Tusk zniszczy PO?

Tusk zniszczy PO?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy ktoś jeszcze kontroluje to, co dzieje się w PO w związku z prawyborami? Janusz Palikot odwołuje Radosława Sikorskiego ze stanowiska ministra spraw zagranicznych, Sławomir Nitras zarzuca Grzegorzowi Schetynie, że proponując debatę w Sali Kolumnowej Sejmu sabotuje PO, a Sikorski u Tomasza Lisa kpi z Bronisława Komorowskiego twierdząc, że ten jako prezydent bez tłumacza mógłby rozmawiać tylko z prezydentem Litwy, bo ten zazwyczaj zna polski…
Prawybory w PO miały niewątpliwie przyciągnąć uwagę opinii publicznej do PO i odciągnąć ją od innych pretendentów do prezydentury. I to się udało. Jednocześnie prawybory mają też, jak każdy eksperyment, pewne efekty uboczne.

Najpoważniejszym jest obudzenie drzemiących w PO demonów. Eklektyczna partia, która łączy w sobie lewicowych liberałów (Palikot), bezideowych technokratów (Schetyna), konserwatywnych-liberałów (Gowin), konserwatystów (Mężydło) i radykalnych antykomunistów (Sikorski) jest monolitem dopóty, dopóki jej działacze dowiadują się co mają mówić z Przekazów Dnia. Kiedy natomiast politycy PO otrzymują szansę by mówić to co sami myślą na różne tematy okazuje się, że Platforma jako pewna spójna propozycja programowa po prostu nie istnieje.

Mało tego – rywalizacja Sikorski-Komorowski nie ujawniła de facto konfliktu ideologicznego w PO (ten bardziej ujawnia Janusz Palikot, który ciągnie PO w stronę SLD i Jarosław Gowin, który dla równowagi po cichu flirtuje z LPR). Walka o start w wyborach prezydenckich pokazała, że w Platformie istnieje również problem „dworu" i „reszty świata".

Komorowski jest kandydatem partyjnej nomenklatury – nieprzypadkowo jest popierany przez niemal wszystkich posłów i większość liderów regionów. Komorowski jest bowiem dla nich wszystkich gwarantem utrzymania status quo – wiadomo, że do pałacu weźmie ze sobą „sprawdzonych towarzyszy", wewnątrzpartyjnej opozycji budować nie będzie (choć tu działacze PO mogą się mylić, Komorowski faktycznie tego nie zrobi, ale Janusz Palikot – czemu nie) – i generalnie nie zrewolucjonizuje platformerskiego świata. Z drugiej strony jest Radosław Sikorski – człowiek spoza ścisłej elity PO, który stwarza szanse na wejście do pierwszej ligi ambitnym politykom, którzy dziś są w PO co najwyżej dekoracją (Gowin, Nitras). A więc w PO oprócz poważnych różnic ideologicznych istnieje również tłumiony dotąd konflikt między równymi i równiejszymi. Sporo poważnych konfliktów jak na jedną partię.

Pytanie dziś brzmi: czy Tusk zapanuje nad dżinem, którego wypuścił z butelki? Na pewno przekonał się o jednym – decyzja o niekandydowaniu w wyborach prezydenckich była nie tylko dobrym posunięciem, ale wręcz jedynym możliwym. Gdyby Tusk został prezydentem – ten sam konflikt, który obserwujemy dziś, wybuchłby ze zdwojoną siłą – z tą różnicą, że walczono by o władzę w partii i stanowisko premiera i nie byłoby już Tuska, który mógłby tupnąć nogą i porozstawiać towarzystwo po kątach. Tusk zostając w PO prawdopodobnie uratował tę partię przed rozpadem. Czy jednak teraz będzie umiał, po zakończeniu prawyborów, ponownie uczynić z PO drużynę grającą do jednej bramki?