Krwiożerczy system edukacji

Krwiożerczy system edukacji

Szkoła, uczeń
Szkoła, uczeń Źródło: Fotolia / contrastwerkstatt
Rodzice nie chcą posyłać sześciolatków do szkół. I wcale im się nie dziwię.

Jak poinformowało Ministerstwo Edukacji Narodowej, rodzice aż 95,9 proc. sześciolatków zdecydowali, że ich dzieci pozostaną w wychowaniu przedszkolnym. Tylko 3,3 proc. dzieci (12,9 tys.) rozpoczęło naukę w I klasie szkoły podstawowej, w bieżącym roku szkolnym.

Zgodnie z obecnym prawem, rodzice mogą, ale nie muszą posyłać sześciolatków do I klasy. I jak widać, nie palą się do tego. Powodów może być wiele, warunki do nauki, program nauczania itd., ja zwrócę uwagę na jeden: po wprowadzeniu egzaminów dla uczniów podstawówek (oraz gimnazjów), szkoła może się kojarzyć z bezwzględną rywalizacją. Nad wszystkimi wisi egzamin po VIII klasie (pomijam likwidowane gimnazja), który ma ogromny wpływ na to, kto do jakiej szkoły na dalszym etapie edukacji się dostanie. Jak w jakiejś opowieści science-fiction o przeregulowanym społeczeństwie. Osobiście wolałem stary, zdecentralizowany system, gdy szkoły ponadpodstawowe same określały w jaki sposób i co chcą sprawdzać u kandydatów. We współczesnym świecie, stwarzającym tak ogromne możliwości ale i pełnym wyzwań, edukacja w dzieciństwie powinna być ekscytującą przygodą, a nie życiem w cieniu egzaminu. Szkoła powinna kojarzyć się z nauką, nie z przygotowaniem do wyścigu szczurów. A podobno to kapitalizm jest krwiożerczy. Kto puści dziecko wcześniej do szkoły, jeśli będzie ono na gorszej pozycji wobec starszych rówieśników, przez co może nie dostać się do wymarzonej szkoły ponadpodstawowej? Tylko najodważniejsi i najbardziej zdeterminowani.

Jestem za wyborem rodziców. Ale w obecnym systemie edukacji nie mają wielkiego wyboru.

Źródło: Wprost