Zaskakująca sprawa sądowa z Małopolski. „Prawdziwy samuraj okazuje miłosierdzie”

Zaskakująca sprawa sądowa z Małopolski. „Prawdziwy samuraj okazuje miłosierdzie”

Samurajskie miecze. Zdjęcie ilustracyjne
Samurajskie miecze. Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Fotolia / Trinasist THA
Mieszkaniec podkrakowskiej miejscowości został skazany za zaatakowanie kuzyna mieczem samurajskim. Odwołał się od wyroku tylko po to, aby odzyskać wspomniane narzędzie, które zostało skonfiskowane. – Jestem całkowicie przesiąknięty ideami kodeksu bushido, a one mówią, że utrata miecza to świętokradztwo – tłumaczył mężczyzna.

Sprawę opisał portal krakow.naszemiasto.pl. Zamieszkujący wspólnie z siostrą dom pod Krakowem Robert B. jest zafascynowany Japonią, a zwłaszcza tradycją samurajów.

Robert B. wytwarzał samurajskie miecze

Fascynacja zaowocowała m.in. wytwarzaniem przez mężczyznę samurajskich mieczy, co stanowiło źródło godziwego zarobku. Co więcej, Robert B. deklarował, że w życiu kieruje się zasadami bushido, czyli samurajskiego kodeksu etycznego.

Pewnego dnia, w domu Roberta B. i jego siostry pojawił się ich kuzyn Konrad. W tym miejscu należy wyjaśnić, że rodzice Konrada wprowadzili się tymczasowo do wspomnianego rodzeństwa. Powód? „Ratujcie nas, bo nie możemy wytrzymać z naszym synem. (...) To prawdziwy potwór” – tłumaczyli rodzice Konrada.

Robert B. zgodził się na tymczasowe wprowadzenie się wujostwa, jednak z zastrzeżeniem, że Konrad ma zakaz wstępu do domu. Jak się później okazało, to właśnie rodzice dali Konradowi klucze do domu Roberta B. i jego siostry.

Sprzeczne zeznania oskarżonego i pokrzywdzonego

Robert B. dostrzegł Konrada w toalecie, której drzwi nie zostały zamknięte. Pasjonat Japonii ściągnął ze ściany jeden z mieczy, wetknął go za pas i udał się w kierunku nieproszonego gościa. Między mężczyznami wywiązała się kłótnia. I tu rozpoczynają się rozbieżności, co do dalszego przebiegu zdarzenia.

„Z relacji Roberta wynikało, że jeszcze w przedpokoju został mocno pchnięty przez Konrada, wybiegł na zewnątrz domu, ale ten za nim podążył i ponowił atak. Przestraszony, będący w szoku Robert wyciągnął zza pasa miecz i zadał nim jeden cios szarżującemu Konradowi. Ostrze ugodziło napastnika w prawą rękę (...) Konrad odmiennie zeznawał na temat pamiętnej wizyty. Zaprzeczył, by popychał w przedpokoju Roberta, choć nie krył, że do wymiany wulgaryzmów między nimi faktycznie doszło. W trakcie opisu przebiegu zdarzeń na zewnątrz budynku, zeznał, że pobiegł w kierunku Roberta i wówczas został uderzony mieczem. Oględziny miejsca zajścia obrazowały, że do zetknięcia mężczyzn musiało dojść znacznie wcześniej, tuż za drzwiami wejściowym, gdzie znajdowała się spora plama krwi” – relacjonuje portal krakow.naszemiasto.pl.

Sąd nie zgodził się, że doszło do usiłowania zabójstwa

Tak czy inaczej, Konrad doznał przecięcia zginacza nerwu łokciowego, ścięgna zginaczy, tętnicy łokciowej i promieniowej oraz uszkodzenia kości śródręcza. Prokuratura postawiła Robertowi B. zarzut usiłowania zabójstwa, a wszystkie miecze z jego domu zostały zarekwirowane.

Sąd, opierając się m.in. na opiniach biegłych, nie podzielił zarzutów prokuratury. Podkreślono, że cios był miarkowany, a Robert B. bez trudu mógł zadać kolejny cios mieczem. – Doszło w sumie do obrażeń, które nie zagrażają życiu pokrzywdzonego i to świadczy o braku zamiaru zabicia mężczyzny – tłumaczył biegły.

Sąd nie zgodził się jednak z twierdzeniami oskarżonego, jakoby działał w warunkach obrony koniecznej. Robert B. został skazany na półtora roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata oraz grzywnę w wysokości tysiąca zł. Sąd orzekł również przepadek miecza, który stanowił narzędzie przestępstwa.

Robert B. starał się odzyskać skonfiskowany miecz

Co ciekawe, Robert B. złożył apelację od wyroku, jednak nie w celu uniewinnienia czy obniżenia kary, lecz zwrócenia miecza. Tłumaczył, że konfiskata miecza jest zbyt dotkliwa. – Jestem całkowicie przesiąknięty ideami kodeksu bushido, a one mówią, że utrata miecza to świętokradztwo, a miłość do oręża jest jedną z podstawowych zasad tego kodeksu – argumentował mężczyzna.

Sąd Apelacyjny w Krakowie podtrzymał orzeczenie sądu pierwszej instancji i podkreślił, że oskarżony złamał zasady własnego kodeksu, gdyż samurajowi nie wolno atakować mieczem nieuzbrojonej osoby.

– Dlatego Robert B. sam się zhańbił, bo prawdziwy samuraj okazuje miłosierdzie, którego oskarżony nie okazał, atakując kuzyna mieczem. Nie był ani mężny, ani powściągliwy, ani godny, by być prawdziwym wojownikiem i dlatego miecza z powrotem nie dostanie – uznał Sąd Apelacyjny w Krakowie.

Czytaj też:
57-latka została pobita i zmarła na chodniku. Policjanci znaleźli ciało napastnika
Czytaj też:
Alkohol i bójka na firmowej imprezie TVP. Jeden z pracowników został zwolniony

Źródło: krakow.naszemiasto.pl