Kaczyński: komisja naciskowa rozmawia o bajkach

Kaczyński: komisja naciskowa rozmawia o bajkach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jarosław Kaczyński (fot. A. Jagielak /Wprost)
Sejmowa komisja śledcza ds. nacisków rozpoczęła przesłuchanie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Posłowie będą chcieli się dowiedzieć, czy były premier wpływał w niedozwolony sposób na śledztwa dotyczące polityków i mediów w czasie rządów PiS.
- W sferze faktów nie działo się nic, co by było sprzeczne z prawem - powiedział przed komisją śłedczą ds. nacisków prezes PiS Jarosław Kaczyński, mówiąc o działaniach swojego rządu. Podczas swobodnej wypowiedzi ocenił, że to, czym zajmuje się komisja, to "sfera wymyślona, niemająca kontaktu z realiami". Kaczyński mówił też o "filozofii politycznej" swojego rządu. Zaznaczył, że jej częścią było odrzucenie pewnego typu ideologii - permisywizmu społeczno-ekonomicznego. Ta ideologia, jak tłumaczył, polega m.in. na tym, że w Polsce niemożliwe jest uniknięcie patologii, takich jak korupcja. - Myśmy się z tym nie godzili - podkreślił. Prezes PiS dodał, że jednym z celów rządu PiS było "odrzucenie immunitetów". Zaznaczył, że prawo wobec niektórych osób działa w ograniczony sposób, a tak być nie powinno. Podał przykłady Romana Polańskiego i doktora G. Podkreślił, że innym założeniem jego rządu było to, aby obywatele mieli wiedzę na temat osób publicznych i "nie byli traktowani jak dzieci". Prezes PiS powiedział, że ta polityka jego rządu budziła "sprzeciw niekiedy potężnych grup interesu".

Prezes PiS zeznał przed komisją śledczą ds. nacisków, że nie miał wiedzy, aby służby specjalne, w czasie, gdy był premierem, prowadziły działania przeciwko politykom opozycji. Kaczyński, zapytany, czy miał wiedzę na temat działań służb wobec polityków opozycji w czasie rządów PiS, odpowiedział: "Nie miałem takiej wiedzy. Tego typu zjawisk nie było". Zdaniem Kaczyńskiego, celem służb było reagowanie na możliwość popełnienia przestępstwa. Przyznał, że badane sprawy "mogły prowadzić w różną stronę". - Nie było przedsięwzięć, które zmierzałyby do tego, aby zaatakować konkretną osobę z życia publicznego - zapewnił. Dodał, że nie potrafi sobie przypomnieć, żeby w działaniach służb o charakterze operacyjnym "przejawiały się jakieś nazwiska posłów opozycji".

Prezes PiS był pytany, dlaczego jego rząd nie wydał przepisów wykonawczych do ustawy o CBA (dotyczących m.in. posługiwania się przez funkcjonariuszy dokumentami legalizacyjnymi), podczas gdy Biuro podejmowało już działania operacyjne. Szef PiS wyjaśnił, że stało się to na skutek zaniechania urzędnika podlegającego ministrowi-koordynatorowi specslużb. Zaznaczył, że CBA mogło działać, mimo braku przepisów wykonawczych. Zapewnił, że żadna operacja CBA nie mogła być podjęta bez zgody sądów.

Kaczyński zapewnił, że nie zbierał haków na polityków opozycji, a wypowiedzi Romana Giertycha w tej sprawie są stekiem kłamstw. - Nie zbieraliśmy haków, nie było żadnych teczek, żadnych rozmów o żonie tego czy innego polityka - zapewnił Kaczyński. Jak dodał nic nie wie o tym, by ktoś w jego rządzie miał zbierać kompromitujące materiały na polityków opozycji. - O żadnym takim poszukiwaniu nie było mowy, to są pomówienia - oświadczył prezes PiS. Zapewnił, że za czasów jego rządów nie było żadnych postępowań ad personam, a jedynie postępowania w sprawie - ad rem. 

Giertych dziadek z Wehrmachtu Kaczyńskiego stać na dużo więcej

Kaczyński powiedział, że nic nie wie o naciskach na prokuratorów, m.in. na Marka Wełnę - za czasów rządów PiS. Wełna był szefem specjalnego zespołu do spraw mafii paliwowej. Zeznał płockim prokuratorom, że nie miał faktycznego wpływu na prace zespołu. Jak mówił był pod stałym nadzorem ówczesnego szefa resortu sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i ówczesnego szef ABW Bogdana Święczkowskiego, a ich zainteresowanie koncentrowało się na wątkach, w których występowały znane nazwiska polityków lewicy: Jacka Piechoty i Małgorzaty Ostrowskiej oraz przyrodniego brata byłego premiera - Sławomira Millera. Prezes PiS zapewnił też, że nie miał żadnej wiedzy o ewentualnych nadużyciach Święczkowskiego - jako szefa ABW - i jego akcjach niezgodnych z prawem. Jak podkreślił, jest mocno przekonany, że takich akcji ze strony Święczkowskiego nie było.

Były premier podkreślił również, że nie sugerował szefowi CBA żadnych działań ws. tzw. afery gruntowej. Kaczyński przyznał, że rozmawiał kilkakrotnie "w cztery oczy" z szefem CBA Mariuszem Kamińskim o akcji Biura w Ministerstwie Rolnictwa w związku z tzw. aferą gruntową, ale "nie wydawał żadnych dyspozycji". - Nigdy nie wzywałem pana Kamińskiego w tej sprawie z własnej inicjatywy. Kilka razy coś mi na temat tej akcji mówił - dodał.

Według prezesa PiS, Kamiński po raz pierwszy informując go o sprawie, zaznaczył, że akcja CBA jest ściśle tajna i nie ma prawa na ten temat nikomu niczego mówić. Dodał, że szef CBA powiedział mu "o dwóch osobach, które powołują się na wpływy w Ministerstwie Rolnictwa" i że może to dotyczyć ministra rolnictwa i wicepremiera Andrzeja Leppera. Prezes PiS dodał, że kilka razy na posiedzeniu władz partyjnych "ogólnie mówił, że układ rządowy zmierza ku końcowi".

Jarosław Kaczyński powiedział przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków, że jest przekonany, iż źródłem przecieku z akcji CBA w ministerstwie rolnictwa jest Janusz Kaczmarek. Prezes PiS odpowiadał na pytania dotyczące konferencji z 2007 r., podczas której ujawniono podsłuchy rozmów Janusza Kaczmarka, Konrada Kornatowskiego i Jaromira Netzla. - Dla mnie ten łańcuch dowodowy się zamyka i jestem zdziwiony, że decyzja w tej sprawie była inna - podkreślił. Kaczyński powiedział, że ponosi "pełną odpowiedzialność" za powołanie Janusza Kaczmarka na szefa MSWiA. - Pomysł powołania ministra Kaczmarka na to stanowisko był moim pomysłem. Prezydent miał do tego sceptyczny stosunek. Przekonywałem prezydenta bardzo do tego, żeby się na to zgodził i namówił Janusza Kaczmarka - podkreślił.

Według niego, prezydent Lech Kaczyński mówił mu, że nie jest pewien, czy ministerialna funkcja dla Kaczmarka to dobra decyzja. Prezes PiS zaznaczył również, że nawet gdyby nie było sprawy przeciekowej, Kaczmarek byłby odwołany. - Różnica czasowa byłaby minimalna. Może nawet żadna - dodał.

PAP, arb