Dotychczas dyplomaci Państwa Środka nie mieli prawa wstępu na teren Parlamentu Europejskiego (stosunki między dwoma największymi parlamentami świata: Ogolnochińskim Zgromadzeniem Przedstawicieli Ludowych a europarlamentem są oficjalnie zamrożone). Od dwóch tygodni reprezentanci chińskiego MSZ, zarówno ambasady bilateralna czyli przy Królestwie Belgii,,jak i misji przy UE wchodzą do Parlamentu Europejskiego. Dla większości są to pierwsze w życiu wizyty w tym największym – 720 deputowanych – „Sejmie” w Europie.
Ta swoista odwilż w relacjach Bruksela-Pekin jest oczywistą reakcją na wojnę handlową między Stanami Zjednoczonymi Ameryki a Unią Europejską. Przewidywałem to od wczesnej jesieni ubiegłego roku, a więc od kiedy coraz bardziej prawdopodobne stawało się zwycięstwo byłego prezydenta Donalda Johna Trumpa, a co za tym idzie naprężenie w relacjach USA-UE i USA -ChRL. I tak się stało.
„Anty-chiński” kurs Unii Europejskiej w ostatnich latach wynikał z dwóch powodów. Po pierwsze była to dość bezrefleksyjna polityka „kopiuj-wklej” tego, co robili względem Pekinu Amerykanie. Istotny wpływ na to miało osobiste nastawienie Ursuli Gertrud von der Leyen,która trawestując przysłowie o byciu bardziej papieskim od papieża – w świadomy sposób była bardziej amerykańska niż Stany Zjednoczone. Prowadziło to do publicznych różnic zdań wewnątrz instytucji unijnych, bo gdyby niemiecka przewodnicząca Komisji Europejskiej robiła USA „dobrze” to szef unijnej dyplomacji – Hiszpan (Katalończyk) Jose Fontenelles Borrell prowadził politykę bardziej zrównoważoną i różniąca się od USA w stosunku do niektórych regionów. Podobnie skądinąd rywal von der Leyen o wpływy na unijnym boisku – były premier Belgii i przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michell.
Ten „kurs na USA” niemieckiej szefowej KE wynikał z jej zabiegów o stanowisko sekretarza generalnego NATO – a w tej kwestii poparcie „Jankesów” jest kluczowe.
Drugim powodem odchodzącego już w przeszłość mega-krytycznego wobec Chin stanowiska Unii Europejskiej była zmiana nastawienia Niemiec. Jeszcze przed dekadą ten największy przyjaciel Pekinu w Unii potrafił wymusić na reszcie państw czlonkowskich zawarcie 10-letniego układu o współpracy między UE a ChRL i to jeszcze w okresie... między Świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem. Berlin budował Chińczykom najszybszą kolej na świecie i fabryki (niemieckich) samochodów i miał największe obroty handlowe z Chinami ze wszystkich państw członkowskich Unii. To się gwałtownie zmieniło jak okazało się, że chińskie – a nie niemieckie – samochody elektryczne zalewają Stary Kontynent, a chińskie wiatraki produkujące prąd wypierają niemieckie. RFN z orędownika zbliżenia z ChRL stała się dość szybko orędownikiem "powstrzymywania" Chin, a jej europosłowie zaczęli aktywnie działać w PE na rzecz Tajwanu i Tybetu.
Teraz historia zatoczyła koło. USA Trumpa wymusiło kroki do normalizacji stosunków między UE a Chinami. Nie jest jednak spektakularna zmiana, a raczej powolny proces.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.