Emilia, która dyskredytowała sędziów, wydała oświadczenie. „Cały hejt robiłam dla Polski”

Emilia, która dyskredytowała sędziów, wydała oświadczenie. „Cały hejt robiłam dla Polski”

Komputer, zdj. ilustracyjne
Komputer, zdj. ilustracyjne Źródło: Fotolia / StockPhotoPro
Nie milkną echa afery związanej z dyskredytowania sędziów w internecie. Ze stanowiska wiceszefa resortu sprawiedliwości zrezygnował Łukasz Piebiak, a stowarzyszenie Iustitia domaga się powołania komisji śledczej. Głos w sprawie zabrała Emilia, która miała odpowiadać za hejt wobec przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości.

Oświadczenie Emilii (jej nazwisko znają dziennikarze Onetu, jednak nie zdecydowali się na jego ujawnienie) opublikowała „Gazeta Wyborcza”. Kobieta podkreśliła, że zaangażowała się w rozsyłanie kompromitujących materiałów na temat sędziów sprzeciwiających się zmianom w sądownictwie nie robiąc tego „dla siebie, ani dla pieniędzy”. „To nie jest jakiś spisek. Ani nikt mnie nie kupił” – dodała. Podkreśliła, że „jest zwykłą polską dziewczyną, jakich wiele”. „Chciałam mieć dom, rodzinę, kochającego męża, dzieci. Kocham Polskę, moje serce było i jest po prawej stronie” – zaznaczyła.

„Chciałabym umieć cofnąć czas”

Internetowa hejterka ujawniła także motywacje swoich działań. „Tak, ten cały hejt robiłam dla Polski. Ponieważ wierzyłam, że walczę ze złymi ludźmi. Przyjmowałam za prawdę, że Polsce szkodzi kasta, czyli konkretni sędziowie, którzy sprzeciwiają się robieniom porządków w wymiarze sprawiedliwości. Jak to, takie indywidua miały być polskimi sędziami? Miały wydawać wyroki w imieniu Polski z polskim godłem na pierwszej stronie? Mieli dalej krzywdzić ludzi? Byłam naiwna, wierzyłam, że proszą mnie o pomoc ci lepsi, ci, którym Polska, a nie własna kariera i kieszeń leżą na sercu. Patrioci, prawdziwi Polacy” – zaznaczyła.

Emilia w wydanym komunikacie stwierdziła, że „została zdradzona i upodlona” oraz przybyło jej nowych wrogów w postaci „osób, na które hejtowała i osób, które ją do tego hejtu zaangażowały”. „To, co robiłam, było obiektywnie złe. Nie da się tego usprawiedliwić. Przepraszam tych, których hejtowałam. Żałuję tego. Chciałabym umieć cofnąć czas” – podsumowała.

O co chodzi w sprawie?

Onet dotarł do osoby, która w porozumieniu z wiceministrem Łukaszem Piebiakiem miała zajmować się internetowym hejtem i rozsyłaniem kompromitujących informacji na temat polskich sędziów. Dziennikarze zaprezentowali screeny z wymienianych w tym temacie wiadomości. Jednym z celów akcji był szef „Iustitii”, największego stowarzyszenia sędziowskiego.

„Pomysł mam taki. Rozesłać to anonimowo do wszystkich oddziałów Iustitii. I do samego zainteresowanego. Gazety odpadają bo brak dowodów. Mam nr do męża kochanki. Jest możliwość skorzystać z bramek internetowych lub z karty sim, ale nie mam jej na kogo zarejestrować. Mogę zagadać z R. [tu pada nazwisko znanego dziennikarza TVP]. Może on pogrzebie ale brak źródła i dowodów, trochę kiepsko. Jakie jest Pana zdanie? I czy ogólnie nam coś to da. Czy nam pomoże?” – pytała wiceministra Emilia.

„Myślę, że da i pomoże. Ważne, żeby się przeszło choćby i po Iustitii z kim mamy do czynienia. Ludzie to rozniosą, a Markiewicz przygaśnie wiedząc co na niego jest. Może Kuba (jak wynika z innych wiadomości, które widzieliśmy, chodzi o Jakuba Iwańca, bliskiego współpracownika wicemin. Piebiaka) miałby pomysł jak to rozpowszechnić, nie zostawiając śladów?” – miał odpowiedzieć Piebiak. Rozmówczyni polityka czuła, że jej działania są nie tylko nieetyczne, ale mogą mieć też inne konsekwencje. „Mam nadzieję, że mnie nie wsadzą” – pisała w kontekście tej samej operacji. „Za czynienie dobra nie wsadzamy” – odpisał jej wiceminister sprawiedliwości.

Czytaj też:
Sędziowie ze stowarzyszenia Iustitia chcą powołania komisji śledczej ws. afery Piebiaka

Źródło: Gazeta Wyborcza / Onet