Walka o prawdę wymaga ofiar. Nawet w postaci prawdy

Walka o prawdę wymaga ofiar. Nawet w postaci prawdy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Walka z reżymem, który tłamsi wolność głoszenie prawdy, wymaga ofiar, nawet jeśli miałaby nią być prawda. Ta bolszewicka/faszystowska/jezuicka zasada (niepotrzebne skreślić) znajduje w pełni zastosowanie w walce o Wolny Tybet. A raczej w walce z Żółtymi, bo przecież o to tak naprawdę chodzi.
Kontynuuję temat, bo jest od świetnym przykładem manipulacji przez Środki Masowego Prania Mózgu.

Jak to śpiewał Jacek Kleyf w latach siedemdziesiątych w utworze Telewizja?

Świeże groby zawsze wzruszą
Obojętnie gdzie kopane
Jak porosną, wyjdzie na jaw
Kto szczuł i co było grane.


Gdy zaczęły się zamieszki w Tybecie, przez Środki Masowego Prania Mózgu przewaliły się poruszające materiały filmowe i zdjęcia przedstawiające siły porządkowe tłumiące manifestacje mnichów tybetańskich. Tu pałują, tam kopią, a tutaj gonią bezbronnych, a tu już wsadzają brutalnie do suk.

Tyle, że nie byli to policjanci chińscy, z tego prostego powodu, że były to manifestacje w Nepalu. Owszem, manifestowali uchodźcy tybetańscy ale policję nasłał miejscowy reżym. Z Tybetu nie mogło być żadnych materiałów, bo reżym w Pekinie dobrze pilnował, by nic wyciekło. Ale kto by się tam zajmował takimi detalami. Więc na ekranach telewizorów widać było obrazki z pałowania w Nepalu, a komentarz informował o represjach reżymu chińskiego.
Jak w dowcipie z czasów komuny:
Przychodzi facet do lekarza. - Panie doktorze, nie wiem co jest: co innego widzę a co innego słyszę.
A na to lekarz. – To niech pan tyle nie ogląda Dziennika TV.

Zresztą to też niecała prawda, że nie było żadnych materiałów. Były owszem amatorskie, zrobione przez turystów z Zachodu. Ale przecież nie dlatego nie zrobiły one kariery w mediach, że były słabej jakości. Miały istotniejszą wadę - przedstawiały agresywne zachowania... Tybetańczyków.

Decydujący cios w obronie wolości (no i prawdy) miał dopiero nadejść.
Tybetański rząd na uchodźctwie podał, że ,,większość agresywnie protestujących to chińscy policjanci przebrani za szaty mnichów’’.
Już mniejsza z tym, że tym samym przyznał, że protesty były agresywne. No ale na szczęście byli to przebierańcy. Odetchnęliśmy z ulgą, bo przecież wiemy, że mnisi buddyjscy nie mogą być nijak agresywni, tym bardziej, że im tego zabrania nasz Ojciec Święty Dalajlama.
I jak raz przez Internet zaczęto przesyłać stosowne dowody. Oto zdjęcia (zrobione z ukrycia, ma się rozumieć) przedstawiające chińskich milicjantów, przebierających się w szaty mnichów buddyjskich! A tu ich mamy Żółtków na dodatek Czerwonych! Jedno z takich zdjęć jak najszybciej opublikowała Rzepa.

Znacznie później, oczywiście z mniejszym ,,halo’’ ukazał się komunikat, przypominający dowcipy o radiu Erewań.
Słuchacz pyta. - Czy to prawda, że pojawiły się zdjęcia chińskich policjantów, przebierających się, by jako rzekomi mnisi robić zadymy?
- Tak, prawda. – odpowiada radio Erewań. -  Informacja wymaga tylko małych sprostowań. Owszem są takie zdjęcia, tyle, że zrobiono je kilka lat temu. I po drugie – owszem, przebierali się, tyle, że jako statyści dla potrzeb filmu. Poza tym, darogoj tawariszcz, cała informacja była prawdziwa.

W każdym razie o b i e k t y w n i e prawdziwa – bo służyła słusznej walce: o Wolny Tybet.

Zresztą o jaki Wolny Tybet chodzi – przecież to jasne, że chodzi o to, żeby dowalać Żółtym Czerwonym.
(Co ciekawe, są oni teraz znacznie mniej Czerwoni, niż ich rodzimi i zagraniczni krytycy, łącznie z niektórymi tzw. prawicowymi).

Przykładem dwie gazety: Gazeta Polska i Polityka. Niby odmienne a jednak...

Kwietniowe wydanie GazPolu w znacznej części poświęcone jest Chinom. Już okładka mówi wszystko – koła olimpijskie zrobione z drutu kolczastego i napis KRWAWA OLIMPIADA.

Spośród kilku tekstów zwraca uwagę szczególnie jeden. O prześladowanych przez reżym chiński członkach Falung Gong.
Niestety artykułu nie zawiera wielu istotnych informacji.
Nie ma np. nic o założycielu sekty. A to ciekawa postać - pan Li Homgzhi był trębaczem w orkiestrze strażników leśnych gdzieś na prowincji Chin. Jak sam twierdzi, w dzieciństwie jego nauczycielami byli wybitni mistrzowie buddyzmu i taoizmu, choć z jakiś powodów ich nazwiska trzyma w tajemnicy.
Już jako dziecko posiadł następujące umiejętności: lewitował, znikał i przenosił się w różne miejsca. Nie dziwi więc, że przy okazji odkrył prawa rządzące ludzkością i poznał jej przyszłość. ,,Beze mnie nie byłoby wszechświata’’ - odpowiada skromnie na pytanie, kim naprawdę jest, gdyż to oczywiste, że nie jest zwykłym trębaczem orkiestry strażników leśnych.
Odkrył też straszną prawdę, że kosmici podmieniają dusze ziemianom na swoje. Jako antidotum na taką niewesołą perspektywę zaleca specjalne ćwiczenia gimnastyczne. Owa gimnastyka może doprowadzić pilnie ćwiczących do tego, że mistrz uruchomi w ich brzuchu Koło Prawdy czyli Falun. Najbardziej gorliwym gimnastykom jest w stanie otworzyć nawet Trzecie Oko.

Sekta zdobyła w Chinach ogromną popularność. Niewątpliwie przyczynił się do tego upadek doktryny komunistycznej i gwałtowne przemiany społeczne.
Oczywiście można nawet przyjąć, że reżym pekiński (sekta głosi hasła tolerancji, cierpliwości itp.) sprzyjał powstawaniu sekty (np. członkami jej byli wysoko postawieni aparatczycy komunistyczni!), aż wymknęła się ona spod kontroli. Np. zaczęła negować nowoczesną medycynę, przeciwstawiać się modernizacji Chin, atakować swoich krytyków itp.
Sekta rozpoczęła działalność misyjną w innych krajach m.in. Polsce.

Żeby nie było wątpliwości – używam pojęcia sekta, bo za taką jest uważana w wielu krajach, m.in. w USA. Porównywana jest do sekty Moona.

W każdym razie reżym w Pekinie rozpoczął prześladowania jej członków. Ich guru nie myślał robić za męczennika - opuścił Chiny (ale samolotem, nie lewitując, co nie przeszkodziło w niczym członkom sekty) i zamieszkał w USA. Niemniej męczennicy potrzebni są każdemu nowemu wyznaniu. I wówczas (kilka lat temu), pojawiły się oskarżenia ze strony Falun Gong o przeznaczaniu członków uwięzionych członków sekty na części zamienne.
Sekta rozpoczęła zdecydowaną akcję propagandową. M.in. dziennikarze różnych mediów (na świecie, w Polsce) otrzymywali materiały informujące o prześladowaniach (np. dotarły takie do red. "Wprost"). W wielu miastach odbywały się pokazy ćwiczeń, a przy okazji mówiono o sekcie. Udało się im nawet zainteresować swoją doktryną (choć nie całą, nie całą) studentów Uniwersytetu im kard. Wyszyńskiego!
W każdym razie akcja była dobrze zorganizowana i musiała kosztować niemało pieniędzy.
W materiałach był raport kanadyjskich ekspertów, zamówiony przez sektę, którzy wdrożyli śledztwo w sprawie ,,masowego mordowania członków Falun Gong w celu pozyskania narządów do przeszczepów’’.
A jak owi eksperci dotarli do tej strasznej prawdy? Trzeba przyznać, że dość prosto, ale pomysłowo. Oto, jak można wyczytać w materiałach, wynajęli detektywów mówiących po chińsku. A ci, niewiele myśląc rozpoczęli wydzwanianie po szpitalach w Chinach. I tu odbywały się mniej więcej takie dialogi:
- Macie może nereczki?
- Owszem, mamy. A ile potrzeba?
- Cztery. A one są od członków Falun Gong?
- Oczywiście, gwarantujemy jakość i źródło pochodzenia. A co pan życzy – od kobiety, mężczyzny, dziecka?
- Mężczyzny. A właściciel nerki wie, że zabrane mu będą te nerki?
- Nie wie ale się jednak dowie, chcąc nie chcąc, jak mu będziemy ją usuwać.
- No dobrze, to ja zamawiam te cztery. Płatność gotówką czy można kartą? Ale to na pewno nerki od Falun Gongowca?
Itd. Itp. Ot, tak po prostu. Warto może dodać, że według sekty, części od Falun Gongowców mają być szczególnie pożądane, gdyż są oni wyjątkowo zdrowi dzięki nadzwyczajnym mocom zawdzięczanym swemu guru.

Z raportu wynikałyby dwie prawdy – niestety dość sprzeczne.
Pierwsza to taka, że jeśli chodzi o zaopatrzenie w nerki i inne części zamienne w Chinach nie ma z tym problemu, co świadczy dobrze o władzach, które z dobrym skutkiem wdrażają reformy rynkowe.
I prawda odwrotna - że chiński reżym to banda idiotów, która tak prosto dała się podejść dwu ekspertom i ich detektywom przy ustalaniu strasznej prawdy.

W każdym razie wszystko to można było wyczytać w materiałach sekty propagowanych kilka lat temu. Cóż, w międzyczasie oskarżenia nie potwierdziły się a w ich wiarygodność nie wierzyli od początku nawet chińscy dysydenci, z Harrym Wu na czele. Ba, do sekty maja oni duży dystans, mając ją za narzędzie reżymu! W każdym razie teraz nawet na stronie internetowej sekty już ich nie ma.

Ale to nic straconego. Jeśli by ktoś chciał zapoznać się z raportem to obszerne jego fragmenty przypomniała kwietniowa Niezależna Gazeta Polska, która nie przejęła się tym, że prawdy tam zawarte nie zostały potwierdzone i sama sekta już ich nie lansuje.

No i co tam można wyczytać?
Oczywiście to wszystko co powyżej – czyli oskarżenia o przerabianie Falun Gongowców na części przez okrutny reżym. Ale nie tylko.
,,W istocie Falung Gong nie ma żadnych cech charakterystycznych dla pojmowania sekty’’ – pisze GazPolka, wbrew ustaleniom np. amerykańskiej organizacji Rick A. Ross Institude, zajmującej się analizowaniem sekt i pomocą z wychodzeniu z nich.
I dalej (korzystając wyłącznie z materiałów sekty!) redakcja konsekwentnie oddala oskarżenia, że mamy do czynienia z sektą. Z kolei nie pisze nic o kosmitach, lewitującym mistrzu, puszczającym koło w brzuchu itp.
Ewidentnie chce ukryć prawdę o sekcie!
Robertowi Tekieli (znanemu młotowi na sekty) uprzejmie zwracam uwagę, że propaganda sekty Falun Gong ukazała się w rzekomo prawicowej GazPolce. Niech natychmiast sprawdzi, czy Koło Prawdy pan Li Hongzhi nie puścił w brzuchu red. naczelnego Tomasza Sakiewicza. Niech też przyjrzy się uważnie, czy nie pojawia się mu na czole Trzecie Oko.
Polecam też uwadze, że redakcja nie zajęła się prześladowaniami katolików w Chinach!
Jak by kto pytał, ja materiały sekty wyrzuciłem od razu do kosza.

Cała to ekscytowanie się informacjami o rzekomym przerabianiu ludzi na części zamienne przez Chińczyków ma swój wzorzec, nieraz w historii dobrze się sprawdzający. Ciekawe, kto z Czytelników zgadnie o co chodzi? Dla ułatwienia dodam, że chodziło o oskarżenia o utaczanie krwi.

Wbrew temu co piszą w tejże GazPolce, elity liberalno-lewicowe nie mają słabości do Chin. Np. ogromną słabość do Chin ma niejaki George Bush, jeśli coś redakcji mówi to nazwisko. Otóż póki co wybiera się on na otwarcie Igrzysk do Pekinu. Może nie czytał GazPolki?
Dalaj Lama fetowany jest przede wszystkim przez środowiska liberalno-lewicowe.
Przecież u nas za akcją Wolny Tybet stoi Organ Michnika (i nie pozwolę mu tej zasługi odebrać, mimo sugestii zazdrosnych redaktorów GazPolki).
Wręcz odwrotnie – postępowcy mają pretensje, że kraj ten wkroczył na drogę rozwoju kapitalistycznego!.
Przykład? W tygodniku Politruka Jacek Żakowski przypuścił atak na Chiny. Niewiele się zresztą różniący od tego w GazPolce, choć trzeba przyznać, że inteligentniejszy, a przez to skuteczniejszy. Atak z powodu ich dynamicznego rozwoju, przy tym podszyty rasizmem, na dodatek ostrzegający przed zgubnymi skutkami demokratyzacji tego kraju! Tak, właśnie tak. Ale o tym za tydzień.

Za tydzień także:
- o prześladowaniach Tajwańczyków przez Chińczyków, o których milczy cywilizowany świat.
- jak Dalaj Lama wpuścił w maliny walczących o Wolny Tybet
- czy Chiny poprą walkę o Wolny Śląsk?

Ostatnie wpisy

  • "Niezwykle atrakcyjny" 11 listopada8 lis 2011W Warszawie zapowiadają się "atrakcje", jakich chyba nigdy dotąd nie odnotowano przy okazji Narodowego Święta Niepodległości. Szkoda tylko, że w tym zdaniu niezbędny jest cudzysłów.
  • Rozkaz: nie chwalić się11 sie 2011Inauguracja kampanii wyborczej Partii Przewodniej przeszła niezauważona -  afera wyborcza w Wałbrzychu i raport posła Andrzeja Czumy okazały się znacznie bardziej interesujące dla mediów. Na dodatek okazało się, że w czasie kampanii będzie jednak...
  • Kaczyński i pięćset kobiet20 lip 2011Sensacyjna wiadomość całkiem niedawno obiegła kraj - Jarosław Kaczyński, znany z zatwardziałego starokawalerstwa i ogólnej wstrzemięźliwości jeśli chodzi o kobiety, miał się spotkać nie z jedną, ba nawet nie z dwiema, ale od razu z pięciuset...
  • Kolczyk zamiast sierpa9 lip 2011Grzegorz Napieralski w swoim gabinecie zajęty był ważnymi dla partii sprawami - konkretnie ćwiczył przed lusterkiem swoje słynne uśmiechy. Był w tym mistrzem, ale wiedział, że nie wolno absolutnie zaniedbać niczego. Wybory zbliżały się szybkimi...
  • Uratuje nas koniec świata?25 cze 2011Nie tylko nadchodząca wielkimi kroki prezydencja, ale również kilka innych spraw spowodowało, że premier zaprosił do swojego gabinetu ministra Radka (dla przyjaciół Radosława) Sikorskiego. Donald Tusk zaczął od kwestii, która go niezmiernie...