CASA: zawiniła załoga i kontroler

CASA: zawiniła załoga i kontroler

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. Wikipedia) 
Brak właściwego współdziałania między załogą a kontrolerem lotniska był powodem katastrofy samolotu CASA w styczniu 2008 r. – ustaliła prokuratura. Do sądu skierowany został akt oskarżenia wobec por. Adama B., byłego kontrolera zbliżania i precyzyjnego podejścia w Wojskowym Porcie Lotniczym w Mirosławcu.
W czwartek Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu przekazała na  konferencji prasowej ustalenia zakończonego śledztwa w sprawie katastrofy samolotu CASA. Śledztwo trwało ponad trzy lata. Por. Adam B. odpowiadać będzie za umyślne niedopełnienie obowiązków. Grozi mu kara do 3 lat więzienia. Akt oskarżenia został skierowany do  Wojskowego Sądu Garnizonowego w Warszawie.

 

Prokuratura umorzyła postępowanie wobec ppłk. Leszka L., ówczesnego dowódcy 13. eskadry lotnictwa transportowego z Krakowa. W czasie śledztwa usłyszał on zarzut nieumyślnego niedopełnienia obowiązków organizatora lotu. Z uwagi na śmierć sprawcy umorzone zostało również postępowanie wobec kapitana CASY, kpt. pil. Roberta K, który miał nieumyślnie spowodować katastrofę w ruchu powietrznym, w efekcie której śmierć poniosła załoga i  pasażerowie.

Samolot był sprawny

Jak poinformował w czwartek ppłk Tadeusz Cieśla, wojskowy prokurator okręgowy w Poznaniu, śledztwo wykazało, że samolot był sprawny technicznie, a warunki pogodowe były wystarczające do odbycia sprawnego lotu. Zawinił natomiast brak właściwego współdziałania między załogą samolotu a kontrolerem zbliżania i precyzyjnego podejścia.

- Ze strony kontrolera było to nieegzekwowanie od załogi meldowania konkretnych wysokości i kwitowania wysokością wydawanych komend dla  załogi, udzielanie też nierzetelnych informacji o położeniu samolotu względem ścieżki schodzenia. Po stronie załogi były to błędy w sztuce pilotażu, brak synchronizacji wysokościomierzy, nieobserwowanie przyrządów. Efektem było doprowadzenia do przechylenia i pochylenia samolotu, utraty siły nośnej i w efekcie katastrofy - powiedział ppłk Tadeusz Cieśla.

Myśleli, że są na ścieżce

Zdaniem śledczych piloci byli przekonani, że zniżają się w prawidłowy sposób na prawidłowej ścieżce i nie odczuli przechylenia samolotu w  lewą stronę.

Por. Adamowi B., byłemu kontrolerowi zbliżania i precyzyjnego podejścia w Wojskowym Porcie Lotniczym w Mirosławcu, w toku śledztwa postawiono zarzuty umyślnego niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego. - Mając obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa samolotu CASA, poprzez kontrolowanie ruchu samolotu na ścieżce zniżania, przekazywania załodze samolotu informacji o pozycji statku w stosunku do ścieżki zniżania, nie  egzekwował tych powinności. Akceptował sytuację braku określenia odchyleń w wysokości pozycji samolotu i sytuację braku korekty tego stanu przez załogę, co stwarzało zagrożenie dla bezpiecznego przyziemienia samolotu przez załogę i stanowiło działanie na szkodę załogi i pasażerów - powiedział ppłk Tadeusz Cieśla.

Jak podkreślił, nie można mówić o bezpośrednim wpływie jego zachowań na katastrofę. - Gdyby załoga zachowywała się prawidłowo, to samolot przeleciałby nad lotniskiem i nic by się nie stało - wyjaśnił.

W śledztwie zarzuty usłyszał też ppłk Leszek L., ówczesny dowódca 13. eskadry lotnictwa transportowego z Krakowa. Przedstawiono mu zarzut nieumyślnego niedopełnienia obowiązków organizatora lotu. Miał on nieprawidłowo dobrać członków załogi i błędnie ocenić czas wykonania lotu w bezpieczny i zgodny z przepisami sposób. - Postępowanie wobec niego zostało umorzone z uwagi na brak znamion czynu zabronionego w postaci niedopełnienia obowiązków – powiedział Cieśla. Wcześniej prokuratura stawiała Adamowi B. zarzuty nieumyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym. Ppłk Leszek L. miał początkowo postawiony zarzut przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków.

100 świadków przesłuchano

W trakcie śledztwa przesłuchano ponad 100 świadków, zgromadzono 42 tomy akt. Sporządzono 6 opinii przygotowanych przez ekspertów z Zakładu Medycyny Sądowej w Szczecinie i Krakowie, Komisji Badania Wypadków Lotniczych oraz zespół 10 biegłych powołanych przez prokuraturę. Koszty postępowania wyniosły ponad 360 tys. zł. - Śledztwo trwało ponad 3 lata, do końca nie mieliśmy wpływu na czas jego trwania. W trakcie trwania naszego śledztwa wydarzyła się jeszcze potężniejsza katastrofa w Smoleńsku. Z uwagi na wykorzystywanie biegłych, którzy pracowali dla naszej sprawy w tamtym śledztwie, które miało priorytet, jego czas wydłużył się - powiedział ppłk Cieśla.

Z głównej sprawy katastrofy samolotu CASA wyłączono do odrębnego postępowania wątek niedopełnienia obowiązków na lotnisku w Mirosławcu, gdzie nie działał system ILS a także wątek wykorzystywania samolotu CASA w Siłach Powietrznych i niewłaściwego szkolenia pilotów i personelu naziemnego.

20 osób zginęło

Wojskowy samolot transportowy CASA C-295M rozbił się 23 stycznia 2008 r. w Mirosławcu (Zachodniopomorskie). Maszyna wykonywała lot na trasie Okęcie - Powidz - Krzesiny - Mirosławiec - Świdwin - Kraków; rozwoziła uczestników konferencji Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych RP. Zginęło wtedy 20 lotników - czteroosobowa załoga i 16 oficerów. Po katastrofie stanowiska straciło pięciu wojskowych bezpośrednio odpowiedzialnych - w ocenie ministra obrony - za decyzje, które do niej doprowadziły. Byli to ppłk Leszek L., kontroler zbliżania oraz  precyzyjnego podejścia, kontroler lotniska, komendant Wojskowego Portu Lotniczego w Mirosławcu i starszy dyżurny Centrum Operacji Powietrznych.

zew, PAP