Rzecznik odniósł się też do ustaleń dziennikarzy "Superwizjera" TVN. Z ich informacji wynika, że paliwo - na którym leciała rozbita CASA - było złej jakości, w maszynie tuż przed katastrofą nie działała czarna skrzynka, zaś piloci podczas podchodzenia do zakończonego katastrofą lądowania byli przemęczeni, bo pracowali, wbrew prawu, kilkanaście godzin. - Fakty te były znane prokuraturze. Potwierdzam, że jeden z parametrów paliwa był powyżej dopuszczalnej normy, ale biegli we wcześniej wydanej opinii odnieśli się do tego stwierdzając, że nie miało to wpływu na pracę silnika, a tym samym na katastrofę. Sprawa przekroczenia godzin pracy jest jednym z elementów zarzutu, który przedstawiliśmy ppłk. Leszkowi L. - poinformował Schewe.
Jak dodał - według ustaleń prokuratury - rejestrator działał od początku do końca lotu i prokuratura dysponuje jego ciągłym zapisem. - Nie ustaliliśmy, by nastąpiła jakakolwiek awaria i by to urządzenie zaprzestało swojej pracy przed momentem katastrofy. Rzeczy ujawnione przez dziennikarzy nie są dla śledczych nowe, one nie były ujawniane opinii publicznej ze względu na toczące się śledztwo - stwierdził.
Samolot transportowy CASA C-295M rozbił się 23 stycznia 2008 r. w Mirosławcu (Zachodniopomorskie). Zginęło 20 lotników - czteroosobowa załoga i 16 oficerów. Po katastrofie stanowiska straciło pięciu wojskowych bezpośrednio odpowiedzialnych - w ocenie ministra obrony - za decyzje, które do niej doprowadziły. Byli to ppłk Leszek L., ówczesny dowódca 13. eskadry lotnictwa transportowego z Krakowa, kontroler zbliżania oraz precyzyjnego podejścia, kontroler lotniska, komendant Wojskowego Portu Lotniczego w Mirosławcu i starszy dyżurny Centrum Operacji Powietrznych.
W sprawie do tej pory przedstawiono zarzuty dwóm osobom. Ppłk Leszek L. jest podejrzany o nieumyślne niedopełnienie obowiązków ws. katastrofy wojskowego samolotu CASA. Grozi mu kara do dwóch lat pozbawienia wolności. Por. Adam B., były kontroler zbliżania i precyzyjnego podejścia w Wojskowym Porcie Lotniczym w Mirosławcu, usłyszał zarzut nieumyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym; grozi mu do dwóch lat więzienia.
Komisja badająca przyczyny tragedii uznała, że doprowadził do niej splot wielu okoliczności. Jak ustalili eksperci, na katastrofę miał wpływ m.in. niewłaściwy dobór załogi i jej niewłaściwa współpraca w kabinie, niekorzystne warunki atmosferyczne na lotnisku, brak obserwacji wskazań radiowysokościomierza podczas podejść do lądowania i błędna interpretacja wskazań wysokościomierzy.
zew, PAP