Cywilizacyjne zapuszczenie wschodnich terenów Polski jest opisywane od dawien dawna, co znajdowało nawet odzwierciedlenie w literaturze. Akcja „Konopielki” Edwarda Redlińskiego toczy się w zapadłej wsi Taplary, gdzieś na Białostocczyźnie. Główny bohater, niepiśmienny chłop Kaziuk, patrząc na swego syna wracającego z dopiero co założonej szkoły, myślał: „Idzie, a taki ważny jakby kiełbase jad abo masło widział”. Z kolei Tadeusz Dołęga-Mostowicz, chcąc wykazać skrajnie prowincjonalne korzenie Nikodema Dyzmy, przypisał go do „Łyskowa, powiat hrubieszowski”, czyli do wschodniej Lubelszczyzny. Oczywiście dziś sytuacja jest dużo lepsza niż w poprzednim wieku. Co nie znaczy, że dobra.
Ścianę Wschodnią tworzy właśnie owych 5 biednych regionów: lubelskie, podkarpackie, warmińsko-mazurskie, podlaskie i świętokrzyskie. Ich podciąganiu w górę służą rządowe programy, z których aktualny nazywa się Programem Polski Wschodniej, wpisanym do Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju autorstwa wicepremiera Mateusza Morawieckiego.
Aby jednak zrozumieć wagę rządowych programów, trzeba przejechać się po Ścianie Wschodniej i zobaczyć te miasteczka z PRL-owskimi osiedlami wiszące na jednym czy dwóch większych pracodawcach. Albo wsie, w których nowoczesne architektonicznie domy i zabudowania gospodarcze ujrzymy znacznie rzadziej niż choćby w Wielkopolsce.
Rozwojowi wschodu kraju z jednej strony pomagały rządowe programy, z drugiej hamowały również rządowe, dziwne decyzje. Np. na zaniechaniu przez poprzednią koalicję rozbudowy sieci bramownic viaTOLL na Ścianie Wschodniej, pozwalających użytkownikom pojazdów w sposób elektroniczny wnosić opłaty za korzystanie z sieci dróg płatnych, skorzystali głównie rosyjscy przewoźnicy. Nie tylko, że nie musieli płacić opłat za użytkowanie polskich dróg, ale wjeżdżali do Polski z powiększonymi bakami, wypełnionymi dużo tańszym paliwem i oferowali swoje usługi przewozowe – oczywiście znacznie tańsze – kosztem polskich przewoźników, szczególnie tych z regionu Podlasia.
Ale były też decyzje dobre. Po zmianie ekipy rządzącej, która zrezygnowała z zakupu śmigłowców produkowanych we Francji, szansę na rozwój zyskały choćby takie firmy jak PZL Świdnik, jeden z najstarszych i najbardziej znanych na świecie producentów helikopterów. Zakład bierze udział w dwóch przetargach na dostawę w sumie 16 śmigłowców dla polskiej armii, oferując potężne i nowoczesne AW101. Wygranie tych przetargów oznaczałoby dla producenta z Lubelszczyzny (należącego do włoskiego koncernu Leonardo Helicopters) uzyskanie prawa produkcji tego śmigłowca w Polsce, co stwarzałoby szansę na wieloletni rozwój zakładu.
Na Ścianie Wschodniej pojawiają się też indywidualni inwestorzy, którzy wpisują się w program Morawieckiego. Np. polska Spółka BD Art Glass Lubelskie Huty Szkła zamierza wybudować hutę szkła płaskiego i uruchomić kopalnię piasku w Leszkowicach (powiat lubartowski). Inwestycja ma kosztować 400 mln zł i zapewnić w sumie ok. 800 miejsc pracy. Przy czym huta, dzięki zastosowaniu absolutnie innowacyjnych rozwiązań technologicznych, będzie jedną z najnowocześniejszych i pro-ekologicznych hut szkła na świecie. A rynek jest smakowicie perspektywiczny, bo normy unijne wymagają od producentów okien, aby od 2018 r. wszystkie miały trzy szyby, zaś od 2022 r. – cztery. Huta w Leszkowicach pozwoli więc znacząco ograniczyć import szkła z Chin czy Białorusi, no i wpłynie na rozwój regionu.
Bez mnożenia podobnie dobrych inwestycji i bez niwelowania skutków złych decyzji, Ściana Wschodnia owszem, będzie się powoli zbliżać do zachodniej i centralnej części kraju, a tym samym do Zachodu. Jednak zbyt powoli. A państwo, w którym kilka regionów nieustająco znajduje się na liście najbiedniejszych w UE, zawsze będzie traktowane jako mniej ważne, niżby mogło. Symbolicznych literackich Taplar czy Łyskowa drapacze chmur w centrum Warszawy nie zasłonią.