Manipulacje IPN

Dodano:   /  Zmieniono: 
Są daty i rocznice w polskiej historii współczesnej, które wzbudzają gorące, nigdy nie kończące się dyskusje. Dotyczy to między innymi rocznicy obrad Okrągłego Stołu, Powstania Warszawskiego, inwazji wojsk sowieckich we wrześniu 1939 roku, czy zbliżającej się rocznicy stanu wojennego.
W wielu wypadkach rocznice te są wykorzystywane nie tylko do przypomnienia historii, czy do rzetelnej dyskusji politycznej, ale do realizowania polityki bieżącej, lub do załatwiania interesów określonych grup, czy instytucji. Z czymś takim mamy właśnie do czynienie obecnie, kiedy dr Antoni Dudek, z okazji zbliżające się daty 13. grudnia, postanowił się podzielić swoimi "naukowymi osiągnięciami", które jakoby miał doszczętnie obciążyć generała Wojciecha Jaruzelskiego i postawić go w rzędzie zdrajców Polski - zapewne powyżej targowiczan...

Grudniowy „Biuletynu IPN" (dostępny już w sieci) ma opublikować pełen zapis rozmowy, z  nocy 8 na 9 grudnia 1981 r. jaką Wojciech Jaruzelski przeprowadził z dowódcą wojsk Układu Warszawskiego marszałkiem Wiktorem Kulikowem. Uwaga ważna - nie jest to zapis rozmowy, nie jest to też stenogram, lecz notatki adiutanta Kulikowa, gen. Wiktora Anoszkina, sporządzone na jego prywatny użytek. Zostały one pozyskane przez polskiego reżysera Dariusza Jabłońskiego, zbierającego materiały do filmu dokumentalnego o płk. Ryszardzie Kuklińskim i przekazane do dyspozycji IPN. I dopiero teraz (choć cześć tych zapisków znana jest od lat, były one częściowo już publikowane) nabierają one znaczenia „naukowego", po opublikowaniu ich w biuletynie ipeenowskim. Dlaczego ma to znaczenie, i dlaczego teraz następuję ta publikacja - o tym później.

Według Antoniego Dudka z zapisków generała Anoszkina wynika, że Jaruzelski miał prosić Rosjan (Kulikowa) o pomoc militarną w przypadku, gdyby opór przeciwko stanowi wojennemu – miał być zbyt silny w stosunku do możliwości sił bezpieczeństwa i wojska. Jeżeli się jednak głębiej wczytamy w materiał, nie znajdziemy tam potwierdzenia, że chodziło o pomoc stricte militarną, a raczej o pomoc wojskową, w sensie zaopatrzeniowym. Potwierdza to również generał Florian Siwicki, ówczesny minister obrony narodowej, który mówi o pomocy gospodarczej i politycznej. Poza tym generał Kulikow nie był władny podjąć takiej decyzji samodzielnie, nie miał żadnych umocowań politycznych.

Notatka, która nabiera wartości jako oficjalny dokument IPN, stoi w sprzeczności z wiedzą i innymi materiałami z tamtego okresu. Dudek zarówno w publikacji, jak w wywiadach w pełni świadomie interpretuje materiały na niekorzyść Jaruzelskiego, a dodatkowo pomija inne, dużo ważniejsze, niż słabo zweryfikowane materiały asystenta Kulikowa materiały. Ważniejszy jest przede wszystkim protokół posiedzenia Biura Politycznego KC KPZR z 10 grudnia 1981 r., w którym możemy znaleźć wypowiedzi i stanowiska sowieckich funkcjonariuszy. I tak Michaił Susłow, członek KC stwierdził: „Równocześnie Polacy oświadczają wyraźnie, że są przeciwni wprowadzeniu wojsk. Jeżeli wojska wkroczą, będzie to oznaczało katastrofę. Myślę więc, że wszyscy tutaj jesteśmy zgodni, że w żadnym wypadku nie może być mowy o wprowadzeniu wojsk". Natomiast generał Dmitrij Ustinow, minister obrony ZSRR oświadczył;  „Jeżeli chodzi o to, jakoby tow. Kulikow powiedział o wprowadzeniu wojsk do Polski, to mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że Kulikow tego nie mówił (...). Kulikow doskonale wie, że Polacy sami prosili, by nie wprowadzać wojsk". Te dwie wypowiedzi - oficjalne i oficjalnie przekazane stronie polskiej, w formie kopii stenogramów przez prezydenta Federacji Rosyjskiej, Borysa Jelcyna, świadczą zupełnie co innego, niż to, co zawierają notatki Anoszkina.

Antoni Dudek wykazuje się nie tylko nierzetelnością naukową, ale również dokonuje manipulacji, po pierwsze, opierając się na materiale nieoficjalnym, nie urzędowym, po drugie, pomijając materiały znane, ale niewygodne dla założonej tezy. Czyni to z określonego politycznego powodu, a również w interesie instytucji, której jest pracownikiem. Dudek pragnie wspomóc prokuratorów IPN, którzy oskarżają generała Wojciecha Jaruzelskiego w związku z wprowadzeniem stanu wojennego i dekretem Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Podstawą oskarżenia jest paragraf kodeksu karnego, mówiący o kierowaniu związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym przez generała Jaruzelskiego. Innego paragrafu, który pozwoliłby na posadzenie generała na ławie oskarżonych nie udało się znaleźć. Z drugiej strony sąd będzie się starał udowodnić, że Wojciech Jaruzelski ogłaszając stan wojenny złamał obowiązujące wówczas prawo. Dekret o stanie wojennym i przepisy wykonawcze przegłosowane przez Radę Państwa miały naruszyć Konstytucję PRL. Niezawisły sąd III RP ma bronić zapisów i legitymizacji konstytucji państwa komunistycznego…

Ponieważ i przebieg procesu i sama konstrukcja aktu oskarżenia nie za bardzo jest spójna, IPN wysunął na linię walki zaangażowanych i "niezależnych" historyków, którzy mają udowodnić, że inwazja wojsk radzieckich, a szerzej - całego Układu Warszawskiego Polsce nie zagrażała. Tylko, że ani z notatek Anoszkina, ani nawet z protokołów biura politycznego KC KPZR nie wynika, że tego rodzaju planów nie było. Antoni Dudek ma również inne zadania, realizowane także przez innego historyka IPN - Jana Żaryna. To polityczny i medialny marketing, mający pokazać IPN z innej strony i mający go obronić przez nowymi regulacjami prawnymi. Obaj panowie, Dudek i Żaryn, założyli blogi w portalu Salon24.pl, które nie wiele mają wspólnego z propagowaniem historii, za to dużo z polityką. A Salon24 w ten sposób stał się stroną w rozgrywce o oblicze, rolę i zadania Instytutu Pamięci Narodowej. Zaczął pełnić rolę polityczną, zamiast być niezależnym forum.

Nie  ma chyba rzetelnie oceniającego historię najnowszą Polaka, który by stwierdził, że stan wojenny był dla naszego kraju wyjściem najlepszym i jedynym. Ale został wprowadzony i przeprowadzony polskimi siłami, co nie było bez znaczenie dla jego kosztów społecznych. Krytycy tamtych wydarzeń zapominają, że do prawidłowej oceny sytuacji i tego, co doprowadziło do 13  grudnia, konieczna jest nie tylko analiza dokumentów, przekazów pisemnych, oparcie się o wspomnienia, lecz również zrozumienie uwarunkowań i ogólnego stanu nastrojów społecznych – po jednej i drugiej stronie barykady. W analizach 13. grudnia i wydarzeń po tej dacie, pojawia się sformułowanie zaczerpnięte z języka prawniczego, o stanie wyższej konieczności, w jakiej znalazł się Wojciech Jaruzelski.

Chodzi o stan permanentnego, wielomiesięcznego nacisku wywieranego na niego przez towarzysz sowieckich, z Breżniewem na czele, przez aparat partyjny, betonowy i dążący do władzy, a także – przez nasilający się nacisk ze strony działaczy "Solidarności", którzy od września 1980 roku przesuwali granicę sporu i nacisku na rząd. Jest oczywiście jasne, że Jaruzelski planował rozwiązanie siłowe, od wielu miesięcy, ponieważ tego rodzaju rzeczy trzeba planować. Jego motywacją było zachowanie status quo układu partyjnego przy władzy – ale już na drugim miejscu stała sprawa obrony integralności państwa i jego bezpieczeństwa. Pacyfikacja "Solidarności" była nie celem, lecz środkiem realizacji dwóch wspomnianych celów.

Stan wojenny był dla Wojciecha Jaruzelskiego "dobrym" wyborem spośród najgorszych scenariuszy. Niezależnie od tego, czy czołgi i żołnierze państw Układu Warszawskiego (w tym Niemcy) weszliby do Polski, ten dylemat nie zostanie nigdy do końca rozwiązany. Jaruzelski musiał jednak w swoich rachubach brać to pod uwagę. On doskonale wiedział, nauczony doświadczeniami roku ‘56 na Węgrzech i ‘68 w Czechosłowacji, że bardziej nam grozi model węgierski, niż czechosłowacki. Tym bardziej, że czołgi sowieckie, o czym się nie chce wspominać, nie stacjonowały tylko w Legnicy – lecz również w innych miejscowościach – w tym na obrzeżach Warszawy.

Jaruzelski był żołnierzem z pełną znajomością planów strategicznych Układu Warszawskiego. Wiedział, że Polska jest głównym teatrem wojny dla sowieckiej armii. I że będzie ona tego terytorium broniła. Nawet jeżeli w danym momencie kierownictwo moskiewskie, w sytuacji przejęcia władzy przez polską opozycję, która rozpędzona i rozzuchwalona społecznym poparciem, natychmiast przystąpiłaby do dekomunizacji kraju, nie podjęłoby kroków militarnych, to jednak dalej groziło, że generałowie sowieccy wymusiliby interwencję w Polsce. Jak wiadomo, marszałek Kulikow był zwolennikiem rozwiązań  siłowych. Interwencja mogła nastąpić z trzech stron – niemieckiej, czechosłowackiej i sowieckiej. Szkoda, że skrzętnie się pomija w analizach tamtego okresu stanowisko Niemców i Czechów, którzy wręcz domagali się od Kremla interwencji w Polsce. Domagali się zdławienia kontrrewolucji. I to jest głównie klucz do zrozumienia sytuacji, w jakiej znalazł się Wojciech Jaruzelski. On nie myślał, jak aparatczyk partyjny – lecz klasycznie przeprowadził analizę strategicznych działań.

Trudno zaliczyć Wojciecha Jaruzelskiego do zbawców narodu, szczególnie po ponad 100 ofiarach stanu wojennego. Niewielu komentatorów jednak zdaje sobie sprawę, że odejście z władz partyjnych człowieka, do którego Moskwa miała zaufanie, mogło stać się dla Polski tragedią. Zastąpienie Jaruzelskiego "modernistą", czyli powrót Stanisława Kani – skończyłoby się rozpadem i dezintegracją państwa – i interwencją, zapewne krwawą . A inną alternatywą mógłby być jakiś polski Janos Kadar – na przykład Stefan Olszowski.  Stan wojenny złamał "Solidarność", wprowadził Polskę w stan letargu społecznego, zwichnął życie wielu ludziom. Nie da się tego w żaden, a tym bardziej indywidualny sposób zrelatywizować. Jednak stan wyższej konieczności, poczucie zagrożenie państwa i obywateli, konieczność zachowania praw (w tym także interesów działaczy partyjnych), kazała Jaruzelskiemu podjąć taką decyzję.