Zanim przejdziemy do refleksji, to wyjaśnijmy, czego mają dotyczyć, bo nie stawia się wozu przed koniem. Otóż jednym z elementów reformy Telewizji Polskiej, prowadzonej w czasach prezesury Juliusza Brauna, było ograniczenie zatrudnienia w spółce. Szukając oszczędności, w 2014 r. część pracowników przeniesiono na umowy do firmy zewnętrznej, spółki LeasingTeam. Co ciekawe, outsourcing nie dotknął ani dyrektorów, ani osób pracujących w TVP na stanowiskach administracyjnych. NIK już w 2015 r. alarmował, że wskutek przeniesienia wielu pracowników do LeasingTeam tylko 24 proc. zatrudnionych w spółce to pracownicy twórczy. Czyli TVP stała się urzędem, bo dziennikarze w wielu przypadkach zostali zmuszeni do przejścia na rozliczenie z LT.
Taki skutek reformy zakwestionował ZUS który stwierdził, że dziennikarze faktycznie pracowali dla TVP jak przed reformą, więc to TVP powinna odprowadzać składki ZUS. I oto Sąd Okręgowy w Warszawie stwierdził kilka dni temu, że umowa dotycząca outsourcingu pracowników, zawarta w 2014 r. przez ówczesne kierownictwo TVP, była fikcją, zaś faktycznym pracodawcą pozostawał publiczny nadawca. Uprawomocnienie się wyroku da ZUS możliwość wyegzekwowania od TVP zaległych składek za pracowników fikcyjnie przeniesionych do firmy zewnętrznej – i to od lipca 2014 r. Obecnie przed sądami toczy się około 80 spraw z tego tytułu między TVP a ZUS. Chociaż Telewizja Polska nie chce podawać kwoty, jaką może stracić z powodu decyzji z 2014 r., to w grę wchodzi wiele milionów złotych. Kwota z pewnością wpłynie na i tak trudną sytuację finansową państwowej spółki.
A teraz refleksje. Pierwszą zacznijmy od powtórnego przeczytania tytułu niniejszego felietonu. Pomińmy, że operuje on skrótem myślowym, bo TVP nie jest prywatną własnością ani pana Kurskiego, ani pana Brauna. Ale popatrzmy na inny tytuł który ukazał się na jednym z najpoczytniejszych portali: „Telewizja Kurskiego może zapłacić ZUS-owi miliony. Bo chciała zaoszczędzić na pracownikach”. I co Szanowni Czytelnicy powiedzą o takim skrócie myślowym? Wiadomo, że część internautów zadowala się czytaniem samym tytułów nie wgłębiając się w treść artykułów, bo tematyka wydaje się im średnio interesująca. W podświadomości takich internautów pozostanie jednak myśl – którą ze względu na przyzwoitość ocenzurujmy: „Kurski, ten (…) chciał (…) pracowników a my, podatnicy, za to zapłacimy grubą forsę”.
Refleksja wydaje się oczywista, czyli że doszło do manipulacji, że jest to niemoralne itd. Ale dajmy sobie spokój z moralizatorskimi okrzykami, bo manipulowanie stało się normą. Bardziej chodzi o refleksję, abyśmy nie poprzestawali na powierzchownej wiedzy i nie korzystali z jednego źródła informacji, gdyż inaczej wychodzimy na wałów, którymi sterować łatwiej niż kajakiem.
Refleksja druga dotyczy odpowiedzialności. Wszak pan Braun z jego, no niech będzie, reformą, nie jest wyjątkiem. Mamy sporo przykładów decydentów z obszaru życia publicznego którzy tworzyli dziwne konstrukcje prawne czy podejmowali przedziwne decyzje gospodarcze. I jaką za to ponosili odpowiedzialność? Na ogół żadną.
Juliusz Braun, jako członek Rady Mediów Narodowych, z pasją i zaangażowaniem krytykuje Jacka Kurskiego. Czy skrytykuje siebie jeśli wypłata milionów ZUS-owi stanie się koniecznością? Czy powie „mea culpa”? Walnie się w piersi, aż na Woronicza usłyszą? Byłoby to zaskakujące, ponieważ kwestia odpowiedzialności w naszym życiu publicznym przypomina słynną anegdotę, jak to jeden z aktorów grających w dobranocce „Miś z okienka” myśląc, że wyłączono kamery, wesoło rzucił: „A teraz, kochane dzieci, pocałujcie misia w d…„