Program Operacyjny Orka zakłada pozyskanie trzech okrętów podwodnych dla naszej Marynarki Wojennej. Przenoszone przez nie pociski manewrujące są skutecznym orężem odstraszania, a Polska miała stać się jednym z nielicznych państw nim dysponujących. Nie wspominając już o tym, że dzięki zakupowi takich wyposażonych w rakiety okrętów Marynarka Wojenna wreszcie zyskałaby na znaczeniu. Wedle nie tak dawnych komunikatów przedstawicieli MON, kwestia wybrania partnera była nieomal przesądzona. Jednak przedstawiciele MON ulegli wymianie i okazało się, że kwestia ta w ogóle nie jest przesądzona. Zamiast odstraszać, raczej się ośmieszamy. I to jako państwo.
Oczywiście zagraniczni potencjalni kontrahenci widzą różnice pomiędzy kolejnymi kierownictwami polskiego resortu obrony. Widzieli, jak jedna ekipa przebierała nogami do zakupu leciwych konstrukcyjnie śmigłowców a zarazem wyczyniała dziwne łamańce przy okrętach, że kolejna podobno niemal dopięła sprawę okrętów, że obecna nie dopina, itd. itp.
Jednak per saldo chodzi o wizerunek całego państwa, jego organów władzy, administracji, systemu prawnego, antykorupcyjnego, obrony narodowej. Jego politycznych elit i ich zdolności do strategicznego myślenia. Realizacja Orki, a może raczej jej brak, ten wizerunek ośmiesza.
Zresztą nie tylko Orki, realizacja części innych programów modernizacyjnych też się od lat ślimaczy. To polskie ślimaczenie i grzęźnięcie w kolejnych „pracach analityczno-koncepcyjnych” obserwują Stany Zjednoczone, Francja, Niemcy, Włochy, Szwecja, Norwegia, Izrael, Turcja - czyli państwa zainteresowane jakimś udziałem w unowocześnianiu polskiej armii i naszego przemysłu obronnego. No i oczywiście obserwuje Rosja, której głowa państwa musi się szyderczo uśmiechać na widok tej ślamazarności. Szczególnie, że świat w dziedzinie zbrojeń wchodzi w fazę rewolucji technologicznej.
Na przykład trwają prace nad bronią hipersoniczną, czyli manewrującymi pociskami poruszającymi się z prędkością wielokrotnie większą niż dotychczasowe rakiety. Antidotum na broń hipersoniczną mogą być potężne działa elektromagnetyczne (w stworzenie takich dział zaangażowała się m.in. francuska stocznia Naval Group, ta sama, która proponuje nam swoje okręty podwodne typu Scorpène wraz z rakietami manewrującymi). Duże nadzieje pokłada się też w rozwoju dział laserowych.
Z kolei Amerykanie alarmują, że Chiny i Rosja mogą tuż po 2020 r. dysponować ASAT, czyli uzbrojeniem antysatelitarnym. Piękne perspektywy otwierają też systemy walki radioelektronicznej, mogące eliminować czy ograniczać systemy uzbrojenia przeciwnika. A o „niewidzialnych”, czyli bardzo trudnych do wykrycia okrętach, czy o samolotach bojowych piątej generacji nawet nie ma co wspominać.
Oczywiście o większości tych technologii nie możemy nawet pomarzyć (może z wyjątkiem systemów walki radioelektronicznej). Nie stworzymy kosmicznego rodzaju sił zbrojnych jak USA, Rosja czy Chiny. Lecz wożenie się przez lata z zakupem trzech okrętów podwodnych czy innych rodzajów już klasycznego uzbrojenia staje się cokolwiek groteskowe. Oczywiście sprzedaż trzech okrętów też jest łakomym kąskiem, lecz z drugiej strony bez przesady, rząd Australii zakupił w francuskiej Naval Group 12 takich okrętów, nota bene rezygnując z oferty niemieckiego koncernu TKMS jako technologicznie mniej atrakcyjnej. Francuskie Scorpène zakupiły też Chile, Malezja, Indie i Brazylia. Nie jest więc tak, że cała światowa zbrojeniówka zamarła w pełnym napięcia oczekiwaniu, od kogóż to polskie państwo kupi okręty w liczbie trzech, czy od kogo łaskawie kupi inne uzbrojenie.
Można się oczywiście pocieszać, że dużo bogatsi nie mają lepiej. Pełnomocnik Bundestagu do spraw obrony, Hans-Peter Bartels alarmuje, że niemieckiej marynarce wojennej brakuje sprawnych okrętów. Bo te rodzimej produkcji są dość, mówiąc delikatnie, zawodne.
Ale słaba to pociecha, bo to my sąsiadujemy z Rosją, która – jak niedawno poinformowała prezydent Litwy Dalia Grybauskaite - w obwodzie kaliningradzkim rozmieściła na stałe rakiety Iskander mogące przenosić głowice jądrowe. A w dodatku intensywnie pracuje nad zwiększeniem liczby jednostek uderzeniowych.
A tymczasem my powoli, bez pośpiechu, spacerkiem, kontynuujemy „prace analityczno-koncepcyjne”. Zawsze w końcu można powiedzieć, że mamy przełomowy patent na najbardziej niewidzialne okręty podwodne na świecie.