"Kandydowanie jako niezależny to magiczna formuła"

"Kandydowanie jako niezależny to magiczna formuła"

Dodano:   /  Zmieniono: 
- Bycie niezależnym to magiczna formuła, która pozwala obronić stanowisko. Określenie "niezależny" to najczęściej umiarkowanie uzasadniony komplement - w taki sposób socjolog i wykładowca Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego, dr Jarosław Flis, ocenił wyniki II tury wyborów samorządowych.
- Kandydaci na prezydentów miast określani jako niezależni to po pierwsze kandydaci, którzy albo pokłócili się ze swoimi partiami, które ich wcześniej wystawiały, albo ci, którzy są popierani przez ogólnopolskie partie, ale po cichu -  to znaczy bez przyjmowania ich szyldów. Pojęcie niezależny jest tutaj najczęściej umiarkowanie uzasadnionym komplementem - ocenił Flis.

- Widać, że to jest magiczna formuła, która pozwala obronić stanowisko. Żaden z prezydentów, który kandydował, jako formalnie niezależny, ale był popierany przez jedną z ogólnopolskich partii, w 25 największych miastach nie przegrał wyborów, ani w tych wyborach, ani w poprzednich. To jest element, który jest taką "wunderwaffe" w wyborach samorządowych - to znaczy przedstawiać się, jako kandydat niezależny, niezwiązany z ogólnopolską polityką, ale tak naprawdę cieszyć się poparciem jednej z liczących się partii. To jest formuła, która pozwala obronić urząd przed konkurentami, bo dotyczy to tylko i wyłącznie urzędujących prezydentów - dodał Flis.

- Warto zwrócić uwagę, że w żadnym z 25 największych miast w Polsce do II tury nie wszedł żaden kandydat - poza urzędującymi prezydentami - który nie był popierany przez jedną z ogólnopolskich partii. Te wyniki, póki co, potwierdzają te tendencje. To znaczy są dwa warianty: albo wygrywa urzędujący prezydent, albo kandydat z partii, która prowadzi w danym mieście we wszelkich sondażach i głosowaniach partyjnych - mówił socjolog.

pap, ps