Sławomir Cenckiewicz w rozmowie z dziennikarką „Dziennika Gazety Prawnej” Magdaleną Rigamonti stwierdza, że „nie nazwałby się żołnierzem Macierewicza”, a po prostu jego współpracownikiem. Dopytywany, dlaczego minister obrony narodowej tak go lubi, odpowiada: – Kiedyś powiedział, że mu przypominam historyka, którego najbardziej cenił – Pawła Wieczorkiewicza. To porównanie przesadne i niezasłużone, ale może to jakieś wytłumaczenie. Chyba ceni moje pisarstwo historyczne.
Historyk stwierdza też, że dzięki współpracy z szefem MON może załatwić wiele rzeczy w Wojskowym Biurze Historycznym. – Powołując się na Macierewicza, mogę wszystko załatwić. No może prawie wszystko. Nową wykładzinę do biura i czytelni załatwiałem na hasło Macierewicz, czytelnię też powiększałem – opowiada i dodaje, że „minister wie, że tak się tu (w WBH – red.) funkcjonuje”.
Cenckiewicz w wywiadzie dla „DGP” wspomina też m.in., jak na początku swojej pracy w gdańskim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej znalazł „kwit, którego nie powinien nigdy znaleźć”, czyli dokumenty wskazujące na współpracę byłego prezydenta Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa.
„Polityka to jest marketing”
W rozmowie Cenckiewicz stwierdza też: – Dla mnie postawa większości polskiej centroprawicy, której emanacją jest towarzystwo skupione wokół tygodnika ''wSieci'' jest nie do przyjęcia.Ta afirmacja wszystkiego, co w polskiej historii się wydarzyło, to gloryfikowanie, to interpretowanie historii i sprzedawanie jej jako heroicznej i zwycięskiej prawdy historycznej. Później historyk wyjaśnia, że taka romantyczna czy też powstańcza postawa jest mu obca, ponieważ jest pragmatykiem.
Pojawia się też wątek ewentualnego przejścia do polityki, którą Cenckiewicz ocenia jako marketing. – Polityka to jest marketing. A jak marketing, to propaganda, więc rodzaj uproszczenia, manipulacji – ocenia historyk. Zapewnia jednocześnie, że twardo stąpa po ziemi i „wie, że dla historyka nie ma miejsca w polityce”.
Cały wywiad w piątkowym wydaniu „Dziennika Gazety Prawnej”: