System ETS2, który od 2027 r. ma objąć emisje z transportu drogowego i budynków, wzbudza kontrowersje ze względu na ryzyko podniesienia kosztów życia. Choć jego celem jest redukcja emisji w sektorach dotąd nieregulowanych, koszty zakupu uprawnień emisyjnych prawdopodobnie przerzucone zostaną na konsumentów – m.in. poprzez droższe paliwo i ogrzewanie. Polski rząd postuluje opóźnienie wdrożenia systemu, wskazując na potencjalne obciążenie domowych budżetów i spadek konkurencyjności przemysłu.
ETS2 szansą dla Polski?
Ekspert Neil Makaroff z think tanku Strategic Perspectives uważa, że ETS2 to szansa, o ile zostanie wdrożony w sposób sprawiedliwy społecznie.
Kluczowe będą mechanizmy osłonowe, wsparcie inwestycji w zielone technologie oraz wzmocnienie strategicznych sektorów przemysłu. Zbyt wysoka cena uprawnień może bowiem wywołać opór społeczny i zagrozić całemu systemowi. Obszerniej o przyczynach i potencjalnych skutkach ETS-2 przeczytasz w dodatkowym artykule.
Wielkie koszty dla obywateli
Z kolei Wanda Buk i Marcin Izdebski w swoim raporcie ostrzegają, że Polska może być jednym z krajów najbardziej dotkniętych ETS2. Ma to związek z dużym udziałem węgla w ogrzewaniu domów i wyższym niż średnia unijna zapotrzebowaniem na energię. Największe koszty poniosą mieszkańcy nieocieplonych domów jednorodzinnych.
Według szacunków, koszt uprawnień emisyjnych w transporcie sięgnie 11,5 mld zł w 2027 r., a do 2030 r. wzrośnie do 21 mld zł. Ceny paliw, transportu i towarów wzrosną, a gospodarstwa domowe będą musiały konkurować o uprawnienia z przemysłem.
Raport przewiduje, że do 2030 r. przeciętna rodzina może zapłacić od 6,3 tys. do ponad 10 tys. zł w zależności od źródła ogrzewania, a do 2035 r. nawet 39 tys. zł. W 2027 r. koszty mogą pochłonąć równowartość 73 proc. minimalnego wynagrodzenia – a to tylko początek zmian. Więcej o kosztach, jakie może wygenerować ETS-2 przeczytasz w osobnym artykule.
