"Białe miasteczko" zniknęło

"Białe miasteczko" zniknęło

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. A. Jagielak/Wprost 
Po 27 dniach zakończył się w niedzielę protest pracowników służby zdrowia przed kancelarią premiera w Alejach Ujazdowskich. "Białe miasteczko" zostało zlikwidowane, od rana zwijano namioty i transparenty, porządkowano trawniki. Pielęgniarki przyznały, że akcja nie przyniosła spodziewanego przez nie rezultatu ale nie czują się przegrane i zapowiadają inne formy protestu.

Zapowiedziały też, że wrócą do Warszawy 19 września. Wtedy ma się odbyć manifestacja poparcia dla służby zdrowia.

W niedzielę oficjalnemu zakończeniu protestu towarzyszą występy artystyczne. Zapowiedzieli się m.in. piosenkarka Danuta Błażejczyk, satyrycy: Tomasz Jachimek i Maria Czubaszek. Jak powiedziała Elżbieta Kufel z zarządu OZZPiP ostatnie namioty znikną w poniedziałek; na ich miejscu protestujący wysieją nową trawę.

Pikieta siedziby szefa rządu trwała od 19 czerwca. Wówczas to pielęgniarki zdecydowały się tam pozostać po kilkutysięcznym marszu pracowników ochrony zdrowia. Mówiły, że czekają na rozmowy z premierem Jarosławem Kaczyńskim, a potem na spełnienie ich postulatów, m.in. ws. podwyżek w IV kwartale tego roku. W tym czasie kilka sióstr prowadziło także protest głodowy. Kolejne tury rozmów z rządem nie przyniosły kompromisu, a w miniony wtorek zostały ostatecznie zerwane.

"Jesteśmy dumne z tego, że jesteśmy pielęgniarkami i położnymi, jesteśmy dumne z tego miasteczka, ale póki co nie ruszyłyśmy sumień strony rządzącej. To hańba jak zachowała się strona rządowa wobec protestujących pielęgniarek i położnych. Nie doczekałyśmy się do dzisiaj poważnych rozmów i dialogu, który powinien być w europejskim kraju" - powiedziała przewodnicząca OZZPiP Dorota Gardias.

Jak podkreśliła, stan ochrony zdrowia w Polsce wymaga reform. "To wszystko już dawno pękło, trzeba to pozbierać" -. - dodała.

Gardias zaznaczyła, że mimo likwidacji "białego miasteczka" w Warszawie protest w kraju trwa. "Będziemy dalej dbać o to, by pacjent był bezpieczny. My mamy pomysły. Widzimy ile jest potrzeb. Jeszcze raz wszystkim bardzo dziękuję. Nie likwidujemy +białego miasteczka+, my je po prostu opuszczamy, bo mamy dużo spraw do załatwienia" - powiedziała.

Pielęgniarki w rozmowach z PAP podkreślały, że nie czują się przegrane i wciąż liczą na wywalczenie podwyżek. Przyznały jednak, że zamknięciu miasteczka towarzyszy też smutek, wzruszenie i wdzięczność dla warszawiaków za życzliwość. "I złość na rządzących" - mówiły niektóre.

W niedzielę w kilku namiotach przeprowadzane były bezpłatne badania dla mieszkańców stolicy, w dowód wdzięczności dla wspierających ich warszawiaków. Podczas "białego weekendu" w miasteczku można było m.in. zmierzyć ciśnienie, tętno, poziom cukru.

Michał Kabat z Chodzieży, członek Zarządu Krajowego OZZPiP, był jednym z "weteranów" miasteczka, mieszkał w nim - z niewielkimi przerwami - od samego początku. "Czuję się zlekceważony przez rząd, przez osoby, które powinny z nami rozmawiać. To nie jest ani żal, ani ulga" - opisywał swoje odczucia w ostatnim dniu protestu.

Jak deklarowały protestujące pielęgniarki, "białe miasteczko" wytworzyło między nimi bliską wieź. "Czuję żal, że się rozstajemy, bo tworzyliśmy tutaj jedną wielka medyczną rodzinę. Szkoda, że się żegnamy, ale cieszę się, że się spotkamy we wrześniu" - mówiła Kufel.

Ani Kabat, ani Kufel nie wykluczyły, że we wrześniu "białe miasteczko" może powrócić. Liczą wciąż na porozumienie z rządem. "Prócz żądań płacowych chcemy również, a może nade wszystko, zmian systemowych w ochronie zdrowia" - podkreśliła Elżbieta Kufel.

pap, ss