Karczewski: Żadna władza nie zrobi tak, że nie będzie kolejek na SOR-ach

Karczewski: Żadna władza nie zrobi tak, że nie będzie kolejek na SOR-ach

Stanisław Karczewski
Stanisław Karczewski Źródło: Newspix.pl / Marek Dembski
To, co wydarzyło się w Sosnowcu, przez długi czas stanowiło temat numer jeden w mediach. Śmierć 39-latka, który przez długi czas czekał na udzielenie pomocy, rozbudziła na nowo dyskusję na temat sytuacji polskiej służby zdrowia. Do tej kwestii odniósł się też marszałek Senatu Stanisław Karczewski.

– To jest przypadek, który natychmiast powinien być hospitalizowany – pewno nie w tym szpitalu tylko w specjalistycznym szpitalu, w oddziale chirurgii naczyniowej. Natychmiast ten pacjent powinien być przewieziony do takiego szpitala – powiedział odnosząc się do śmierci 39-latka w Sosnowcu. W „Porannej rozmowie” RMF FM skomentował także sytuację, jaka panuje na SOR-ach. – Żadna władza nie zrobi tak, że nie będzie żadnej kolejki. Lekarz i personel, który pracuje, powinien dokonać odpowiedniej selekcji. Widząc takiego chorego natychmiast powinna być interwencja – dodał.

twitter

Marszałek Senatu został zapytany także o to, czy podobają mu się „Wiadomości” TVP. Odpowiedział twierdząco, dodając później, że „ogląda TVN i TVN mu się nie podoba”. Podczas rozmowy poruszono także kwestię strajku zapowiadanego przez nauczycieli. Karczewski ocenił, że rozmowy rządu z ZNP można nazwać „dialogiem”, chociaż obie strony wciąż nie osiągnęły konsensusu. – Pani premier Beata Szydło jest świetnym negocjatorem, świetnym politykiem. Rozmawiała i będzie rozmawiać. Jestem przekonany, że dojdziemy do porozumienia – podsumował.

Co wydarzyło się w sosnowieckim szpitalu?

Bulwersująca historia została opisana przez Annę Siwecką – szwagierkę 39-letniego Krzysztofa. Z relacji kobiety wynika, że mężczyzna w poniedziałek 18 marca trafił na izbę przyjęć szpitala przy ul. Zegadłowicza w Sosnowcu. Pojawił się tam około godz. 10:30 z polecenia lekarza rodzinnego, który na skierowaniu zaznaczył, że przyczyną opuchnięcia nogi są naczynia krwionośne. „Wszystko wskazywało na zator, stan zagrażający życiu. Mimo to dostał (szwagier kobiety – przyp. red) kolor zielony z oczekiwaniem powyżej 4 godzin. Z nogi cały czas sączył się płyn z krwią. To co widać na zdjęciu powstało w ciągu zaledwie 15 minut. Takich śladów płynu pozostawił po sobie mnóstwo na całej izbie, w windzie, toalecie... Nikogo to nie zainteresowało” – napisała pani Anna.

Z relacji kobiety wynika, że lekarze zainteresowali się 39-latkiem dopiero około godz. 12, kiedy mężczyzna został poddany badaniu drożności żył. Później znowu musiał czekać na izbie przyjęć. Stopniowo tracił głos, bełkotał, a po próbie podniesienia się z wózka, tracił równowagę. „Był roztrzęsiony. Rano rozmawiał i zachowywał się normalnie. Kiedy mąż mówił o tych objawach napotkanym na izbie lekarzom został zignorowany. Nawet nie zmierzono poziomu glukozy zwykłym glukometrem. Krzysztof był zdrowy. Pomagał innym, przez lata honorowo oddawał krew, był zawsze przy tym badany” – czytamy w poście Siweckiej.

„Zmarł na izbie przyjęć”

Mąż pani Anny poprosił lekarzy o wykonanie podstawowego badania krwi, jednak ci nie spełnili jego prośby. Kobieta przekonuje, że w tym samym czasie na izbie przyjęć było jedynie kilka osób, a lekarze pojawiali się często. „Pomimo próśb żaden z nich nie zajął się profesjonalnie męczącym się szwagrem. Tylko zdawkowe pytania, boli? jak się pan czuje? Jedyną osobą która zajmowała się Krzysztofem była pani sprzątająca która co 15 minut wymieniała ręczniki spod nogi. Jak powiedziała następnego dnia jedna z pielęgniarek, jak pracuje już ponad 20 lat, takiej nogi jeszcze nie widziała” – relacjonowała Siwecka.

Po godz. 17 mężczyźnie zmierzono ciśnienie. „66/46 to stan zapaści. Obecna już wtedy mama Krzyśka prosiła pielęgniarki o pomoc. Krzysztof powoli tracił życie. O 19.20 do szwagra została skierowana pani psychiatra bądź psycholog (sic!) stwierdziła że potrzebna jest natychmiastowa pomoc lekarska. W tym czasie Krzysiu zwymiotował i stracił przytomność. Był kilkakrotnie reanimowany. Po 21 została wezwana karetka by przewieźć go do Chorzowa. Nie zdążył tam pojechać. Zmarł na izbie przyjęć około 22.00” – czytamy w opisie historii.

Czytaj też:
Najnowszy sondaż. Polacy nie chcą strajku nauczycieli podczas egzaminów