Setki tysięcy Ukraińców pracujących na czarno już wkrótce będzie musiało opuścić nasz kraj. A Rumuni i Bułgarzy długo poczekają na prawo do legalnego zatrudnienia - pisze "Rzeczpospolita" w tekście "Legalnie albo wcale". Bardziej restrykcyjną politykę wobec przyjezdnych zza Bugu zapowiada poseł PiS Stanisław Szwed. Działacz "Solidarności" z Bielska-Białej już wkrótce zostanie wiceministrem pracy odpowiedzialnym za zatrudnienie. Zastąpi związanego z Centrum im. Adama Smitha liberała Roberta Kwiatkowskiego, który nie chce pracować z minister pracy Anną Kalatą związaną z Samoobroną. Opracowany jeszcze przez ekipę Marka Belki pomysł utworzenia kontyngentu legalnych pracowników z Ukrainy powinien zostać przez nową ekipę utrzymany. Limit będzie jednak bardzo niski. - Powinien odpowiadać 1/10 liczby Ukraińców pracujących dziś w naszym kraju na czarno. Jeśli okaże się, że jest ich 100 tysięcy, kontyngent nie będzie większy niż 10 tysięcy - tłumaczy poseł "Rz". Równocześnie zostaną radykalnie zaostrzone kary dla polskich pracodawców zatrudniających na czarno cudzoziemców. Wynoszące dziś zaledwie tysiąc złotych grzywny będą zwiększone trzydziestokrotnie, a łamiący polskie prawo cudzoziemcy zostaną natychmiast deportowani i będą mieli zakaz powrotu do naszego kraju. Na łagodniejsze traktowanie mogą liczyć tylko ukraińskie opiekunki do dzieci i sprzątaczki.
Na Pradze Północ nawet 70 proc. zgłoszeń dotyczących kradzieży aut jest fałszywe. Właściciele samochodów chcą w ten sposób wyłudzić odszkodowania od firm ubezpieczeniowych - pisze "Życie Warszawy" w artykule "Warszawiacy sami sobie kradną samochody". Mieszkańcy Warszawy coraz częściej ustawiają kradzieże własnych aut. - Nawet co trzecie zgłoszenie zaginięcia samochodu może być fałszywe - mówią policjanci zajmujący się walką z przestępczością samochodową. - Po sprawdzeniu zgłoszeń kradzieży aut, które w tym roku miały miejsce na terenie naszej dzielnicy, udowodniliśmy, że połowa z nich jest fikcyjna - mówi sierżant Agnieszka Hamelusz z komendy na Pradze Północ. Policjanci nie ukrywają, że to bardzo optymistyczne szacunki. Niewykluczone, że nawet 70 proc. samochodów "zniknęło" za sprawą ich właścicieli. Najczęściej giną 10-letnie auta, które zostały wzięte na kredyt. Dlaczego ludzie zgłaszają fikcyjne kradzieże własnych samochodów? - Wielu z nich nie jest w stanie spłacać rat. Stare pojazdy wymagają też kosztownych napraw - tłumaczy oficer komendy stołecznej. Scenariusz ustawionej kradzieży zawsze jest taki sam. Osoba, która chce pozbyć się starego auta, oddaje go paserowi. Dostaje za to od tysiąca do trzech tysięcy złotych w zależności od wartości pojazdu. Następnie samochód jest rozbierany na części, a właściciel po zakończeniu demontażu zgłasza się na policję oraz do ubezpieczyciela z prośbą o odszkodowanie.
W związku z wizytą papieża w Warszawie wprowadzono całkowitą prohibicję. Alkoholu nie sprzedają w sklepach, restauracjach i pubach. Zakaz złamano w... Sejmie - dodnosi "Superexpress" w tekście "Tylko w Sejmie nie uszanowali prohibicji". W sejmowej restauracji do południa można było dostać wysokoprocentowe trunki. Udowodnili to reporterzy Radia RMF FM, którzy w sejmowej restauracji nie mieli kłopotów z zakupem szklaneczki whisky i piwa. Kelner jak gdyby nigdy nic przyjął zamówienie. Szybko jednak zreflektował się i tłumaczył, że o prohibicji zapomniał. Równie szybko na drzwiach restauracji pojawiła się kartka: alkoholu nie podajemy. Właściciel restauracji nie wie, dlaczego kelner podał alkohol. Sam o prohibicji wiedział doskonale. - Kelner źle zrobił. Ale oni też wypili, a nie powinni - tłumaczy i przeprasza za całe zajście. Problemu nie widzi za to wicemarszałek Sejmu Bronisław Komorowski (PO). - Tłumów warszawiaków w restauracji sejmowej nie widziałem - ironizuje. Czyżby posłowie wychodzili z założenia, że ich zakazy nie dotyczą? - pyta dziennik.
To woła o pomstę do nieba. Nawet za 9 zł krwiopijcy, którzy prowadzą rejestry dłużników, są w stanie zniszczyć człowiekowi życie. Jeśli trafisz na ich czarna listę, przez banki i firmy będziesz traktowany jak złodziej - ostrzega "Fakt" w tekście "Za grosze trafisz na czarną listę". Według dziennika, miało być zupełnie inaczej. Do ogólnopolskich rejestrów dłużników mieli być wpisywani aferzyści, firmy za milionowe machlojki. A czarne listy służą dziś głównie do gnębienia zwykłych Polaków. "Za 9,24 zł rzekomego długu teraz żaden bank nie chce mi dać pożyczki. Nóż się w kieszeni otwiera - denerwuje się Radosław Staszczuk z Warszawy. W podobnej sytuacji jest 35 tys. Polaków wpisanych tylko do Krajowego Rejestru Długów. A w Biurze Informacji Kredytowej jest ich kilka razy więcej. Wystarczy zalegać z płatnościami na kilka złotych, by trafić na ich listy. Przeglądają je setki firm, sprawdzając wiarygodność swoich klientów. Jeśli tam trafisz, oznacza to jedno: wielkie kłopoty - pisze gazeta.
Do Komisji Papierów Wartościowych i Giełd zgłaszają się kolejne osoby poszkodowane w aferze Domu Maklerskiego WGI - pisze "Parkiet" w tekście "Płyną kolejne skargi na WGI". "Otrzymaliśmy do tej pory 105 skarg na działalność Domu Maklerskiego WGI. W sumie z urzędem skontaktowało się już w tej sprawie kilkaset osób" - mówi Łukasz Dajnowicz, rzecznik KPWiG. Oprócz tego, Komisja otrzymała od 26 klientów WGI dane niezbędne do wystąpienia w ich imieniu na drogę sądową. Przewodniczący KPWiG zapowiedział, że skorzysta z takiego prawa. Zainteresowane osoby powinny do końca czerwca przesłać do komisji dokumenty, zawierające m.in. kopię umowy z WGI, informacje o wartości aktywów czy dyspozycję wypłaty zainwestowanych środków - informuje "Parkiet". Z sygnałów napływających do redakcji "Parkietu wynika", że osoby, które zerwały umowę z WGI do końca kwietnia, nie otrzymały do tej pory nawet tej części zainwestowanych środków, która miała być wypłacona w gotówce. Dom Maklerski WGI podał w połowie maja, że ma ok. 1000 klientów, z czego ok. 30 proc. złożyło dyspozycje wypłaty środków.
Prawo i Sprawiedliwość przygotowało jedną z najbardziej kontrowersyjnych propozycji zmian prawa. Projekt ustawy opracowanej przez partię Jarosława Kaczyńskiego umożliwia wywłaszczenie pół miliona mieszkań zakładowych - pisze "Gazeta Prawna" w tekście "Niekonstytucyjne wywłaszczenia". Własności mają zostać pozbawione osoby, które kupiły mieszkania w okresie od 12 listopada 1994 r. do 7 lutego 2001 r. za mniej niż 10 proc. wartości rynkowej. Autorzy projektu uważają, że zostały one sprzedane za bezcen osobom trzecim. Nie mogli ich natomiast wykupić najemcy - byli pracownicy przedsiębiorstw państwowych. Wywłaszczone mieszkania stawałyby się własnością gminy, chyba że właściciel sprzedałby je najemcy - za cenę nie wyższą, niż sam zapłacił. Odszkodowania dla właścicieli miałyby wypłacać gminy, które nie otrzymają na to dodatkowych pieniędzy. "Takie działania są sprzeczne z konstytucją, która zakłada możliwość wywłaszczenia wyłącznie na cel publiczny" - podkreślają eksperci.
Przegląd prasy przygotował
Sergiusz Sachno
Przegląd prasy
Od poniedziałku, 13 lutego 2006, publikujemy codzienny przegląd prasy. Możesz go zamówić w formie newslettera, odwiedzając stronę: http://www.wprost.pl/newsletter/