Taksówkarz wiarygodniejszy od posła
To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Europoseł może zawiesić na ścianie obraz, ale nie może wbić w nią gwoździa, bo do tej działalności przeznaczony jest odpowiedni pracownik PE. "Przecież mógłbym sobie zrobić coś złego, pokiereszować sobie twarz, albo pozbawić się palców. Trzeba strzec eurodeputowanych!" - ironizuje Migalski. Ponadto, aby móc liczyć na dietę każdy europoseł musi potwierdzić obecność w Parlamencie na liście obecności strzeżonej przez strażnika. Jeśli jednak o tym zapomni może np. przedstawić rachunek za taksówkę lub zakup jakiegoś towaru, którego dokonał tego dnia w Brukseli. Co ciekawe niewystarczające jest natomiast świadectwo innego europosła. "Taksówkarz jest bardziej wiarygodny dla administracji parlamentarnej, niż eurodeputowany! Ależ muszą mieć straszne doświadczenia z tymi ostatnimi" - zżyma się Migalski.
Kulinarny rasizmEurodeputowani mogą też liczyć na przywileje, które również trącą polskiemu europosłowi socjalizmem. "Restauracje w PE podzielone są według kryterium dostępności - do niektórych mogą wejść wszyscy, do innych tylko parlamentarzyści. Pełny rasizm!" - pisze europoseł. Dziwi go również fakt, że parlament zamiast pozwolić deputowanym korzystać z taksówek utrzymuje kilkadziesiąt luksusowych limuzyn i setkę kierowców, którzy mają wozić posłów po mieście.
"Pod wpływem tych kuriozów niektórzy stają się euroentuzjastami, bo bardzo im się podoba ten świat, w którym są pączkami w maśle. Inni stają się eurofobami, bo zaczyna ich wkurzać całe to Bizancjum w połączeniu z socjalizmem w stylu enerdowskim. Znacznie bliżej mi do tych drugich, choć piszę to oczywiście z przymrużeniem oka" - kończy swoją relację z Brukseli Migalski.
salon24.pl, arb