Migalski: w Brukseli panuje enerdowski socjalizm

Migalski: w Brukseli panuje enerdowski socjalizm

Dodano:   /  Zmieniono: 
Eurodeputowany nie może sam przybić gwoździa do ściany swojego gabinetu, ponieważ ma do tego specjalnego pracownika; zamiast poruszać się po mieście taksówkami "musi" korzystać z luksusowej limuzyny; aby móc korzystać ze swojego gabinetu i pełni praw członka Parlamentu Europejskiego musi posługiwać się nie tylko swoim nazwiskiem, ale również wszystkimi imionami - opisuje życie w Brukseli eurodeputowany PiS Marek Migalski. "Niektórych wkurza to połączenie Bizancjum z socjalizmem w stylu enerdowskim" - przyznaje eurodeputowany.
Według Migalskiego absurdy unijnej biurokracji spotyka się w Brukseli na każdym kroku.  "Mamy prawo do trzech asystentów, którzy siedzą w sąsiadującym z naszym biurem pokoju. Jest jednak pewien problem - w owym biurze są tylko dwa biurka, a asystent bez biurka to nie asystent. Ma prawo do swojego biurka i już, więc nie można łamać jego praw i swobód. Zatem mogę mieć trzech asystentów, ale zarazem nie mogę - bo biurka brak" - pisze na swoim blogu Migalski.

Taksówkarz wiarygodniejszy od posła

To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Europoseł może zawiesić na ścianie obraz, ale nie może wbić w nią gwoździa, bo do tej działalności przeznaczony jest odpowiedni pracownik PE. "Przecież mógłbym sobie zrobić coś złego, pokiereszować sobie twarz, albo pozbawić się palców. Trzeba strzec eurodeputowanych!" - ironizuje Migalski. Ponadto, aby móc liczyć na dietę każdy europoseł musi potwierdzić obecność w Parlamencie na liście obecności strzeżonej przez strażnika. Jeśli jednak o tym zapomni może np. przedstawić rachunek za taksówkę lub zakup jakiegoś towaru, którego dokonał tego dnia w Brukseli. Co ciekawe niewystarczające jest natomiast świadectwo innego europosła. "Taksówkarz jest bardziej wiarygodny dla administracji parlamentarnej, niż eurodeputowany! Ależ muszą mieć straszne doświadczenia z tymi ostatnimi" - zżyma się Migalski.

Kulinarny rasizm

Eurodeputowani mogą też liczyć na przywileje, które również trącą polskiemu europosłowi socjalizmem. "Restauracje w PE podzielone są według kryterium dostępności - do niektórych mogą wejść wszyscy, do innych tylko parlamentarzyści. Pełny rasizm!" - pisze europoseł. Dziwi go również fakt, że parlament zamiast pozwolić deputowanym korzystać z taksówek utrzymuje kilkadziesiąt luksusowych limuzyn i setkę kierowców, którzy mają wozić posłów po mieście.

"Pod wpływem tych kuriozów niektórzy stają się euroentuzjastami, bo bardzo im się podoba ten świat, w którym są pączkami w maśle. Inni stają się eurofobami, bo zaczyna ich wkurzać całe to Bizancjum w połączeniu z socjalizmem w stylu enerdowskim. Znacznie bliżej mi do tych drugich, choć piszę to oczywiście z przymrużeniem oka" - kończy swoją relację z Brukseli Migalski.

salon24.pl, arb