Kredyty zaufania

Dodano:   /  Zmieniono: 
Liczbę prób wyłudzenia kredytów można szacować na pół miliona rocznie.
Krajowa Izba Gospodarcza - Przedsiębiorstwo Fair Play, grudzień 2003, Polski Klub Biznesu - Firma Roku 2003, Business Centre Club i Komitet Integracji Europejskiej - Medal Europejski, Gazela Pulsu Biznesu, trzykrotny laureat Dolnośląskiego Certyfikatu Gospodarczego... Lista nagród, które w ostatnich kilkunastu miesiącach zdobyła dolnośląska firma Eurofarm, jest długa. Jak się okazuje - za długa.
Niedawny lider biznesu, największy w Polsce i jeden z największych w Europie producentów i przetwórców kukurydzy, postawiony został w stan upadłości, a interesami właściciela firmy Witolda D. zajmują się trzy prokuratury i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Chodzi między innymi o wyłudzanie kredytów.
Mimo że pierwsza fala tego typu przestępstw, której ofiarami padły przede wszystkim banki spółdzielcze, przelała się przez rynek prawie 15 lat temu, oszukiwanie instytucji finansowych jest dziś tylko trochę trudniejsze niż na początku transformacji. W dodatku ten proceder przestał być domeną drobnych naciągaczy, bohaterów programu 997. Łatwym zdobywaniem pieniędzy interesują się duże i - wydawałoby się - poważne firmy. Przykład Eurofarmu to potwierdza.

Przestępstwo pospolite
Wartość kredytów zaciągniętych przez działające w Polsce firmy przekroczy w tym roku 120 mld zł. Ile z nich wyłudzono - nie sposób oszacować. Jeśli bank nie zorientuje się, że jest oszukiwany na etapie rozpatrywania wniosku kredytowego, szwindel może nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Zdarza się bowiem, że klienci posługują się fałszywymi dokumentami (bo np. nie są w stanie udowodnić wysokich dochodów), ale potem sumiennie spłacają zaciągnięty dług. Dopiero gdy raty przestają spływać, bank wraca do sprawy, przegląda ponownie papiery i często dochodzi do smutnych wniosków. M.in. wskutek wyłudzeń (swój udział mają również bankruci) wartość zagrożonych kredytów - według danych Głównego Inspektoratu Nadzoru Bankowego (GINB) - sięga aż 40 mld zł. Średnio 60 proc. zagrożonych wierzytelności nie daje się nigdy wyegzekwować - w tym wypadku to około 33 mld zł!
Witold D. - zdaniem prokuratury - również grał nieczysto już od momentu wnioskowania o kredyt. Będzie odpowiadał za przestępstwo z art. 297 kodeksu karnego (wyłudzenie kredytu lub pożyczki w oparciu o fałszywe dokumenty). Z wewnętrznych raportów Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że takich szukających drogi na skróty, przedsiębiorczych obywateli przybywa. W 2003 roku liczba osób objętych aktami oskarżenia za przestępstwa związane z wyłudzaniem kredytów wyniosła 2,7 tys. O 10 proc. więcej niż dwa lata wcześniej. Blisko 2,2 tys. osób zostało skazanych - głównie na kary pozbawienia wolności w zawieszeniu i grzywny. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że przestępcy, którym prokuratura stawia zarzuty z tego paragrafu, zwykle mają na koncie więcej niż jeden "lewy" kredyt, a tylko niewielka część prób wyłudzeń trafia do prokuratury, a potem do sądu. Można więc założyć, że banki są oszukiwane co najmniej kilkanaście tysięcy razy w roku. Według danych Ministerstwa Sprawiedliwości, około 30 proc. wszystkich przestępstw gospodarczych dotyczy właśnie tego artykułu kodeksu karnego.

Bez weryfikacji
Zgodnie z prawem bankowym, kredytodawcy mają bardzo szeroki, liczący 14 punktów wachlarz zabezpieczeń, które powinny chronić ich pieniądze - a pośrednio lokaty innych klientów - od zastawu rejestrowego, przez umowę cesji wierzytelności, do hipoteki. Okazuje się jednak, że te przeszkody można łatwo ominąć.
Podstawowy tryb weryfikacji wniosków kredytowych jest trzystopniowy. W pierwszej kolejności bank sprawdza w bazie pism zastrzeżonych, czy do wniosku nie dołączono sfałszowanych dokumentów. Później w oparciu o rejestr dłużników weryfikuje, czy przyszły kredytobiorca nie "zapomniał" wpisać, że jest kredytobiorcą w innych bankach. Na koniec bank kontroluje archiwalne zapisy o tym, jak klient prowadził swoje rachunki bankowe i czy regularnie spłacał poprzednie kredyty. Wyniki tej kontroli i dane z wniosku kredytowego (dochody, proponowane zabezpieczenia) przetwarzają bankowe systemy informatyczne, które w praktyce decydują o przyznaniu - lub nie - kredytu.
Szkopuł w tym, że ten sposób jest skuteczny tylko wtedy, gdy jest oparty na prawdziwych informacjach. - Po podaniu fałszywych danych nawet poprawnie działający system wyda błędną decyzję - mówi Piotr Rabiega, prezes Europejskiej Grupy Finansowej (EGF), powiązanej z  Krajowym Rejestrem Długów. Na sprawdzenie dokumentów najzwyczajniej brakuje czasu. - Przypadki banków, które weryfikują dokumenty składane przez klientów, należą do rzadkości - dodaje wiceprezes dużej firmy zajmującej się egzekucją długów.
Poza tym na forach internetowych bez problemu można znaleźć listę banków, które nie udostępniają innym bankom informacji o nierzetelnych klientach i nie korzystają ze specjalistycznych baz danych.

Dobry humor bankowców
Jerzy Bańka, doradca prezesa Związku Banków Polskich, twierdzi, że samych wniosków od klientów indywidualnych może być 5 mln rocznie. Według danych EGF, która zajmuje się między innymi weryfikacją wniosków kredytowych na zlecenie banków, 8-9 proc. z nich to próby wyłudzeń. Dane BGŻ mówią o 4-5 proc. (niższy współczynnik wynika z innego profilu klientów BGŻ i pośrednika, jakim jest EGF). To oznaczałoby, że banki próbuje się naciągać nawet pół miliona razy w roku! Mimo to przedstawiciele banków mają dobre samopoczucie. Ewa Krawczyk z biura prasowego Kredyt Banku twierdzi, że zjawisko wyłudzania kredytów zmniejsza się (ale nie podaje liczb, które by to potwierdzały). Robert Rodek - dyrektor biura analiz punktowych w Banku Gospodarki Żywnościowej - podobnie. Jerzy Bańka twierdzi, że dzięki rejestrom nierzetelnych dłużników liczba wyłudzeń spada. - Wkrótce dostęp do bankowych baz danych uzyskają pośrednicy kredytowi, którzy do tej pory mieli problemy z wykrywaniem naciągaczy - mówi Jerzy Bańka.
Aby wyłudzić niewielki kredyt, czasami wystarczy posłużyć się podrobioną pieczątką, nieprawdziwym zaświadczeniem o dochodach albo sfałszowanym odpisem księgi wieczystej. W wypadku dużych, wielomilionowych operacji z przestępcami zwykle współpracują bankowcy - i to wysokiego szczebla. Pomagają przygotować trefne dokumenty, fałszują podpisy. W znanej sprawie zakonu ojców salezjanów, w której kilku zakonników otrzymało z oddziałów Kredyt Banku w Legnicy i Lubinie 418 mln zł (bank do dziś nie odzyskał 130 mln zł), posłużono się między innymi sfałszowanymi zastawami na lokatach walutowych w Banku Zachodnim WBK i Cuprum Banku. Nikt nie sprawdził, czy lokaty rzeczywiście istnieją. Dopiero po wypłaceniu pieniędzy okazało się, że zakonnicy nie mieli depozytów. Jednym z podejrzanych w tej aferze jest były dyrektor legnickiego oddziału Kredyt Banku. Z kolei Prokuratura Apelacyjna we Wrocławiu i Prokuratura Rejonowa w Olkuszu prowadzą postępowania w sprawie dwóch wyłudzeń o wartości 25 mln zł każde. W sprawę zamieszani są czterej szefowie miejscowych oddziałów kilku różnych banków - między innymi PKO BP.
Teoretycznie najbezpieczniejsze dla banku są kredyty hipoteczne - tak przynajmniej wynika ze statystyk GINB. Tylko 3,6 proc. należności z takich pożyczek dla klientów indywidualnych jest uznawane za zagrożone. Lawinowy wzrost liczby kredytów tego typu w ostatnich kilkunastu miesiącach (według prognoz GINB, wartość umów tego typu w 2004 roku może być o 35 proc. wyższa niż w 2003 roku i znacznie przekroczy 15 mld zł) może się jednak okazać bombą z opóźnionym zapłonem. - Zarządy banków rozliczane są za wyniki sprzedaży, dlatego kierowane przez nich instytucje rozluźniły procedury przyznawania popularnych ostatnio kredytów hipotecznych - mówi nasz informator z firmy odzyskującej bankowe długi i dodaje: - Skorumpowanie rzeczoznawcy wyceniającego nieruchomość stanowiącą zabezpieczenie nie stanowi teraz żadnego problemu. Banki bardzo rzadko weryfikują opinie rzeczoznawców i jeżeli w przyszłości będą windykować takie pożyczki, czeka ich dużo przykrych niespodzianek.
Witoldowi D. w wypadku udowodnienia wyłudzenia kredytu (a prokuratura podejrzewa go także o inne przestępstwa gospodarcze) grozi do 5 lat więzienia. I nie jest to tylko teoria. - Biznesmenowi postawiliśmy zarzut posługiwania się sfałszowanymi odpisami z ksiąg wieczystych i wyłudzenia na ich podstawie kredytu w Dresdner Banku o wartości 10 mln zł - mówi Marcin Grzegorowski, prokurator z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
On sam zajmuje się jeszcze kilkoma podejrzanymi kredytami Eurofarmu w polskich bankach, a własne śledztwo w sprawie innych, także bankowych, operacji finansowych tej firmy prowadzi Prokuratura Rejonowa w Ząbkowicach Śląskich. Wychodzi na to, że polski król kukurydzy jest nagi. Pytanie tylko, dlaczego nie dostrzegli tego wyraźnie zadowoleni z poziomu bezpieczeństwa bankowcy?

Najczęściej spotykane metody wyłudzania kredytów
1. wykorzystanie znalezionych lub skradzionych dokumentów tożsamości
2. składanie fałszywych zaświadczeń o zarobkach, na podstawie których dokonywana jest weryfikacja zdolności kredytowej wnioskodawcy
3. przedstawianie zaświadczeń o dochodach uzyskiwanych od pracodawcy, w sytuacji gdy pewne jest, że kredytobiorca zostanie z pracy zwolniony
4. składanie wniosków o udzielenie kredytu przez pracodawców w imieniu pracowników (najczęściej bez ich wiedzy i zgody)
5. uzyskiwanie fałszywych zaświadczeń o zarobkach od firm, które zaczęły się specjalizować w procederze fikcyjnego zatrudniania pracowników i przekazywania im stosownych zaświadczeń w zamian za część udzielonego przez bank kredytu
6. wykazywanie fałszywych, bardzo wysokich obrotów miesięcznych w celu uzyskania wysokiego kredytu przez firmy - w dodatku często fikcyjne
7. podanie fałszywych danych dotyczących miejsca pracy
8. wykorzystanie dokumentów rodziców bez ich wiedzy i zgody

Tego typu próby wyłudzeń dotyczą 8-9 proc. wszystkich składanych wniosków kredytowych (dane Europejskiej Grupy Finansowej)