Witkowski: Byłem na cudzej stypie. To mnie najbardziej przeraziło

Witkowski: Byłem na cudzej stypie. To mnie najbardziej przeraziło

Pogrzeb - zdjęcie ilustracyjne
Pogrzeb - zdjęcie ilustracyjneŹródło:Shutterstock / Alzbeta
W nudne, upalne niedzielne popołudnie, które nie wróżyło żadnych atrakcji poza sjestą, wybrałem się na obiad do mojej ulubionej restauracji na osiedlu.

Zapomniałem na śmierć, że knajpa ta w weekendy ma tak zwane „grupy”, a ja jako jednostka nastawiona do życia wybitnie indywidualistycznie, nie cierpię siedzieć w cudzej grupie. Przypomniałem sobie o tym dopiero, gdy po pięciu minutach błogiej samotności nagle cała sala wypełniła się ludźmi, których od razu zakwalifikowałem jako „niedzielnie ubrana rodzina”.

Dostałem stoliczek gdzieś z boku, po czym przestano się mną w ogóle zajmować, bo oczywiście mieli „tabakę” (określenie kelnerów oznaczające tyle, co „młyn” czy „sajgon”) z tak dużą grupą. Z rozmów szybko wywnioskowałem, że jest to stypa po pewnym mężczyźnie imieniem Kazimierz, który „odszedł tak nagle, zbyt nagle”.

Zdecydowanie, według wielu pozostałych przy życiu członków tej rodziny, mógł jeszcze żyć, lecz, niestety, nie dbał o siebie dostatecznie – narzekali, paląc beztrosko papieroski.

Z daleka dochodziła muzyka na żywo i to ona psychicznie mnie dobiła. Poczułem nagłą melancholię typową dla osób siedzących samotnie w upalne niedzielne popołudnie, pośród obcych ludzi, którzy mają stypę. Siedzę oto po uszy w cudzej stypie!

Artykuł został opublikowany w 34/2021 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.