Zażyła tabletkę poronną, interweniowała policja. Pani Joanna: Teraz myślę, że trzeba było zwyczajnie kłamać

Zażyła tabletkę poronną, interweniowała policja. Pani Joanna: Teraz myślę, że trzeba było zwyczajnie kłamać

Policjant na służbie (zdjęcie sytuacyjne)
Policjant na służbie (zdjęcie sytuacyjne) Źródło:Policja
Pani Joanna, która po przyjęciu tabletki wczesnoporonnej, w asyście policji trafiła do szpitala, opowiedziała, jak przebiegała interwencja. –  Nie rozumiałam sytuacji i takiej ilości policji, która okropnie mnie traktowała – powiedziała kobieta w rozmowie z „Wydarzeniami” Polsatu. – Teraz myślę, że trzeba było zwyczajnie kłamać – dodała.

W kwietniu tego roku pani Joanna z Krakowa zdecydowała się na zażycie tabletki wczesnoporonnej, bo ciąża miała zagraża jej życiu. Po przyjęciu środka kobieta źle się poczuła i poinformowała o tym fakcie swoją lekarkę. Ta zawiadomiła policję. Następnie w asyście funkcjonariuszy pani Joanna trafiła do szpitala. O szokującym przebiegu interwencji opowiedziała w materiale, który ukazał się w „Faktach” TVN.

Sprawa pani Joanny. „Trzeba było zwyczajnie kłamać”

Swoją wersję wydarzeń kobieta przedstawiła też w rozmowie z „Wydarzeniami” Polsatu. – Powiedziałam, w jakim jestem stanie, że czuję silny niepokój i wydaje mi się, że nie jestem w stanie samodzielnie się uspokoić – relacjonowała pani Joanna, zaznaczając że nie ukrywała informacji, że wywołała poronienie. – Teraz myślę, że trzeba było zwyczajnie kłamać – stwierdziła kobieta.

Lekarka wezwała do pogotowie i policję do domu pani Joanny. Małopolska twierdzi, że interwencja nastąpiła „po zawiadomieniu służb przez lekarza psychiatrę o możliwej próbie samobójczej jego pacjentki i przyjęciu przez nią substancji niewiadomego pochodzenia”. – Powiedziałam, że nie chcę sobie nic zrobić, że to nie jest tego rodzaju sytuacja. Nie rozumiałam sytuacji i takiej ilości policji, która okropnie mnie traktowała – wyjaśniła pani Joanna.

Kobieta opowiedziała, jak potraktowały ją funkcjonariuszki już w szpitalu. Z jej relacji wynika, że weszły one do gabinetu tuż po badaniu i „kazały jej się rozebrać do naga, robić przysiady i kaszleć”. – Ale jeszcze krwawiłam, dlatego nie zgodziłam się na zdjęcie bielizny. Zostałam tylko w majtkach i wykrzyczałam im wtedy w twarz: „Czego wy właściwie ode mnie chcecie” – powiedziała pani Joanna w rozmowie z Polsatem.

Reakcja NIL i Ministerstwa Zdrowia

Do sprawy pani Joanny odniosła się Naczelna Izba Lekarska, która przekazała, że trwa postepowanie wyjaśniające. „Wedle uzyskanych przez nas informacji służby zostały zawiadomione ws. podejrzenia próby samobójczej. Lekarz, który podejrzewa taką próbę ma obowiązek powiadomić odpowiednie służby by ratować zagrożone życie” – przekazano. „Jednocześnie pragniemy podkreślić, że to co spotkało pacjentkę stanowi naruszenie praw pacjenta i mamy nadzieję, że sprawę z urzędu podejmie Rzecznik Praw Pacjenta” – dodano.

Z kolei Ministerstwo Zdrowia oświadczyło, że „policję poinformował lekarz leczący pacjentkę", a "informacja nie dotyczyła aborcji, czy też przyjęcia środka wczesnoporonnego, ale zagrożenia życia pacjentki". "Od strony medycznej postępowanie lekarzy i personelu szpitali było prawidłowe” – ocenił resort.

Czytaj też:
Policja zmienia oświadczenie ws. pani Joanny. Poprzednie usunięto
Czytaj też:
Pani Joanna odpowiada na oświadczenie policji. „Powiedziałam jasno: nie chcę sobie nic zrobić”

Źródło: Polsat/TVN/Wprost.pl