Są jednak miasta, które wybitnie nie dały sobie rady z transformacją ustrojową.W czasach PRL-u tętniło tam życie, zarówno społeczne jak i gospodarcze. Po 1989 roku jedno po drugim zaczęły „się zwijać”. Czasami są to całe regiony biedy, a czasami kilka kilometrów od upadłego miasta, istnieje prawdziwa oaza bogactwa. Tutaj nie ma żadnej reguły.
W najnowszym „Wprost” opisujemy tzw. miasta upadłe. Dobitnym przykładem takiego miasta są pod-białostockie Łapy. Miasto zaczęło rozkwitać wraz z oddaniem do użytku kolei warszawsko-petersburskiej w 1862 roku. Wówczas Francuzi uruchomili także potężny zakład naprawy parowozów i wagonów. W szczytowym momencie, w przededniu II Wojny Światowej, firma zatrudniała ponad 2 tys. osób. Łapy liczyły wówczas niecałe 8 tys. mieszkańców. W PRL-u powstała tam także jednak z największych cukrowni w Polsce. Dwa potężne zakłady w liczącym wówczas niecałe 16-tys. mieszkańców mieście oznaczały prawdziwe Eldorado. Niestety niemal jednocześnie – w przeciągu jednego roku – zamknięto oba zakłady.
– Takiego uderzenia Łapy nie mogły wytrzymać – mówi Marcin Leoszko ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, mieszkający na co dzień w
Białymstoku. – To cios, który powaliłby o wiele większe i silniejsze ośrodki. Pojawiło się gigantyczne bezrobocie, którego nie dało się zbić w żaden sposób. Tym bardziej, że cały region miał problem z pracą.
Więcej o tym jak upadały polskie miasta i co było tego przyczyną piszemy w najnowszym numerze „Wprost”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.