Polscy przewoźnicy protestują na granicy z Ukrainą. Kolejka pojazdów sięga za Chełm

Polscy przewoźnicy protestują na granicy z Ukrainą. Kolejka pojazdów sięga za Chełm

Sznur ciężarówek przed granicą z Ukrainą
Sznur ciężarówek przed granicą z Ukrainą Źródło:PAP / Wojtek Jargiło
Trzeciego dnia protestu polskich przewoźników sznur ciężarówek od ukraińskiej granicy osiągnął już wysokość Chełma. Przedstawiciele branży twierdzą, że bez zdecydowanych działań aż 80 proc. polskich firm może zbankrutować.

W poniedziałek 6 listopada o godz. 12:00 rozpoczął się protest przewoźników, którzy blokują wyjazd z Polski przez przejścia w Korczowej, Hrebennem i Dorohusku. Z pierwszych zapowiedzi wynikało, że akcja będzie trwała przynajmniej dwa tygodnie.

Protest na granicy z Ukrainą

– Protest będzie ciągły, czyli 24 godziny będziemy tutaj stali. Zablokujemy ruch transportowy, wiadomo – z wyłączeniem pomocy humanitarnej i pomocy dla wojska ukraińskiego. Będziemy przepuszczać jeden samochód na godzinę – poinformował w rozmowie z tvn24.pl Tomasz Borkowski z Komitetu Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu.

Protest ma doprowadzić do przywrócenia regulacji, które obowiązywały przed pełnowymiarową agresją Rosji na Ukrainę. Jak relacjonuje wspomniane źródło, przed rozpoczęciem wojny ukraińskie ciężarówki mogły wjeżdżać do Polski na podstawie specjalnego zezwolenia, a po 24 lutego 2022 roku ta regulacja została zniesiona.

Jednocześnie ustalono, że firmy zza wschodniej granicy nie mogą wozić towarów między państwami . Zdaniem polskich przewoźników ta kwestia nie jest w odpowiedni sposób kontrolowana. – Te samochody w większości przyjeżdżają puste, pobierają ładunki z Polski i wywożą to na całą Europę. Zabierają po prostu naszą pracę – tłumaczył Bartosz Jasiński, właściciel firmy transportowej, którego słowa cytował portal tvn24.pl.

Trzeci dzień protestu przewoźników

Trzeciego dnia protestu polskich przewoźników sznur ciężarówek od ukraińskiej granicy osiągnął już wysokość Chełma. Przedstawiciele branży twierdzą, że bez zdecydowanych działań aż 80 proc. polskich firm może zbankrutować. Przez blokadę przejeżdżać mogą jedynie transporty wojskowe, z paliwem, łatwo psującej się żywności oraz z pomocą humanitarną. W pozostałych przypadkach protestujący przepuszczają w obie strony jedynie po trzy wozy na godzinę.

Przed granicą polsko-ukraińską od naszej strony stoi już kilkaset ciężarówek: 900 przed przejściem w Hrebennem i 650 przed Dorohuskiem. Jak donosił w środę 8 listopada reporter RMF FM, jedna grupa ciężarówek zaczyna się już przed Chełmem, od strony Lublina. Policja, próbując zapanować nad sytuacją, nie wpuszcza wozów do miasta. W większości są to pojazdy z ukraińskimi tablicami rejestracyjnymi, które na odprawę poczekają kilka dni.

Związkowcy czują się ignorowani przez rząd

W rozmowach z dziennikarzami przewoźnicy podkreślali, że czują się ignorowani przez obecny rząd. Do tej pory nikt jeszcze z nimi nie rozmawiał. Zapowiadają jednak, że będą protestować do skutku. – Dziś trudno w ogóle mówić o polskich przewozach do i z Ukrainy, gdyż całkowicie utraciliśmy ten rynek na rzecz ukraińskich przewoźników, którzy kilkukrotnie zwiększyli liczbę wykonywanych przewozów od początku napaści rosyjskiej na ten kraj tłumaczył prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka.

– Oczywiście rynek ukraiński nigdy nie był znaczący dla całej naszej branży. Ale z drugiej strony dawał pracę przewoźnikom z województwa lubelskiego i podkarpackiego, którzy wyspecjalizowali się w przewozach na wschód. Dziś stają się oni bankrutami. Szczególnie, że wobec recesji na całym rynku nie znajdą oni pracy gdzie indziej – dodawał w rozmowie z RMF FM Maciej Wroński.

Czytaj też:
Czarny protest w Krakowie. Uczniowie powiedzieli dość
Czytaj też:
Szafarowicz ukarany. Dworczyk: Zaczyna to być rodzaj terroryzmu politycznego