Milicjant skazany za zabójstwo 3 osób przez MO w Lubinie

Milicjant skazany za zabójstwo 3 osób przez MO w Lubinie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Siedem lat więzienia, zmniejszone o połowę - to wyrok Sądu Okręgowego we Wrocławiu dla b. milicjanta Jana M., uznanego za winnego "sprawstwa kierowniczego" zabójstwa przez MO trzech demonstrantów w Lubinie w stanie wojennym w 1982 r. Wyrok nie jest prawomocny.

Proces Jana M., b. wiceszefa komendy miejskiej MO w Lubinie, toczył się po raz czwarty. Prokurator domagał się dla niego 9 lat więzienia; on sam prosił o uniewinnienie. M. nie było na ogłoszeniu wyroku.

Sąd uznał M. za winnego zabójstwa trzech osób w formie "sprawstwa kierowniczego", bowiem wydał on 31 sierpnia 1982 r. rozkaz użycia broni i ostrej amunicji, aby rozproszyć manifestację "Solidarności" w Lubinie. Od kul milicji zginęli wtedy Mieczysław Poźniak, Andrzej Trajkowski i Michał Adamowicz. Tajkowski i Adamowicz zginęli od postrzału w głowę. Poźniak doznał bardzo poważnych ran brzucha.

Sędzia sprawozdawca Zbigniew Muszyński, oddelegowany na ten proces z Wojskowego z Sądu Garnizonowego we Wrocławiu tłumaczył, że sąd skorzystał w przypadku M. z nadzwyczajnego złagodzenia kary i skazał go na 7 lat więzienia, bowiem od wydarzeń upłynęło 25 lat. "Gdyby oskarżony został skazany tuż po wydarzeniach, dawno temu wyszedłby z więzienia" - mówił Muszyński. Dodał, że na korzyść M. działa również "pozytywny tryb życia oraz fakt, że nigdy nie był karany". Ponadto sąd zdecydował się zmniejszyć karę oskarżonemu o połowę, korzystając z amnestii z 1989 r.

Jak tłumaczył PAP rzecznik prasowy Sądu Okręgowego we Wrocławiu Bogusław Tocicki, amnestia z 1989 r. była ostatnią amnestią w naszym kraju, ale pierwszą wydaną przez demokratyczne władze. "W myśl tej ustawy można złagodzić karę o połowę w przypadku kary orzeczonej w wymiarze do 10 lat więzienia. W przypadku M. można było zastosować amnestię, bo wcześniej sędzia nadzwyczajnie złagodził karę" - mówił Tocicki.

Sędzia Muszyński przypomniał, że na mocy tej samej amnestii zmniejszono kary dwóm pozostałym milicjantom, którzy zostali skazani we wcześniejszych procesach i już odbywają kary.

Według sądu Jan M. jest winny "sprawstwa kierowniczego", bowiem wiedział, że zwartym oddziałom NOMO i ZOMO wydano broń długą i amunicję bojową i tolerował strzelanie do manifestantów, godząc się na ewentualne skutki takiego rozwoju wypadków. "Nie podjął żadnych decyzji dotyczących przerwania strzelania, aby ostatecznie opuścić samowolnie stanowisko dowodzenia, godząc się tym samym na samowolę oddziałów zwartych" - uzasadniał wyrok sędzia. Przypomniał słowa jednego z przesłuchiwanych b. zomowców, który powiedział, że "M. rozpętał wojnę na ulicach Lubina i uciekł". M. w trakcie rozpraszania manifestantów 31 sierpnia 1982 r. pojechał na komendę i już nie wrócił na ulice Lubina, by kierować działaniami oddziałów MO.

"Działania takie mogą mieć miejsce tylko w kraju, gdzie organy porządkowe nie reprezentują społeczeństwa lecz partię lub rządzących. (...) Wyrok ma wywołać refleksję, że ci, którzy sprawują władzę z woli społeczeństwa, nie mogą nigdy przeciwko temu społeczeństwu występować. I nawet upływ czasu nie pozwala pozostać bezkarnym" - mówił Muszyński.

Sędzia przyznał, że wyrok z całą pewnością nie jest satysfakcjonujący dla rodzin zabitych, bowiem na ławie oskarżonych nie zasiedli bezpośredni sprawcy, których nigdy nie udało się ustalić. Przypomniał o zmowie milczenia, jaka panowała wśród funkcjonariuszy lubińskich, o przestrzelaniu broni, "dzięki" czemu nigdy nie ustalono, z której broni strzelano. Ostatecznie broń została sprzedana za granicę.

Muszyński dodał, że z raportów milicyjnych wynika, iż już po tragedii lubińskiej o całym zajściu mówiono w kategoriach sukcesu, gratulowano podwładnym dobrej służby i cieszono się z "pokonania przeciwnika". "Nikt nie pokusił się o refleksję, że milicja dopuściła się zbrodni zabójstwa" - mówił Muszyński. Dodał, że większa odpowiedzialność spada na dowodzących całą akcją niż szeregowych milicjantów, którzy wykonywali rozkazy.

Obecna na sali Stanisława Trajkowska, żona jednego z zabitych przyznała, że taki wyrok absolutnie jej nie satysfakcjonuje. "Gdyby dostał 15 lat byłabym zadowolona" - powiedziała Trajkowska. Nie potrafiła powiedzieć, czy będzie się odwoływać od wyroku. Również prokurator Edward Zalewski nie potrafił powiedzieć, czy to zrobi. Natomiast nie wiadomo, jakie plany ma oskarżony Jan M. Podczas ogłoszenia wyroku nie było ani jego, ani obrońcy z urzędu.

To czwarty proces Jana M. Wcześniejsze były umarzane z różnych przyczyn. Do tej pory do więzienia trafili: Bogdan G., b. z-ca komendanta wojewódzkiego MO w Legnicy, który został skazany na rok i trzy miesiące więzienia za kierowanie pacyfikacją tej samej manifestacji w Lubinie, oraz Tadeusz J., dowódca plutonu ZOMO, który został skazany na 2,5 roku więzienia.

Proces lubiński pierwszy raz rozpoczął się w 1993 r. Po dwóch latach sąd uniewinnił Bogdana G. z braku wystarczających dowodów. Janowi M. i Tadeuszowi J. umorzono postępowanie z powodu przedawnienia. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu w 1996 r. uchylił ten wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia.

Drugi proces rozpoczął się w 1997 r., ale i tym razem oskarżeni nie zostali ukarani. Sąd uznał, że są oni, co prawda, winni śmierci manifestantów, ale kara za to podlega umorzeniu, bo sprawę obejmuje amnestia z 1984 r. Sprawa ponownie trafiła do Sądu Apelacyjnego, który podobnie jak za pierwszym razem, uchylił wyrok ale ze względów proceduralnych. Pod uzasadnieniem wyroku podpisało się dwóch sędziów i czterech ławników, czyli o jednego za dużo.

Ostatecznie sprawę rozstrzygnął Trybunał Konstytucyjny. Zadecydował, że nie ma amnestii dla winnych zbrodni PRL, m.in. dlatego, że ich czyny nie były wtedy ścigane. Oznacza to, że wrocławski sąd nie mógł wobec oskarżonych ponownie zastosować amnestii z 1984 r.

pap, ss, ab