Gabinet cieni czy cień gabinetu?

Gabinet cieni czy cień gabinetu?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Głosowanie nad rozwiązaniem Sejmu już za tydzień. I choć szanse na czerwcowe wybory są niewielkie, koalicja PO-PiS powinna już teraz ciężko pracować nad powyborczym porozumieniem. Dyskusje w mediach, owszem, trwają, ale akurat nie o tym, co najważniejsze - zarówno Platforma Obywatelska, jak i Prawo i Sprawiedliwość milczą na temat swoich programów gospodarczych. To, jaką politykę będzie prowadził nowy rząd, można jednak przewidzieć, analizując wypowiedzi osób, które najprawdopodobniej w nim zasiądą. Najprawdopodobniej - bo w Sejmie usłyszeć można więcej autorskich pomysłów różnych posłów niż konkretów od liderów. - Żadnych rozmów koalicyjnych jeszcze nie było - przyznają zgodnie politycy PO i PiS. - Obowiązuje tylko dżentelmeńska umowa, że ugrupowanie, które wygra wybory, wskaże premiera - mówi sekretarz generalny PO Grzegorz Schetyna. Nasi rozmówcy z obu partii przyznają, że rozmowy koalicyjne będą długie i trudne. I natychmiast przypominają AWS, która wspólnie z UW tworzyła Radę Ministrów prawie dwa miesiące. W wypadku koalicji PO-PiS może to trwać jeszcze dłużej. Zwłaszcza że w tej chwili skład rządu próbuje ustalać niezależnie od siebie kilku polityków. Konkurencyjne rady ministrów mogą tworzyć Jarosław Kaczyński, Jan Rokita oraz Donald Tusk.

Gabinet Rokity
Szef klubu parlamentarnego PO nawet nie próbuje się krygować, gdy dziennikarze zwracają się do niego "panie premierze". Takie zachowanie mają mu za złe koledzy - ich zdaniem, może to zniechęcić wyborców. Ale są w stanie mu to wybaczyć. Bezpardonowo krytykują go z kolei za absolutną blokadę informacji na temat kształtu planowanego rządu. Lider PO w tajemnicy spotyka się ze współpracownikami. - Wiemy tylko, że Janek ma swoich ekspertów i to z ich grona chce wybrać ministrów. Nic nam nie mówi, żadnych decyzji nie konsultuje, przez to dochodzi już do pierwszych zgrzytów - przyznaje jeden z posłów PO.
Z tajnego grona ekspertów wyciekło tylko kilka nazwisk: Rafała Antczaka - ekonomisty CASE - i Stefana Kawalca - byłego wiceministra finansów i współtwórcy reform Leszka Balcerowicza. W tej grupie jest także Mirosława Boryczka - rzeczniczka dyscypliny finansów publicznych w kancelarii Jerzego Buzka.
Zgodnie z kuluarowymi informacjami, ministrem finansów miałby zostać Kawalec. Rokita ma jeszcze inne pomysły: chce ograniczyć kompetencje szefa resortu finansów i sprawić, by to premier układałby budżet. Minister miałby przejąć rolę księgowego. W tej kwestii (choć nie było żadnych rozmów) podobne pomysły ma PiS.
Sam Rokita niechętnie mówi o swoich planach. Przekonuje, że żadnych przymiarek do nowego rządu nie robi.
- W Polsce nie ma tradycji gabinetu cieni. Taka instytucja dobra jest w Wielkiej Brytanii, gdzie jest system dwupartyjny. U nas wyborcy mogliby to potraktować jak dzielenie skóry na niedźwiedziu - mówi Rokita. Przyznaje jednak, że ma grupę ludzi, z którymi współpracuje i którzy mogliby się pojawić w rządzie. - Nie wymienię jednak ich nazwisk - dodaje natychmiast. Zapewnia tylko, że są to wybitni eksperci.
Posłowie PO coraz częściej, prosząc o zachowanie anonimowości, twierdzą, że Rokita nie tylko nie stworzy rządu, ale także nie zostanie premierem.

Walec Tuska
- Rokita będzie premierem, ale tylko do najbliższych wyborów - przekonuje jeden z posłów, przytaczając najpopularniejszy ostatnio dowcip w jego klubie.
- Po wyborach inicjatywę przejmie Donald Tusk - to on zostanie liderem PO i stworzy rząd - dodaje zupełnie poważnie.
W klubie PO rysuje się coraz większe, choć wciąż dobrze skrywane pęknięcie. Kłócą się frakcja liberalna z częścią konserwatywną. Pierwszej przewodzi Tusk, druga związana jest z Rokitą. Wicemarszałek Sejmu ma coraz większe poparcie działaczy PO. Powód jest bardzo prozaiczny. - Donald, jeśli to on będzie decydował o składzie rządu, pośle tam polityków, którzy sprawdzili się w Sejmie - mówi poseł z frakcji Tuska. Ta część Platformy wzmocniła się po ostatnich bardzo niekorzystnych dla ugrupowania sondażach opinii publicznej.
Gdyby spełnił się ten scenariusz, do rządu trafiliby najprawdopodobniej: Zyta Gilowska (Ministerstwo Finansów), Adam Szejnfeld lub Tomasz Szczypiński (Ministerstwo Gospodarki) oraz Rafał Zagórny (Ministerstwo Skarbu).

Rząd Kaczyńskiego
Wyniki najnowszych sondaży CBOS i IPSOS zburzyły układ krystalizujący się przez ostanie dwa lata. Niespodziewanie Prawo i Sprawiedliwość może stać się największym ugrupowaniem w przyszłym parlamencie. Wyniki badań jeszcze bardziej zamieszały w składzie przyszłego rządu. Jeszcze jakiś czas temu PiS deklarował, że interesują go głównie resorty siłowe oraz MSZ. Teraz chce mieć wpływ także na gospodarkę.
Bracia Kaczyńscy, według naszego informatora, chcieliby obsadzić resorty skarbu oraz infrastruktury. - Być może wskazalibyśmy kandydata na ministra gospodarki - mówi nasz informator, bliski współpracownik braci Kaczyńskich. Pewne jest, że do rządu trafiliby politycy.
- Minister nie musi być wybitnym autorytetem w danej sprawie. Musi się oczywiście znać na swojej dziedzinie, tak by zrozumieć, co mówią do niego eksperci. Jednak przede wszystkim powinien być politykiem, żeby był w stanie zagwarantować polityczne poparcie w zapleczu parlamentarnym dla swoich działań - przekonuje Ludwik Dorn, szef Klubu Parlamentarnego PiS.
Prawo i Sprawiedliwość nie tworzy swojego gabinetu cieni, nie prowadzi także żadnych rozmów z PO, ale ma już osoby, które mogą trafić do rządu. Do resortu skarbu PiS wyśle najprawdopodobniej Kazimierza Marcinkiewicza. Infrastrukturą z ramienia tego ugrupowania zajmowałby się Jerzy Polaczek. Wśród posłów nie ma natomiast nikogo, kto by się wybijał w Komisji Finansów Publicznych. Kilkanaście tygodni temu Jarosław Kaczyński podczas czatu z czytelnikami jednej z gazet przekonywał, że z jego partii gospodarką mogliby się zająć Mirosław Styczeń albo Andrzej Diakonow. Ten pierwszy jakiś czas temu został zatrzymany przez policję pod zarzutem wyłudzeń. W związku z tym szansa, że partia braci Kaczyńskich pośle go do rządu, jest już minimalna. Na placu boju pozostał Andrzej Diakonow. On jednak także nie może być pewny nominacji do resortu gospodarki. Jest oskarżony o niegospodarność, gdy kierował Ciechem. Prawo i Sprawiedliwość nie ma na razie kandydata na ministra finansów.
Tuż po wyborach czeka nas starcie kilku koncepcji. Wtedy także okaże się, czy resortami związanymi z gospodarką zajmą się eksperci czy politycy.


Tako rzecze minister(?)
Oto jak dotychczas prezentowali się w mediach kandydaci na ministrów - co mówiono o nich i co oni mówili o gospodarce. W obecnym układzie sił wydaje się, że resorty zostaną podzielone w następujący sposób:

Minister skarbu: Kazimierz Marcinkiewicz
Główny autor programu gospodarczego PiS Tanie państwo. Niegdyś członek ZChN, w tej chwili w partii braci Kaczyńskich jest kojarzony raczej z grupą liberałów.
Przedstawia się jako zwolennik oszczędniejszego państwa. W imieniu swojego ugrupowania poparł plan Hausnera - krytykował nawet wicepremiera za to, że jego plan jest zbyt minimalistyczny.
"Może się okazać, że to nie wystarczy, by uchronić państwo przed kryzysem. Patrząc na poszczególne pomysły, sądzę, że wiele z nich poprzemy. Będziemy jednak pilnie się przyglądać, czy zmiany nie oznaczają przede wszystkim ograniczenia pomocy dla najbiedniejszych. Prawo i Sprawiedliwość uważa, że trzeba przyjrzeć się funkcjonowaniu różnych agencji, funduszy i środków specjalnych, bo tam marnotrawi się najwięcej publicznych pieniędzy" - mówił Gazecie Wyborczej.
Jako szef sejmowej Komisji Skarbu Państwa Marcinkiewicz przyznał w rozmowie z Radiem TOK FM, że parafowana przez rząd ugoda z Eureko (inwestorem PZU) jest dobrym kompromisem. Jednak już jako działacz PiS dodał, że będzie głosował przeciw ostatecznemu jej zawarciu, ponieważ jego zdaniem nie ma teraz odpowiedniego klimatu politycznego.
Jest zwolennikiem prywatyzacji, ale nie wszystkich firm będących w posiadaniu Skarbu Państwa. W wywiadzie dla GW poparł propozycję prywatyzacji PGNiG, ale z zastrzeżeniami. "Ta spółka powinna się znaleźć na giełdzie, bo bardzo pilnie potrzebuje dokapitalizowania. Uważamy jednak, że najpierw należy z PGNiG wydzielić przesył gazu i że spółka powinna w stu procentach pozostawać pod kontrolą państwa" - twierdził.
W rękach Skarbu Państwa chciałby zostawić także pakiet kontrolny PKO BP. W rozmowie z BusinessWeekiem podkreślał, że państwo powinno zostawić sobie część udziałów w PKN Orlen.

Minister finansów: Stefan Kawalec
W ciągu ostatnich trzech lat unikał mediów. Wypowiadał się dla prasy dosłownie kilka razy, m.in. gdy został wiceprezesem do spraw strategii w Commercial Union, a potem dyrektorem do spraw strategii w PZU.
Najwyraźniej bardziej lubi działać, niż mówić o swoich zadaniach. W Ministerstwie Finansów, gdzie był prawą ręką Balcerowicza, miał pseudonim Cichociemny - właśnie z powodu małomówności. Wicepremier darzył go niezwykłym zaufaniem. "Kawalec kontrolował niemal wszystkie materiały, które przygotowywano w ministerstwie. Gdy [Balcerowicz] przychodził do pracy, od razu zadawał pytanie: "Czy Stefan już czytał materiał? ". Jeśli nie czytał, to ze sprawą nie robiono nic. Jeśli przeczytał i miał uwagi, dokumenty poprawiano" - pisała GW.
Stefan Kawalec ukończył Wydział Matematyki, Mechaniki i Informatyki Uniwersytetu Warszawskiego. Działał w KOR, był w zarządzie mazowieckiej "S". W stanie wojennym był internowany, w więzieniu w Białołęce rozpoczął studia ekonomiczne.

Minister gospodarki: Andrzej Diakonow
Były minister budownictwa w rządzie Jan Olszewskiego. W PiS należy do "frakcji etatystycznej".
"Naszym celem jest walka z bezrobociem i pobudzenie wzrostu gospodarczego" - mówił GW. "To jednak trudno pogodzić z szybką naprawą finansów publicznych. Przecież bez obniżenia podatków i składek obciążających koszty pracy nie zmniejszy się bezrobocia. Musimy się na coś zdecydować. Opowiadamy się za pobudzeniem wzrostu, nawet kosztem przejściowego pogorszenia sytuacji finansów publicznych; za tworzeniem nowych miejsc pracy, nawet jeśli nowo zatrudnieni pracownicy mieliby czasowo być zwolnieni z płacenia składki ZUS. Chcielibyśmy, by NBP aktywniej zaangażował się we wspieranie gospodarki, np. wykorzystał część rezerw dewizowych do zmniejszenia zadłużenia zagranicznego. Nie ścigamy się z Samoobroną, nie proponujemy skoku na kasę, ale mamy nadzieję na współpracę rządu z NBP" - mówił.
Dał się poznać jako przeciwnik szybkiego obniżenia podatków: "Słucham naszych kolegów z PO i nie wiem, czy do końca zdają sobie sprawę, jakie byłyby skutki realizacji ich pomysłów. Odnoszę wrażenie, że są za absolutnym obniżeniem podatków, czyli i wpływów podatkowych. Tutaj nie ma zgody z Platformą, bo nie może być obniżki dla samej obniżki" - mówił w Rzeczpospolitej.
W przygotowanym przez siebie programie gospodarczym proponował:
- jednolitą, 18-proc. stawkę podatkową dla wszystkich prowadzących działalność gospodarczą;
- 18- i 32-proc. stawki podatku od osób fizycznych (wyższy próg dotyczyłby osób osiągających czterokrotność przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia);
- rozpoczęcie przez Skarb Państwa emisji obligacji wyłącznie dla obywateli polskich, na preferencyjnych warunkach;
- doprowadzenie do spadku oprocentowania kredytów mieszkaniowych o 1-3 pkt proc. (jego zdaniem, do szybkiego wzrostu gospodarczego doprowadzi tylko rozwój budownictwa mieszkaniowego).