacji projektowej, list zatwierdzający. Do dziś Japończycy nie zdobyli tych dokumentów, za co podczas ostatniego posiedzenia Senatu Jerzy Suchański zrugał premiera Belkę. - W przeciwieństwie do japońskiego rządu ministerstwo być może nie ma jeszcze strategii wobec protokołu - mówi Umeda. Jest jednak dobrej myśli: - Japonia dostanie prawa do emisji gazów, Polska zyska bardziej ekologiczne instalacje. Prawda, że się opłaca?